Postanowiłam wziąć udział w konkursie zorganizowanym przez portal lubimyczytac.pl. Konkurs polegał na wymyśleniu pytania do Georga R. R. Martina. Nagrody są świetne, szczególnie ta gra planszowa, więc pomyślałam, że warto pogłówkować. Nie było to jednak takie proste. Kiedy dowiedziałam się o konkursie, już było ponad sto pytań od różnych użytkowników. Dodatkowa trudność to to, że konkurs jest dwustopniowy. Najpierw osoby odpowiedzialne za konkurs wybierają pytania, ale to sam George R. R. Martin, ma wybrać 3 najciekawsze. Wypadałoby więc zadać pytanie, które jeszcze nie padło w poprzednich wywiadach z autorem. Postanowiłam więc najpierw zorientować się jakie padły i je wyeliminować. W tym celu przekopałam się przez masę wywiadów. Potem pogoniłam do pracy moje szare komórki i udało mi się z dużym trudem sklecić kilka pytań. Do tej pory pula pytań urosła do kilkuset. Będzie ciężko.
Przy okazji dowiedziałam się mnóstwa ciekawych rzeczy o Georgu R. R. Martinie. Pomyślałam sobie, że szkoda, żeby to się zmarnowało. Zebrałam wszystkie informacje, pogrupowałam, przetłumaczyłam i teraz sami macie okazję trochę poczytać. Jeżeli znajdziecie coś, o czym jeszcze nie wiedzieliście, to dajcie proszę znać w komentarzu. Będzie mi bardzo miło. Jeszcze jedno, tłumaczenie jest moje. Nie tłumaczyłam zdanie po zdaniu, bo zajęłoby mi cztery razy tyle czasu i wymieszałam informacje z wszystkich wywiadów, żeby je dopasować do działu. Jeżeli ktoś dobrze zna język angielski, to może skorzystać z linków do poszczególnych artykułów umieszczonych na końcu postu. A teraz do rzeczy:
o swoich książkach
Kiedy dorosłem porzuciłem myśl o karierze astronauty. Pomyślałem, że zamiast latać na obce planety mogę po prostu pisać o obcych planetach, obcych cywilizacjach. Chyba w szkole średniej zdecydowałem, że chce zarabiać na życie pisząc książki, ale oczywiście wymyślać różne historie zacząłem dużo wcześniej. Nawet kiedy byłem w podstawówce pisałem historie o potworach i sprzedawałem je innym dzieciom za drobniaki, za które kupowałem potem batony w sklepiku.
Nie mogę zaprzeczyć, że tworzę fantasy. W moich powieściach jest magia i smoki, miecze i wszystkie klasyczne elementy fantasy. W przeszłości pisałem też inne rodzaje literatury: science-fiction, horror i książki, które były mieszankami wszystkich tych gatunków.
Zgadzam się w zupełności z tym co kiedyś powiedział William Faulkner – powiedział on, że ludzkie serce i konflikty, które w nim się rozgrywają to jedyna rzecz o której warto pisać. Zawsze brałem te słowa jako rodzaj myśli przewodniej, reszta to tylko ozdobniki.
Mam na myśli to, że możesz pisać o smokach, stworzyć powieść science fiction, której akcja rozgrywa się na obcej planecie z jego mieszkańcami i statkami kosmicznymi, możesz napisać western o rewolwerowcach, albo powieść detektywistyczną, albo każdy inny rodzaj literatury ale nadal będziesz pisał o ludzkim sercu i nękających go rozterkach. Nigdy nie starałem się trzymać ściśle jednego gatunku. Mam wiele zabawy w mieszaniu stylów, wziąć trochę tego i trochę z tamtego, stworzyć coś zupełnie nowego.
Kiedy zaczynałem pisać Pieśń Lodu i Ognia, to miała być trylogia: A game of thrones, A dance with dragons, The winds of winter – trzy książki. Ale trylogia rozrosła się już kiedy pisałem pierwszy tom. Myślę, że to Tolkien powiedział „Opowieść rozrasta się w miarę opowiadania” (The tale grew in the telling”). Moim nadrzędnym celem jest opowiedzieć historię od początku do końca. Ile książek potrzeba, żeby tego dokonać, to już zupełnie inna sprawa. Nie zamierzam przycinać opowieści, tylko po to, żeby się zmieściła w określonej liczbie tomów. Ale w dalszym ciągu moim celem jest siedem.
Jeżeli chodzi o inne serie, to podpisałem porozumienie, kontrakt z wydawnictwem Bantam na stworzenie kolekcji opowiadań Dunk&Egg, których akcja toczy się w Westeros sto lat przed wydarzeniami opisanymi w serii. W zbiorze tym będą 4 opowiadana, trzy z nich już skończyłem. Będzie więcej takich zbiorów. Co potem? Jeszcze nie wiem. To będzie za wiele lat, a do tej pory mogę kilka razy zmienić zdanie.
i sposób tworzenia świata Pieśni Lodu i Ognia
Od samego początku myślałem o czymś wielkim i epickim, o armii postaci i bardzo wielu miejscach akcji.
Pod pewnymi względami konstrukcja powieści przypomina te z Władcy Pierścieni. Tolkien rozpoczął skromnie od Shire, od urodzin Bilbo i od tamtej pory kolejne postacie zaczęły narastać. Najpierw Frodo i Sam, potem Merry i Pippin, Aragon i dalsi towarzysze. Potem w pewnym punkcie powieści postacie te się rozdzielają. Mimo to mamy poczucie jedności świata który się rozrasta.
Mój schemat jest bardzo podobny. Zaczynamy w Winterfell, i wszyscy z wyjątkiem Daenerys są w Winterfell, nawet postacie, które nie przynależą do tego miejsca jak Tyrion. Potem wyruszają i zaczynają się rozdzielać. W tym sensie moje książki są o wiele większe od Władcy Pierścieni, ponieważ występuje w nich więcej postaci i te postacie bardziej się rozprzestrzeniają. Jednak od początku moja intencją było, tak jak to miało też miejsce we Władcy Pierścieni, sprawić, żeby ich drogi znów się zeszły i to właśnie teraz się dzieje. Może rzeczywiście zrobiłem ten świat za duży dwie części temu. Ale stało się, podrzuciłem w górę piłeczki i czuje się zobowiązany żonglować nimi najlepiej jak potrafię. Nie może się zdarzyć, że zapomnicie o części tych piłeczek, musicie poradzić sobie z nićmi wątków, które wplątałem w akcję. Jeżeli uda mi ruszyć z miejsca wszystkie z nich, to będzie wspaniale. Jeżeli nie, świat mi o tym powie.
Zasadnicze zwroty akcji, jak i moment śmierci bohaterów zostały ustalone przez mnie na samym początku. Oczywiście czasami jest mi trudno pisać o śmierci danego bohatera. Pewna cześć mnie, nie chce tego robić. Przywiązałem się do nich, do moich postaci, ale wiem jaki jest ich los, jakie fatum nad nimi ciąży i wiem, że muszę o tym napisać.
i sposób tworzenia postaci
Tak, oczywiście Starkowie stanowią centrum całej opowieści. To w ich siedzibie wszystko się zaczęło. Pisałem tę powieść w trzeciej osobie, z punktu widzenia wybranej postaci. Kiedy używam danej postaci jako narratora, ja staję się tą postacią, identyfikuje się z nią. Tak więc kiedy pisze rozdziały z Tyrionem, zakochuje się w Tyrionie, a potem przełączam się na Jona Snow, zakochuje się w nim. To samo z Daenerys. Nawet jeżeli chodzi o postacie, które nie są może najmilszymi osobami na świecie. Nikt nie jest czarnym charakterem w swojej własnej opowieści. Najtrudniej było mi pisać z punktu widzenia Brana z dwóch powodów. Pierwszy to jego wiek. Jest trudno pisać z punktu widzenia dziecka. Oczywiście, to jest możliwe, ale idzie powoli. Musisz za każdym razem myśleć: „Jak widziałby to ośmiolatek?” To jest powód dla którego nie ma opowieści z punktu widzenia Rickona, który jest najmłodszym ze Starków. Ma w książce tylko 3 lata. Pisanie o Branie, który ma 8 jest dla mnie wystarczająco trudne. Druga sprawa, to to, że Bran jest najbardziej powiązany z magią w powieści, a magia to rdzeń fantasy. Chcesz, żeby czytelnicy poczuli tę tajemnicę, żeby to nie było takie zwyczajne i oklepane. Jeżeli to zostanie zrobione źle, może zniszczyć całą powieść. Za dużo magii, albo magia która się narzuca, może doprowadzić to tego że wątek magiczny przejmie kontrolę nad powieścią i nagle wszystko wokół niej zacznie się kręcić. Zgubimy istotę ludzkich dramatów, kiedy bohaterowie zaczną rozwiązywać swoje problemy za pomocą machnięcia różdżką. Jeżeli magia ma się pojawić, muszę być ostrożny z używaniem jej.
Kiedy zakładam, że potrzebuje kolejnej postaci? Nie wiem. W moich książkach są dwa rodzaje postaci: te z punktu widzenia których widzimy ten świat (viewpoint characters) i cała reszta. Staram się być ostrożny w dodawaniu viwepoint character, nie chce, żeby to była osoba, która po prostu relacjonuje wydarzenia. Nie chce reportera. To musi być postać z krwi i kości, nawet jeżeli nie pożyje długo. Jeżeli rozwijam te postacie, to po to, żeby zobaczyć świat z innego punktu widzenia. Potem mamy drugorzędnych i trzeciorzędnych bohaterów. Myślę, że to będzie prawdziwe wyzwanie dla Davida i Dan w kolejnych sezonach serialu. Obsada będzie się rozrastała.
i zabijanie kolejnych postaci i powoływanie ich znów do życia
Ciężko jest zabijać bohaterów, to są moje dzieci. Oczywiście śmierć była im wyznaczona, od samego początku tak jak w przypadku Neda. Jest całe mnóstwo książek, które są lekkie. Jest przyjemnie iść na film Indiana Jones i patrzeć jak zabija 40 Nazistów, ale jest też miejsce dla Listy Schindlera. Jeden jest zabawny, ale drugi jest głęboki i mówi coś o ludzkiej naturze. Nie wiem, czy udało mi się też to przekazać, ale to jest to o co się staram. Myślę, ze fantasy po Tolkienie jest jak film Indiana Jones. Imitowała wiele spośród Tolkienowskich przenośni, ale zgubiła gdzieś ducha Tolkienowskich powieści. Bo to nie są tylko i wyłącznie radosne książki.
Nie mogę powiedzieć, że nie tęsknie za moimi bohaterami. To, że wiem, ze muszą oni umrzeć w danym punkcie powieści nie czyni tego łatwiejszym do napisania. Na przykład Krwawe Wesele to była najtrudniejsza rzecz do napisania dla mnie do tej pory. Napisałem ją na samym końcu. To było emocjonalnie wyczerpujące. Nie jest ciężko zabić postać, która była w powieści krótko, drobne postacie trzeciorzędne. Pisze na przykład scenę bitwy i ustalam zginie ten , ten i ten. Ale te postacie trudno nazwać bohaterami powieści.
Jeżeli przywołuje bohatera znów do życia, to przechodzi on przez śmierć i ulega przemianie. Tak naprawdę, pod pewnym względem, to nie są te same postacie co poprzednio. Ich ciało może się poruszać, ale duch zmienia się, ulega transformacji, tracą też coś z siebie. Jedną z postaci, która wraca regularnie do życia jest Beric Dondarrion, lord Błyskawica. Za każdym razem traci jednak cząstkę siebie. Został wysłany na misje zanim umarł po raz pierwszy. Został wysłany na misje, żeby czegoś dokonać i teraz trzyma się tego kurczowo. Zapomina o wielu innych rzeczach, zapomina kim jest, gdzie mieszkał. Zapomniał o kobiecie, która miał poślubić. Cząstka człowieczeństwa zostaje utracona za każdym kolejnym powrotem do świata żywych, ale nadal pamięta o swojej misji. Fragmenty jego ciała odpadają, ale to jedno sprawia, że ciągle powraca. Myślę, że widać to również w przypadku innych postaci, które wstają z grobu.
i ulubiona postać
Tyrion Lannister
i to kim by chciał być gdyby mieszkał w Westeros
Wiecie, wypadałoby powiedzieć, że Starkiem. Starkowie są tacy honorowi, ale tam jest tak zimno, skromnie i w ogóle. Starkowie maja dużo ziemi, ale nic tam nie ma ciekawego. Z drugie strony Lannisterowie mają swoje bogate domostwo, złoto i mnóstwo fajnych rzeczy. Dużo przemawia za tym, żeby zdecydować się na Lannistera. Więc niech będzie, że Lannisterem. I zawsze płaciłbym swoje długi.
i czy komuś zwierza się co będzie dalej
David i Dan wiedzą trochę. Tyle ile jest potrzebne, żeby dobrze pokierować serialem. Trochę wie mój wydawca. Zakładam, że kilku moich fanów wie więcej niż podejrzewam.
i krytyka
Krytyka dotyczy detali w moich powieściach. Zdarzył się na przykład koń, który zmienił płeć pomiędzy pierwszym a drugim tomem. Robię błędy i żałuję tego, bo to wprowadza zamieszanie. Są też „tak-zwane błędy”, które tak naprawdę błędami nie są – zostały wprowadzone celowo, bowiem poprzez nie, chcę pokazać rzeczywistość z punktu widzenia niepewnego narratora. Dwie różne postacie, mogą widzieć to samo wydarzenie na dwa różne sposoby. To nie błąd, to celowe działanie. Co innego koń zmieniający płeć.
i fantastyka
Zacząłem czytać fantastykę w latach 50-tych i 60-tych, w czasach kiedy byłem jeszcze dzieckiem. Istniały wtedy uprzedzenia wobec wielu rodzajów literatury, ale szczególnie wobec science-fiction i fantasy. Nauczyciele zabierali mi książki mówiąc, że od czytania takich rzeczy zgnije mi mózg („Oh You shouldn't read this stuff, it will rot your mind”).
Ale to właśnie fantasy i science-fiction podbija świat, szczególnie w kulturze popularnej. Mamy też wspaniałych pisarzy, takich jak Michael Chabon, który stara się łamać bariery, w jego książkach są i elementy sci-fi i fantasy, a jest poważanym pisarzem wśród krytyków. Wielu pisarzy głównego nurtu korzysta z wielu różnych rodzajów literatury. Granice zacierają się i będą zacierać się coraz bardziej.
Oczywiście istnieją środowiska, w których nadal obowiązują stare uprzedzenia, ale one nie przetrwają zbyt długo. Za sto lat od teraz granice zanikną zupełnie, będziemy mówić o historiach jako takich, bez dolepiania im metki
.
i inspiracje
Chciałem stworzyć coś wielkiego. Długo słyszałem w TV „To się nie nadaje, wyjdzie za duże i za drogie”. Wróciłem więc do pisania prozy zamiast scenariuszy telewizyjnych. Chciałem napisać epic fantasy, bo uwielbiam powieści J.R.R. Tolkiena odkąd byłem dzieckiem. Na początku nie wiedziałem jednak od czego zacząć. Latem 1991 roku byłem w Hollywood i nagle przyszła mi na myśl scena w której zostają znalezione szczenięta wilkorów. To było to. Wiedziałem, ze muszę o tym napisać.
Najważniejsza zasada w tworzeniu fantasy jest taka, że musi ona być dobrze zakorzeniona w rzeczywistości. Potem tylko trochę ją zmieniasz, dodajesz elementy wymyślone i zwiększasz ich znaczenie. Na przykład Mur w moich powieściach, został zainspirowany przez mur Hadriana, który zobaczyłem w takcie wycieczki po Wielkiej Brytanii w latach 80-tych. Wspięliśmy się na ten mur, spojrzałem na północ i starałem sobie wyobrazić jak to było być rzymskim legionistą stacjonującym tutaj w pierwszym wieku naszej ery. Być na końcu znanego świata i zastanawiać się co jest za tymi wzgórzami i co może w każdej chwili stamtąd przybyć. To było jak patrzenie z końca świata. Ochraniać cywilizację przed tym co może wynurzyć się zza drzew. Oczywiście, to co w tamtych czasach mogłoby się pojawić za drzewami to byli Szkoci. Powiększyłem więc mur i zmieniłem budulec, aby stał się murem z lodu – tak to się odbywa.
i świat, który stworzył
To nie jest inna planeta, to Ziemia, ale nie nasz Ziemia. Jeżeli chciałabym użyć określenia rodem z science-fiction, powieszałbym „świat alternatywny”. Tolkien to zapoczątkował ze swoim Śródziemiem.
(John Hodgman: To jest świat alternatywny typu magia i miecz. Tyle, że więcej w niej mieczy niż magii, ale oczywiście świat ten jest odpowiednio zakorzeniony, w rzeczywistości. To świat twardego systemu feudalnego, kastowego, gdzie jedyną formą medycyny dostępnej od zaraz był gorący okład, a ludzie byli uważani za podstarzałych w wieku 35 lat, bo śmiertelność była taka duża. To nie jest miejsce na ziemi i w czasie, gdzie większość ludzi chciałaby żyć).
Jestem wielkim fanem powieści historycznych, oczywiście czytam też fantastykę. Kiedy jednak czytam powieść fantastyczną stworzoną przez naśladowców Tolkiena, której akcja rozgrywa się w średniowieczu, lub niby-średniowieczu, w większości przypadków mam wrażenie, że przedstawiają to wszystko źle. To średniowiecze jest jak rodem z Disneylandu („Disneyland middle ages”), gdzie mamy zamki i księżniczki. Opisują pułapki systemu klasowego, nie mając pojęcia o jego istocie. Nawet jeżeli w tym świecie z powieści pobudowali zamki i warowne miasta, to dalej czujemy, że pisze to ktoś o mentalności 20-wiecznego Amerykanina. Nie ma tego w dobrej literaturze historycznej. Dlatego chciałem napisać epic fantasy z jego cudownościami, które odnajdujemy w najlepszych powieściach tego typu, ale również z twardym realizmem z najlepszych powieści historycznych. Jeśli uda mi się połączyć te dwie nici, mogę stworzyć coś unikatowego i wartego przeczytania.
i książki, które poleca
Bardzo lubię powieści mojego przyjaciela Daniela Abrahama, myślę, że Joe Abercrombie też pisze wspaniale. Uwielbiam serię Locke Lamora Scotta Lyncha i oczywiście Kroniki Amberu Rogera Zelaznego – ponadczasowy klasyk. Myślę też, że fani fantastyki powinny wrócić do czytania klasyki: Tolkiena, jeżeli jeszcze go nie czytali, ale także Fafhrd and the Gray Mouser Fritza Leibera, oryginalnego Conana Roberta E. Howarda, czy The Dying Earth Jacka Vance.
o pisaniu
Nigdy nie należałem do pisarzy, którzy wyznaczają wszystko na początku, a potem idą zgodnie z planem. Nigdy tak nie pracowałem. Zakończenie znałem od samego początku, wiem do czego zmierzam. To jak długa podróż, której przeznaczenie znam. Znam główne drogi i większe miasta które mijam, ale niekonieczne wszystkie szczegóły tej podróży, te odkrywam po drodze. Pisanie książki można porównać do takiej właśnie podróży.
Pisanie sprawie mi wielka radość. Oczywiście są takie dni, kiedy tego nienawidzę. Widzę coś w mojej głowie, ale nie mogę znaleźć odpowiednich słów. Staram się przelać to na papier, ale zacinam się i to głupie uczucie. Pisanie to ciężka praca. Dużo wyrzucam. Może więcej niż powinienem. Tym więcej im bardziej historia się rozrasta. Nie wiem czy to dlatego, że robię się coraz starszy, czy dlatego, że seria coraz bardziej się komplikuje. W dodatku mam tyle pozytywnych recenzji. Tyle osób mówi mi, że to najlepsze fantasy od czasów Tolkiena. To mnie pobudza do działania, ale też nie chce tego zepsuć.
Zachowuje wszystkie wycięte fragmenty, mam nadzieje, ze znajdę dla nich miejsce później. Niektóre z nich są bardzo krótkie, na przykład pojedyncze zwroty, które bardzo mi się spodobały, ale nie pasowały w danym miejscu. W Tańcu ze smokami jest taki rozdział (Tyriona) który wielokrotnie wklejałem i wycinałem, a pochodził oryginalne z Uczy dla wron.
Od jakiego czasu zorientowałem się, że robię coraz więcej i więcej przeróbek. Jednocześnie wraz z rosnąca popularnością moich książek odpisuje na coraz więcej listów, występuje w mediach, przyjmuję oferty adaptacji moich powieści.
i to czego żałuje
Cały czas borykam się z chronologią. Kiedy wprowadziłem do historii bardzo młodych bohaterów, zakładałem, że podrosną w trakcie kolejnych tomów. Myślałem sobie, że jeden rozdział, to będzie jeden miesiąc. W ten sposób pod koniec powieści powinien minąć rok. Ale to nie miało sensu, żeby dana postać zareagowała na coś co się stało po dwóch miesiącach. Tak więc, skończyłem jeden tom, a czasu nie upłynęło w powieści wcale tak dużo. Po trzeciej części pomyślałem sobie, że przeskoczę pięć lat, w trakcie których dzieci dorosną. Starałem się tak to napisać, ale nie dało rady.
i fani
Nie da się zadowolić wszystkich, szczególnie kiedy ma się aż tylu czytelników. Czytelnicy mają swoje teorie i pragnienia, dotyczące tego jak cała historia ma się skończyć, więc zawsze będą niezadowoleni, ci, którzy oświadczą, że coś nie odbyło się po ich myśli, że chcieliby innego zakończenia.
W 1971 roku pierwszy raz pojechałem na WorldCon (Konwent Miłośników Fantastyki) i od tamtej pory jestem tam co roku. To jest szansa na spotkanie się z moimi czytelnikami twarzą w twarz. Myślę sobie, że to jest jedna z najlepszych rzeczy dotycząca fantasy, science fiction. Mamy swój konwent, możemy spotkać ludzi, którzy czytają nasze opowieści. Podpisujemy ich książki, oni przychodzą do nas, a potem bawimy się z nim cała noc, a oni mówią hej, naprawdę lubimy twoje historie. Albo, nie podobają nam się te historie. I tu zaczynają się problemy. Podoba mi się ta historia, ale źle opisałeś tę planetę. Spotykamy naukowców, ludzi, którzy się tym interesują. Zbieramy te spostrzeżenia. Często myślę sobie, że jest mnóstwo ludzi zajmujących się literaturą, piszących literaturę , ale to jest jak zrzucanie pracy do studni. Mogą nigdy nie spotkać ludzi, którzy tak naprawdę czytają ich prace.
Myślę, że nie można sobie już pozwolić na luksus życia J.D. Salingera. Pisać i mieszkać w kompletnej izolacji. Na pewno twoi wydawcy sobie tego nie życzą. Wydawcy chcą żebyś miał swoja stronę na Facebooku, Twitterze itp.
W pewnym sensie to wspaniale wiedzieć, że tylu czytelników niepokoi się o nową książkę i tak wiele osób mówi o niej pochlebne opinie. Oczywiście są też wady. W latach 90-tych powstała pierwsza strona poświęcona serii. Nazywała się Dragonstone i założył ja człowiek z Australii. Kiedy odkryłem ją po raz pierwszy, ucieszyłem się. To było ekscytujące. Fani dyskutowali o moich książkach, analizowali je. Myślałem sobie: O, proszę to też zauważyli! Pracowałem ciężko tworząc te powieści, umieszczałem w niej te wszystkie małe rzeczy, przepowiednie przyszłych wydarzeń, symbole, wydarzenia mające podwójne znaczenie. Starałem się je ukryć, a oni je odkryli i analizowali i to było wspaniałe.
Ale po jakimś czasie zacząłem się zastanawiać, czy może jednak powinienem przestać czytać tę stronę. Po pierwsze, moi czytelnicy wymyślali tak wiele przeróżnych teorii, ze niektóre z nich siłą rzeczy okazywały się słuszne. I co ja wtedy miałem zrobić? Wymyśliłem zagadkę, której rozwiązanie miało się pojawić w tomie szóstym, a oni już zdążyli ją rozwiązać. I co teraz? Czy powinienem to zmienić? Pomyślałem sobie, mój boże, odgadnęli ciąg dalszy opowieści, a przede mną Jeszce 4 tomy. Oczywiście mogłem spróbować „na siłę” zaskoczyć czytelników, np. nagle wprowadzić kosmitów. Myślę, że wszyscy byliby zaskoczeni jak diabli, ale to zrujnowałoby całą serię.
Oczywiście od 1999 roku wiele się zmieniło. Moje książki stawały się coraz bardzie popularne. Dragonstone już nie istnieje, ale powstało wiele nowych stron. Po pojawieniu się serialu, liczba ta jeszcze wzrosła. To jest ekscytujące, bardzo się ciesze z takiego zaangażowania fanów. Ludzie przychodzą na spotkania, szepcą mi swoje teorie na ucho, ale nie mogę być tego częścią. Nie mogę się zbytnio zaangażować.
Staram się dać moim fanom dobrą opowieść. Lubie moich fanów, w większości są świetni. Prawdopodobnie mam więcej kontaktu z fanami niż jakikolwiek autor, którego znam. Staram się być dla nich miły, ale to nie jest tak, że jestem im to winien. Mam prawo wziąć wolną niedzielę i obejrzeć futbol w telewizji, albo popracować nad czymś innym. Mój asystent Ty, uważa, że jest to kwestia obecnego pokolenia. Ludzie, którzy się złoszczą, że napisanie piątego tomu zabrało mi 6 lat są bardzo młodzi. Żądają natychmiastowej nagrody – nauczyli się tego korzystając z Internetu. Ja jestem z generacji Baby Boom i my musieliśmy czekać na niektóre rzeczy. Słyszałem o książce, ale ona mogła nigdy nie dotrzeć do lokalnego sklepu. Jeśli chciałem zobaczyć film, mogłem mieć tylko nadzieję, że któregoś dnia pojawi się w telewizji. To opinia Ty, nie moja, ale myślę, że Ty może mieć trochę racji.
Większość z moich fanów jest cudowna, mogę powiedzieć to o 99% moich fanów. Spotykam się z nimi na konwentach, to są ludzie, którzy udzielają się na stronach fanowskich jak Winter is Coming i Westeros. Ale jest jeszcze te jeden procent trolli i krytykantów ja na przykład Laura Miller z The New Yorker, która napisała artykuł o mojej ostatniej książce. Napisała w nim, że czuje się na swój sposób zdradzona, bo napisanie ostatniej książki zajęło mi tyle czasu, a ona spodziewała się czegoś zupełnie innego. Myślę, że na pewnym poziomie popularności, takie rzeczy są nie do uniknięcia.
Dostaję też te wszystkie brzydkie listy, i okropne wpisy na blogach. To uświadamia mi tą wyświechtaną prawdę, że nienawiść od miłości dzieli tylko cienka linia.
i serial
Kiedy pisałem Grę o tron, nigdy nie myślałem o tym, że może ona zostać zekranizowana. Zacząłem pisać tę powieść po 10 latach spędzonych w Hollywood i byłem już zmęczony tekstami „To się nie nadaje, wyjdzie za duże i za drogie”, „George, to wspaniały scenariusz, ale przekracza trzykrotnie nasz budżet, musisz to skrócić”. Wtedy postanowiłem, że napiszę najlepszą książkę na jaką mnie stać, i nawet jeśli zawsze to będzie tylko książka, mnie to odpowiada. Kocham książki i mam nadzieję, że ta odniesie sukces.
Kiedy drugi tom Starcie królów trafił na listy bestsellerów, zacząłem dostawać propozycje adaptacji moich powieści. Miał na to wpływ sukces filmu Władca pierścieni. „No cóż” myśleli sobie pewnie producenci „jeżeli udało się z jedną powieścią fantasy, to może udać się i z kolejną”. Ja z kolei od początku wiedziałem, że nie może to być film fabularny. Moje powieści były po prostu za duże, dużo dłuższe niż trylogia Tolkiena. Słyszałem w kółko od producentów, że trzeba skrócić to i tamto, wyeliminować 3/4 postaci i skupić się tylko na jednym wątku historii. Dopiero spotkanie z Davidem i Danem sprawiło, ze uwierzyłem, że najlepsza opcją dla moich powieści będzie serial telewizyjny. To był duży przełom.
Tak oczywiście, że było to dla mnie trudne. To jakby pierwszy raz wysłać swoje dzieci do szkoły. To są twoje dzieci, znasz je od urodzenia, byleś za nie odpowiedzialny, i zajmowałeś się nimi przez 24 godziny, a teraz idą do szkoły i przez kilka godzin nie będziesz wiedział co tam robiły, z kim się spotkały i co się zdarzy. To syndrom pustego gniazda, ale musisz sobie z tym poradzić. Jedyne co możesz zrobić to oddać je w dobre ręce.
Nasza współpraca, moja z Davidem i Danem jest wspaniała. Spodobało mi się wszystko co proponowali. Uważam, że powierzyłem moje powieści najlepszym osobom, jakich mogłem spotkać, to samo mogę powiedzieć o aktorach. Oni dobrze zajmą się moimi dziećmi.
Adaptacja Gry o tron, to była bardzo ciążka praca. David i Dan zrobili kawał dobrej roboty. Napisałem powieść, a nie kolejny scenariusz filmowy, po to właśnie, żeby nie martwić się budżetem, ani kolejnością kręcenia zdjęć. A teraz to David i Dan muszą się martwić tym wszystkim.
Bardzo chciałem, żeby serial miał 12 godzin, a nie 10. Domyślam się, że problemem są koszty. Mam nadzieje, że sezon drugi będzie miał te 12 godzin. Wydaje mi się, że budżet na ten serial jest i tak dość spory, ale muszę spytać o to Davida i Dana. A może HBO miało tylko 10 sobót wolnych między końcem Big Love a rozpoczęciem serialu Czysta Krew?
Czytałem wiele recenzji serialu. Większość była pozytywna, część krytyków, nie pamiętam już kto twierdził,a że akcja w pierwszych odcinkach była zbyt wolna. Nie zgadzam się z tym.
Było sporo wstawek, które miały za cel przedstawienie postaci. Z drugiej strony serial Rodzina Soprano nie kończy się mocną sceną po każdym odcinku, prawda?
Bardzo mi się podoba pomysł z czołówka serialu. Mapa to był genialny pomysł.
Wiele seriali fantasy, które może możemy oglądać nie ma pojęcia o geografii. W porządku, to nie jest film historyczny. Kiedy bohater mówi „jadę do Ziemi Obiecanej”, to my wiemy gdzie się wybiera. Ale kiedy postać z filmu fantasy mówi jadę do Dorne, to nie wiadomo czy Dorne leży pięć mil od głównej drogi, jest to miasteczko, hrabstwo, albo może inny kontynent. Nie wiemy tego. I właśnie po to jest mapa. Ta, stworzona na potrzeby serialu została wspaniale opracowana.
i ulubina scena
Moja ulubioną sceną jest ta z końca 9 odcinka, egzekucja Neda Starka. Bardzo dobrze zrobiona i wywołująca emocje - poruszająca, sugestywna, wzruszająca. Scena kończąca serial z Dany i ze smokami również.
Ta która najmniej mi się podobała? Naprawdę nie wiem. Może ta z polowaniem Roberta. Tam powinny być setki ludzi, koni i namiotów, ale wiadomo budżet.
i reakcja fanów na serial
Reakcja na śmierć Neda Starka była ogromna, przynajmniej tak to wyglądało z mojego miejsca i to było dla mnie bardzo dziwne, bo przecież wiadomo o tym już od 15 lat. Dla mnie to najstarsza ze starych wiadomości. Musiałem sięgnąć pamięcią do roku 1996 i tej pierwszej reakcji na śmierć Neda, która była nieskończenie mniejsza. Mówimy tutaj o 50 tysiącach kopii pierwszego wydania. To duża różnica w porównaniu z 8 milionami widzów serialu.
W latach 90-tych Internet był jeszcze w powijakach i pierwsi czytelnicy Gry o tron mogli być zaskoczeni zakończeniem, albo rozczarowani, ale nie mieli takich możliwości dzielenia się wrażeniami z innymi. Mogli co najwyżej rzucić książką o ścianę i wykrzyknąć „Zobacz, co on najlepszego zrobił!”albo napisać w swojej recenzji, jaki to był dla nich szokujący moment. Nie było jednak takich osób jak np. Okaku Assemble, który wyraził swoja opinię na Youtube, czy internautów wyrażających szok, oburzenie czy przerażenie, pełna gamę emocji na swoich stronach internetowych.
i zmiany wprowadzone do serialu
Osoby, które wcześniej czytały powieść są szczególnie uwrażliwione na wszelkie rozbieżności pomiędzy serialem a książką, np. martwi ich, że Targaryens nie ma fiołkowych oczu. Zmiany są małe i były spowodowane budżetem i długością serialu (tylko 10 godzin).
David i Dan wprowadzili kilka drobnych zmian. Większość z nich bardzo mi odpowiada. Na przykład w 9 odcinku Ned mówi „Baelor” do Yorena i umiera. Tego nie ma w książce. To zupełny zbieg okoliczności, że Yoren tam jest i spostrzega Aryę. Dzięki tej drobnej zmianie ta scena nabiera nowego znaczenia. Żałuje, że sam o tym nie pomyślałem. To było bardzo ładne.
Jedyne drobne zastrzeżenie jakie mam, to brak niektórych wyciętych scen, których bardzo mi brakuje. Niestety powód jest prosty. Nie mieliśmy tyle czasu, żeby ją włączyć. To grupa moich ulubionych scen i momentów, które chciałabym zobaczyć w serialu i na które się cieszyłem. Widzowie, oczywiście, nawet nie zauważą ich braku.
Co innego moi czytelnicy, oni zauważyli ich brak i było to często komentowane w ich wpisach. Jest na przykład taka scena kiedy Sansa mówi „Królowa, zaprasza nas na ciasto cytrynowe” i Arya jej odpowiada „Nie lubię królowej, wychodzę z Mycah”, a potem „Idę się powałęsać z chłopakiem rzeźnika”.Oczywiście, to nie jest bardzo istotna scena, ale pokazuje różnicę charakterów obu dziewczynek.
Miałem nadzieje, że turniej rycerski będzie dużo większy. W oryginalnym scenariuszu była parada rycerzy i tuzin pojedynków. Niestety ze względu na koszty, trzeba było je wyciąć.
i aktorzy
Myślę, że obsada serialu jest wspaniała. Mark Addy jest wspaniały jako Robert. Aktorzy dziecięcy bardzo mi zaimponowali. Jest bardzo trudno znaleźć dobrego aktora dziecięcego. Było mnóstwo dzieci na kastingach, to były słodkie dzieciaki, ale większość aktorów dziecięcych grających w sitcomach ma za zadanie tylko być słodkim aniołkami i robić zabawne uwagi, niektórzy z nich robią to oczywiście bardzo dobrze. Ale od aktorów grających role dziecięce w Grze o Tron wymagaliśmy dużo, dużo więcej. Oni musieli wyrażać gniew, żal, miłość i tęsknotę w scenach w których nawet aktorzy z 10, 20 letnim doświadczeniem mieliby problem. Bardzo trudno było znaleźć takich aktorów. Przesłuchaliśmy setki dzieci do każdej z tych ról. Znaleźliśmy odpowiednie, ale to był cud.
Jeżeli chodzi o wybór odpowiednich osób do ról Neda Starka i Tyriona Lannistera, to Sean Bean i Peter Dinklages byli aktorami na których zdecydowaliśmy się od razu. Nigdy nie było kastingu do roli Tyriona. Trudniej było z odpowiednią osobą do roli Jona Snowa. Przejrzeliśmy wielu młodych, brytyjskich aktorów. Kit Harington wyróżniał się. Miał odpowiedni wygląd i grał wspaniale.
Od początku byłem zaangażowany w dobór aktorów do serialu. Kilku sam podpowiedziałem.
Gra Natalii Tena jako Osha zmusiła mnie do tego, żebym jeszcze raz przemyślał tę postać. Natalia jest młodsza, bardziej atrakcyjna i bardziej dynamiczna, niż postać którą ja wymyśliłem. I kiedy Osha wróci do akcji, będę musiał wziąć to pod uwagę. Kiedy kończyłem Taniec ze smokami nagle zdałem sobie sprawę, ze pisząc o danej postaci widzę aktora grającego tę rolę i myślę: „O mój boże, co ja robię tej przemiłej osobie?”Ale na szczęście widzę, że aktorzy rozwijają się, kiedy straszne rzeczy przytrafiają się granym przez nich postaciom. To daje im szansę, żeby pokazać ich aktorskie umiejętności.
i czy chciałaby zagrać w serialu?
Tak naprawdę to pojawiłem się w scenie wesela Daenerys, kiedy kręciliśmy tę scenę w Maroku. Miałem na głowie olbrzymi kapelusz. Potem jednak cała scena została przerobiona, aktorzy zmienieni, i zniknęła także moja mała rólka. Może w następnych sezonach.
i sex w serialu i w powieści
Ja nie piszę o współczesnym seksie, ale o seksie średniowiecznym. To jest część większego pytania o nieuzasadnione stosowanie scen seksu czy gwałtu. Co powinno być przedstawione,a co nie. Dostaję listy od fanów, którzy piszą, że nie lubią scen seksu, że są one „nieuzasadnione”. Dana osoba nie lubi o tym czytać, więc dla niej jest to nieuzasadnione. Jeżeli jestem winny nieuzasadnionego umieszczenia scen seksu, winny też jestem nieuzasadnionego umieszczenia scen przemocy, nieuzasadnionego ucztowania, nieuzasadnionych opisów ubrań i heraldyki, bo przecież to wszystko ma bardzo mały wpływ na samą akcję. Jeżeli wszystko o co dbamy, to rozwijanie akcji, po co czytać powieści? Wystarczy przeczytać streszczenie w brykach.
Powieść to dla mnie niezwykłe głębokie doświadczenie. Czuje jakbym tam żył, smakował jedzenia, uprawiał seks, doświadczał grozy bitwy. Dlatego też chcę wszystkich tych detali, wszystkich tych elementów działających na zmysły, złych lub dobrych doświadczeń, chce, żeby czytelnik przez to przeszedł. Dla mnie detale są istotne, chcę pokazać, nie tylko opisać, w tym sensie nic nie jest nieuzasadnione.
Jeżeli ktoś czytał o średniowieczu wie, że to były brutalne czasy dla wszystkich, dla dzieci, kobiet i mężczyzn. Dzieci nie traktowano z sentymentalizmem. Były zmuszane do pracy od bardzo młodych lat, brały udział w bitwach. Chłopcy byli paziami, a potem giermkami. Jako giermkowie ruszali na bitwę z rycerzami, gdy mieli zaledwie 12 lat. Byli na bitwie, gdzie w każdej chwili mogła dosięgnąć ich włócznia, nie siedzieli bezpiecznie w domu. To były inne czasy. Chciałabym to odzwierciedlić w swoich powieściach.
Jednym z powodów dla których chciałem, żeby serial wyprodukowało HBO było to, że chciałem zachować sceny seksu. Oczywiście były z tym problemy. Dany ma w książce 13 lat, tak jak to bywało w średniowieczu. Wtedy nie było kwestii dojrzewania, albo byleś dorosły, albo byłeś dzieckiem. Jeżeli byłeś dojrzały płciowo, byłeś dorosły. Dlatego tak też to wygląda w książkach. Ale kiedy przyszło do filmu musieliśmy to zmienić. Wielka Brytania ma bardzo surowe prawo dotyczące seksu młodocianych w filmie, nawet jeżeli aktorzy mają więcej niż 18 lat. Musieliśmy zmienić wiek bohaterów, wszystkich bohaterów i zmienić datę wojny (detronizację Szalonego Króla).
i feminizm
Nie jestem zaskoczony tym, że ludzie debatują dużo o tym czy Gra o Tron jest powieścią feministyczną, czy antyfeministyczna. To dobrze, że ludzie dyskutują o takich sprawach. Oczywiście, nie uważam, żebym był rasistą, albo mizoginistą, tak jak to twierdzą niektórzy krytycy. Myślę, że odebrali moja powieść w zbyt uproszczony sposób. Oczywiście jestem 62 letnim białym facetem i nikt z nas do końca nie ucieknie przed wartościami, jakie zostały mu wpojone w młodości, nawet jeżeli je odrzucimy tak jak ja odchodząc od katolicyzmu. Nie widzę siebie jako uosobienie feminizmu. Ale jestem bardzo wdzięczny tej głupiej recenzentce z New York Timesa, bo dzięki niej mam tyle nowych fanek, które kochają postacie kobiece z moich powieści. Staram się, żeby te postacie były różnorodne. Przede wszystkim, i to odnosi się do wszystkich postaci, staram się pokazać, że wszyscy jesteśmy ludźmi.
i religia
Kiedyś byłem katolikiem. Teraz możesz mnie uważać za ateistę, albo agnostyka. Religia, duchowość to coś, co mnie fascynuje. Chciałbym wierzyć, że to nie jest koniec, że jest coś więcej, ale racjonalna część mnie nie może się do tego przekonać.
Religie, które są w Pieśni lodu i ognia oparłem na istniejących religiach, trochę je tylko przetwarzając. Wiara w Siedmiu jest na przykład oparta na średniowiecznym Kościele Katolickim i jej głównej doktrynie, że jeden Bóg występuje w trzech osobach. Zamiast tego w powieści mamy boga w siedmiu osobach: Ojca, Dziewice, Kowala, Staruszkę, Wojownika i Obcego, który symbolizuje śmierć.
i Hollywood
Uważam, że większość filmów i adaptacji, nawet 95 procent z nich jest zbytnio zmieniona w stosunku do książki. Producenci dokonują więcej zmian niż jest to konieczne w przypadku przenoszenia dzieła literackiego na ekran.
i Taniec ze smokami
Kiedy pisałem Ucztę dla wron zorientowałem się, że będzie on dłuższa niż zamierzałem początkowo. Dlatego ja i redaktorzy z wydawnictwa zdecydowaliśmy, że podzielimy te powieść na dwie części. Postanowiłem podzielić ją geograficznie, w związku z tym, że bohaterowie byli rozrzuceni po całym świecie. W tym sensie Taniec ze smokami, nie jest piąta częścią, ale bardziej jakby częścią „B” czwartej. Musiałem też zmierzyć się z rzeczywistością, gdyby mój wydawca wydał książka o 3 tysiącach stron, rozpadłaby się ona na kawałki przy czytaniu. Gdybym nie podzielił tej powieści, moi fani czekali by 10 lat na jej ukończenie, a nie pięć. To była trudna decyzja, ale myślę, że w sytuacji z jaką miałem wtedy do czynienia, najlepsza z możliwych.
Moja książka otrzymała w większości wspaniałe recenzje. Kilka osób jednak podkreśliło na przykład, że denerwuje je powtarzanie przeze mnie kilku zwrotów np. „Słowa są jak wiatr”(„Worlds are wind”), które pojawiły się w powieści 10 razy. Po piątym razie cześć osób zaczęła nienawidzić tego zwrotu. Moim zdaniem, kiedy coś jest znanym powiedzeniem, ludzie powtarzają je wielokrotnie.. Posługujemy się pewnymi kalkami językowymi, w momentach, kiedy pasują one do zaistniałej sytuacji.
i Winds of Winter
Myślę, że dam radę dokończyć historię w ostatnich dwóch tomach, taki przynajmniej jest plan. Nie obiecuje jednak niczego i nie podpiszę własną krwią. Mam nadzieję, że zdążę ukończyć ostatnią część, zanim serial mnie dogoni. Są na to duże szanse, tym bardziej, że przewiduje, że kolejny Nawałnica mieczy będzie za duża jak na jeden sezon i pewnie będzie trzeba ją podzielić na dwie części.
i jak zachęciłby do czytania osoby, które nie miały do tej pory kontaktu z jego książkami
Nie mam pojęcia. Moje powieści zostały opisane na wiele różnych sposobów.. Dawniej mógłbym powiedzieć, że to fantastyczna wersja Wojny Dwóch Róż – jednego z najważniejszych wydarzeń w historii Europy, z której zresztą czerpałem inspirację. To powieść epicka, epickie fantasy, które starałem się spleść z powieścią historyczną, tak, żeby uwzględnić zarówno charakter i realizm najlepszej literatury historycznej i wszczepić je w fantastyczną matrycę. To nie jest fantasy w ścisłym tego słowa znaczeniu, ale raczej hybryda, mieszanina obu gatunków. Jeżeli chodzi o temat główny, to jest nim władza – użycie władzy, korupcyjny wpływ władzy, to co robią ludzie, kiedy zyskują władzę i co władza z nimi robi. I jest o polityce. To nie alegoria. Ludzie pytają mnie często, czy jest to alegoria współczesnej polityki. Nie, nie jest. Zgadzam się z Tolkienem, w tym sensie, że naprawdę nie trzeba wkładać alegorii, satyry czy też nawiązania do współczesnych problemów politycznych do średniowiecznej fantasy. Ale oczywiście są pewne tematy uniwersalne. I w tym sensie, staram się opowiedzieć o władzy, polityce, rządzie i całej reszcie. Myślę, że moje książki mogą być interesujące także dla osób, które normalnie nie czytają fantastyki. Dostaje wiele listów od fanów w których czytam na przykład: „ Nie lubię fantasy, zwykle nie czytam fantasy, ale ktoś zasugerował mi, żebym spróbował twoich książek i wciągnęło mnie”.
Wywiady z George R. R. Martinem przeprowadzili:
Tom Ashbrook
John Hodgman
Bryant Harte
David Larsen
James Poniewozik
James Hibbert
Christina Radish
Maureen Ryan
Rachel Brown
Dan Anthony
wywiad dla Bantam Dell w Second Life
Dopisane 21 lutego 2012:
Znalazłam kolejny wywiad, tym razem wygodnie bo po polsku, a w nim kolejny zestaw odpowiedzi na pytania zadane przez czytelników z portalu lubimyczytac.pl. Wywiad znajduje się w 13 numerze Literadaru.
To co zebrałaś robi naprawdę wrażenie. Dużo rzeczy jest dla mnie nowych, bo nie znam wiele z tego co napisał, raczej opowiadania i nowele sprzed wielu lat, szczególnie te nagrodzone, pamiętam "Piaseczniki" i jeszcze kilka. Będę wracał co jakiś czas i podczytywał po kawałku:) Pozdrawiam i dziękuję:)
OdpowiedzUsuńNie czytałam "Piaseczników" (jeszcze nie), tylko Pieśń... i Tufa ;)
UsuńDziękuję za komentarz :)
Często zaglądam na blog Georga R.R. Martina, czytam wywiady, artykuły, oglądam filmiki na youtube:) Można powiedzieć że na punkcie Pieśni Lodu i Ognia mam lekką obsesję:):), no może raczej miałam do września roku ubiegłego kiedy zamknęłam ostatnią powieść Taniec ze smokami. Sporo już wiedziałam ale przyjemnie czytało się Twojego posta, sporo się przy nim napracowałaś. Nową informacją dla mnie jest jak zrodził się w głowie autora pomysł na Mur.
OdpowiedzUsuńKawał dobrej roboty - choć sporo wiedziałam, to np. opowieści o serialu i aktorach były dla mnie nowe. Jestem dzięki Tobie ciut mądrzejsza, dzięki :)
OdpowiedzUsuńŻyczę powodzenia w konkursie!!
OdpowiedzUsuńBrawa za ogrom pracy:) Czytałem z przyjemnością zebrany przez Ciebie materiał:) Zostało już niewiele czasu do premiery tomu 2 "Tańca ze smokami". Ciekawe co tam Martin nawymyślał:)
OdpowiedzUsuńCharlie - ponoć w drugiej części akcja przyspiesza ;)
OdpowiedzUsuńAwiola - dziękuję :)
Malita - Fajnie, że na coś się ten mój post przydał
Marietta - ja też podczytuje blog Martina, dziękuję za komentarz.
Ja niczego nie wiedziałam, bo autora znam tylko ze słyszenia :)
OdpowiedzUsuńPodziwiam ilość pracy, że Ci się chciało :)
I fajny pomysł na wspólnego bloga. Mój Mąż też czyta, ale pisać by mu się nie chciało :p
Kupiłam siostrze pierwszy tom martina pod choinkę, zabrała się do niego kiedy była chora, i dzień później musiałam drałować w śniegu na Rynek kupić jej pozostałe tomy... Mnie ta przygoda jeszcze czeka, ale czytając Twój tekst mam ochotę na książki Martina jeszcze bardziej. Podziwiam Cię za ogrom pracy, który włożyłaś w ten konkurs i w powyższą notatkę. Trzymam kciuki, aby Ci się powiodło!
OdpowiedzUsuńViv - wcale się nie dziwię Twojej siostrze, ja też czytałam "ciurkiem" pierwsze 4 tomy.
OdpowiedzUsuńKsiążkozaur - to jak tylko ze słyszenia, to może się jednak skusisz, czy boisz się, że "wsiąkniesz"?
No, ciekawe zestawienie, czytało się z przyjemnością. Do Literadaru też zajrzę w wolnej chwili. A kiedy wyniki tego konkursu? Trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuńCały czas czekam, miały być już kilka dni temu. Dziękuję!
UsuńDzięki wielkie! Bardzo fajnie to przeczytać!
OdpowiedzUsuń:)
Pozdrawiam, Irmina.
uwielbiam tą serie :) Naprawdę warto po nią sięgnąć.
OdpowiedzUsuń"Naprawdę warto po nią sięgnąć." Też tak uważam.
UsuńDziękuję za wszystkie komentarze!
Świetny tekst, widać ogrom włożonej pracy. Pozwoliłam sobie dość obszernie zacytować fragmenty w tekście poświęconym G. R. R. Martinowi z okazji jego urodzin, które przypadają dziś - oto link:
OdpowiedzUsuńhttp://obliczakultury.pl/publicystyka/biografie/2697-george-r-r-martin-biografia
Dzięki!
Pozdrawiam ciepło
Magda