W sobotę byłam tak podekscytowana, że obudziłam się już o 5.30 rano i przez moment zastanawiałam się nawet, czy nie pojechać pociągiem do Warszawy o 7.12, ale targi były czynne dopiero od 10, więc nie miałoby to trochę sensu.
Moje pierwsze targi książki w Warszawie! Najpierw, oczywiście miałam problem odnalezieniem "właściwego" wejścia do Pałacu Kultury. Po drodze (jaki to jest rozłożysty budynek!) zobaczyłam znaczek informacji na drzwiach.Weszłam do środka, do informacji turystycznej i pytam grzecznie: - Gdzie jest wejście na targi? Pani patrzy na mnie jak na nienormalną i odpowiada, że w głównym wejściu. No dobrze, pytam dalej, ale ja nie wiem gdzie jest główne wejście. Pani patrzy na mnie podejrzliwie i mówi: 180 stopni. - Yyyy?! - Od tego miejsca 180 stopni. - Ale mam się wrócić, czy iść do przodu? - 180 stopni - odpowiada pan z informacji. Mh... Zawsze myślałam, że informacja turystyczna jest dla ludzi, którzy nie są z danego miasta. Mogę nie wiedzieć, gdzie jest wejście do Pałacu Kultury, tak czy nie?
Dobrze więc, miałam to szczęście, że jako bibliotekarz odbierałam swoją wejściówkę w środku budynku, i nie musiałam moknąć w kolejce do kasy. Trochę tego nie dopracowali. 2/3 kolejki stała na deszczu, bo nie mieściła się pod dachem. Ale w środku istny raj, tyle stoisk, tylko trochę ciasno. Jeżeli stały dwie kolejki po dwóch stronach korytarza, co się zdarzało, to ciężko było się przecisnąć, a jak już ktoś wjechał z wózkiem, to tarasował przejście na dobre.
Na szczęście wcześniej opracowałam sobie plan działania. Kto gdzie, kiedy podpisuje książki i na którym stoisku. Ciężko było, ile kilometrów musiałam zrobić w ciągu tych dwóch dni. Na górę i w dół i prawie biegiem od stoiska do stoiska, w dodatku dobrze by było zdążyć na pociąg. Ale dzięki temu mam się czym pochwalić.
A oto i Jonathan Carroll:
Pełen profesjonalizm. Kolejka do pana Carrolla pięła się po schodach i zawijała, a mimo to wszystko szło szybko i sprawnie. Pan Carroll dla każdego miał uśmiech, nie widać było po nim zmęczenia. Nic, a nic.
Teraz przed Państwem: Waris Dirie.
Pani Dirie wkroczyła do stoiska z miną świadczącą o bezbrzeżnym zdumieniu na widok takiej masy czekających ludzi. Zaskoczyło mnie jak bardzo młodo wygląda autorka, przecież jest już ok 50-tki. Wyglądał jak moja rówieśnica. Uśmiechnięta i przesympatyczna. Kiedy podeszłam do niej poprosiłam o autograf i wymieniałam nasze imiona. -O nie, nie- wykrzyknęła pani Dirie, - tylko nie polskie imiona! Ale i tak mam taki oto piękny autograf:
Autorów było oczywiście dużo, dużo więcej.
Grzegorz Kasdepke podpisuje książkę dla mojego chrześniaka.
A Kasia Klich dla siostrzenicy.
Najdłuższa kolejka stała zdecydowanie do... Papcia Chmiela. Tego się nie spodziewałam, przyznam szczerze. A nabiegałam się tak głównie dlatego, że trudno było ustalić o której właściwie na stoisku wydawnictwa Dreams pojawi się pan Butenko.
Oczywiście, przy okazji targów, trwała też Komiksowa Warszawa, ale o tym może następnym razem.
Hehe, 180 stopni to jest dokładnie z drugiej strony :)
OdpowiedzUsuńTak wiem, ale dalej pytanie pozostawało aktualne. Czy lepiej się wrócić czy iść do przodu. Gdzie jest krócej, no przecież nie górą ;) Jak się okazało później informacja wcale nie mieściła się w połowie boku, tylko gdzieś tak w 40% procentach długości. Ruszyłam do przodu i niepotrzebnie nadrobiłam drogi.
UsuńW niedzielę już wiedziałam :)