"Marianna uważałaby za rzecz niewybaczalną, gdyby pierwszą noc po rozłące z panem Willoughbym spędziła śpiąc spokojnie. Wstydziłaby się następnego ranka spojrzeć w oczy rodzinie, gdyby wstając z łóżka nie potrzebowała odpoczynku bardziej, niż kiedy się do niego kładła. Lecz uczucia, które z odpoczynku uczyniłyby hańbę, nie wystawiły jej na podobne niebezpieczeństwo. Spędziła bezsennie całą noc, a większą jej część przepłakała. Wstała z łóżka z migreną, niezdolna do rozmowy, bez apetytu, zadając nieustanny ból matce i siostrom, udaremniając wszelkie ich wysiłki, gdy próbowały ją pocieszyć. Doprawdy, była to bardzo romantyczna panna"!
Czujecie tę ironię? Jane Austen niewątpliwie darzy swoją postać sympatia, ale mimo to podkreśla jej niedojrzałość uczuciową. Eleonora to zupełnie coś innego:
"Nie sądzisz, bym kiedykolwiek wiele czuła. Słuchaj Marianno, przez cztery miesiące ta świadomość ciążyła mi na sercu, a nie miałam nikogo, z kim mogłabym się nią podzielić. Wiedziałam, że gdybym wam wszystko powiedziała, odczułybyście to ogromnie boleśnie, a przecież nie miałam możności przygotowania was ani trochę na ten cios. [...] Spokój wewnętrzny, jaki sobie narzuciłam teraz w stosunku do tej sprawy, pociecha, jaką skłonna jestem dziś przyjąć, to wszystko skutki ciągłych, niezmordowanych wysiłków, to nie przyszło z niczego... To z początku nie dawało ulgi".
Psychiatra Carl Gustav Jung określiłby pewnie obie siostry jako przykład introwertyczki i ekstrawertyczki. Amerykańscy autorzy Cris Evatt i Bruce Feld wprowadzili terminy "biorca" i "dawca" w związku. Z grubsza chodzi o to samo. Świat dla introwertyka to przede wszystkim ich świat wewnętrzny. Ważne jest to, co mnie ubogaca, ja i moje uczucia zawsze są na pierwszym miejscu. Ekstrawertyk widzi siebie jak część "sieci" ludzkiej i czuje się zobowiązany, współodpowiedzialny za całą sieć, czyli na przykład za dobre samopoczucie wszystkich osób z najbliższego otoczenia. Oczywiście nie ma typów "idealnych". Inaczej mielibyśmy do czynienia tylko ze skończonym egoistkami z jednej i cierpiętnicami-ofiarnicami z drugiej.
Evatt i Feld poszli jeszcze dalej i uznali, że dla każdego związku zależność biorca-dawca ustala się indywidualnie. Czyli będą w związku z jednym partnerem na przykład będziemy większym biorcą, a z drugim już mniejszym, bo inaczej rozłoży się "próba sił". Czyli mówiąc po ludzku zwykle jest tak że jednej z osób zależy trochę bardziej niż drugiej na tego związku utrzymaniu. W przypadku Marianny i Pułkownika jest raczej jasne kto tam będzie się bardziej starał, kto będzie podziwiał, a kto będzie podziwiany. Ciekawe jak wyglądałoby to w przypadku Marianny i Willoughbiego? Które z nich przykręciłoby swoje egoistyczne żądania na rzecz wspólnego szczęścia?
Może na koniec napisze jeszcze dlaczego nie przepadam szczególnie za Rozważną i romantyczną. Pułkownik Brandon jest 19 lat starszy od Marianny, dla mnie o wiele za dużo. I to całe namawianie 16-letniej młodziutkiej i niedoświadczonej dziewczyny do związku z 19 lat od niej starszym mężczyzną jest dla mnie obrzydliwe. Wiem, że to były inne czasy, ale mimo wszystko - nie. Ale to tylko tyle. Poza tym Jane Austen znów zaprezentowała ciekawy zestaw różnych osobowości opisany bardzo wiarygodnie i celnie i za to cenię jej powieści.
Zgadzam się, że osobowości są rzeczywiście różnorodne. I to na pewno jest zaletą książek Austen.
OdpowiedzUsuńCiekawy post - spojrzenie na "Rozważna i romantyczną" pod innym niż dotychczas kątem. Mnie ta różnica wieku nigdy jakoś szczególnie nie obrzydzała (w porównaniu do Jadwigi i Jagiełły to pikuś ;)), ale może to dlatego, iż wyjątkowo najpierw obejrzałam film, a wiele lat później przeczytałam książkę. A Alan Rickman to klasa sama w sobie...
OdpowiedzUsuńAwiola - "I to na pewno jest zaletą książek Austen" tez tak uważam :)
OdpowiedzUsuńViv - Masz rację w filmie tego jakoś nie widać. Natomiast książkową Marianne rozumiem, kiedy wykrzykuje, że Pułkownik stary (był tylko dwa czy trzy lata młodszy od jej matki) i co się tak wszyscy "uwzięli" na ten związek.
Świetnie pokazałaś ironię Jane Austen! Cały czas czytając książkę, czułam to, że autorka ma swoje sympatie wśród bohaterów i często daje im wyraz, w mniej lub bardziej widoczny sposób. Taki styl pisania bardzo mi się spodobał.
OdpowiedzUsuńCo do różnicy wieku, Marianna gdy wyszła za płk. Brandona miała "już" 19 lat :-). To były inne czasy i ciężko mi oceniać. W naszych realiach byłoby to trochę za wcześnie na małżeństwo z człowiekiem o tyle starszym, a właściwie w ogóle za wcześnie na małżeństwo.