Przyznaje też, że mam co do tej książki mieszane uczucia. Trochę mi niezręcznie, bo przecież Kolor purpury, to zdobywca nagrody Pulizera. Może zacznę od tego, że polubiłam tylko jedną postać, może nawet wbrew zamierzeniom autorki. Tą osoba jest Doris, angielska misjonarka, która występuje w książce tylko raz i to krótko. Doris mówi bez ogródek: "Już po roku cały mój układ z poganami działał jak w szwajcarski zegarek. Z miejsca im oświadczyłam, że ich dusze nic mnie nie obchodzą, że chcę pisać książki i żeby nikt mi głowy nie zawracał. Za te przyjemność gotowa byłam zapłacić. i to całkiem hojnie". I rzeczywiście Doris wybudowała szpital, dwie szkoły, basen, kupiła też teren na którym leżała wioska, co mogło ocalić ludność przed wygnaniem. To ostanie dopowiedziałam już sobie sama. Bowiem wcześniej w książce mieliśmy sceny budowania drogi przez busz, karczowania upraw rdzennych mieszkańców i wyrzucania ich z ich własnej ziemi przez nowych właścicieli. Doris pogardzała zachłannymi plantatorami, a jak na misjonarkę miała nietypowe podejście do swojej pracy: "nie widziałam powodu, żeby ich zmienić". Doris nie znalazła się w Afryce z potrzeby serca i niesienia pomocy. Chciała, żeby jej majętna rodzina wreszcie przestała ją swatać i dala jej w spokoju tworzyć. Powód jak najbardziej egoistyczny, a jednak to dzięki jej majątkowi Afrykańczycy będą mogli spokojnie mieszkać na swojej ziemi.
Nettie, siostra głównej bohaterki Celie wyjechała na misję z rodziną pastora. Małżeństwem wielce zaangażowanym w swoją misję. Samuel i Corrina założyli szkołę, próbowali się wtopić w społeczność Olinków, jednak okazało się to bardzo trudne. Dla rdzennych mieszkańców Liberii byli obcymi, nawet jeżeli mieli taką samą ciemna skórę jak oni. Samuel i jego żona poczuli się bezsilni i sfrustrowani, w dodatku nie potrafili zrozumieć, dlaczego potomkowie tych, którzy sprzedali ich przodków do niewoli nie poczuwają się do winy, ani im nie współczują. Gorzej, nic ich to nie obchodzi.
A sama Celie i jej rodzina? Zastanawiam się czy takie przedstawienie kilku rodzin, gdzie żony opuszczają mężów, a mężowie krzywdzą kobiety i dzieci nie może prowadzić do utrwalenie pewnych stereotypów. Ot takie wolne myśli... Alice Walker powiedziała kiedyś, że wierzy w zmiany, te które zachodzą w pojedynczym człowieku i całej społeczności, dlatego dała swojej książce szczęśliwe zakończenie z optymistyczną wizją przemian społecznych.
W planach mam film. Cieszę się, że gra w nim jedna z moich ulubionych aktorek Whoopy Goldberg. Ciekawa jestem jak przedstawi postać Celii.
Recenzja też na
piątek, 29 czerwca 2012
środa, 27 czerwca 2012
Rozważna i romantyczna - miniserial BBC - Klub Jane Austen
Niedawno, po raz kolejny, obejrzałam miniserial BBC Rozważna i Romantyczna (wersja z 2008). Andrew Davies dodał do adaptacji powieści Jane Austen kilka scen, których nie ma w książce. Uważam, że akcja książki tak naprawdę nie wymaga ulepszeń, jednak nie mam nic przeciwko dodanym scenom. Pierwsza z nich to namiętna scena pomiędzy Elizą i Willoughby. Ponieważ została umieszczona na początku serialu, myślę, że nie jeden widz zastanawiał się, czy przypadkiem nie pomylił kanału telewizyjnego. Mój mąż, którego kiedyś zmusiłam do obejrzenia jednej z adaptacji powieści Austen, oświadczył, że byłoby to interesujące, gdyby chociaż w scenariuszy była jakaś bitwa, no choćby pojedynek. Bardzo proszę - pojedynek jest. W książce pułkownik Brandon tylko napomyka Elizie o tym wydarzeniu. Autor scenariusza postanowił dodać całą scenę. Dlatego też pułkownik Brandon pojawia się na balu w Londynie, czego również nie było w powieści.
To może w takim razie powiem jaka była moja ulubiona scena. Na początku rodzina Johna Daswood jedzie powozem do rezydencji zmarłego ojca. Po drodze małżonkowie dyskutują o wysokości uposażenia macochy i przyrodnich sióstr Johna. Jego żona Fanny wyrzuca mężowi, że jest zbyt hojny. Na przeciwko siedzi rumiany synek państwa Daswood - Harry i coś zajada ze smakiem, pewnie ciasteczka. Wspaniały przykład rozpieszczonego jedynaka. Fanny mówi z czułością do syna "nie pozwolimy tacie cię zagłodzić". W tym kontekście brzmi to zabawnie i co tu dużo mówić, trochę obłudnie.
Edward w powieści Jane Austen jest nieśmiały, raczej mało przystojny i nie potrafi błyszczeć w towarzystwie. Serialowy Edward jest przystojny, ma żywe usposobienie, jest pewny siebie, potrafi być zabawny, a kiedy natrafia na życiowe przeszkody ogarnia go gniew. Moim zdaniem jest to zmiana na lepsze, ale pewnie niektórym fanom może to się nie spodobać. Aktorki grające Elinor i Marianne były moim zdaniem bardzo dobrze dobrane - obie młode i ładne. Pani Daswood też wygląda na 40-latkę, tak jak to powinno być.
Znalazłam blog ze zdjęciami z planu filmowego. Chętnych zapraszam do obejrzenia :) A oto jedno z nich:
To może w takim razie powiem jaka była moja ulubiona scena. Na początku rodzina Johna Daswood jedzie powozem do rezydencji zmarłego ojca. Po drodze małżonkowie dyskutują o wysokości uposażenia macochy i przyrodnich sióstr Johna. Jego żona Fanny wyrzuca mężowi, że jest zbyt hojny. Na przeciwko siedzi rumiany synek państwa Daswood - Harry i coś zajada ze smakiem, pewnie ciasteczka. Wspaniały przykład rozpieszczonego jedynaka. Fanny mówi z czułością do syna "nie pozwolimy tacie cię zagłodzić". W tym kontekście brzmi to zabawnie i co tu dużo mówić, trochę obłudnie.
Edward w powieści Jane Austen jest nieśmiały, raczej mało przystojny i nie potrafi błyszczeć w towarzystwie. Serialowy Edward jest przystojny, ma żywe usposobienie, jest pewny siebie, potrafi być zabawny, a kiedy natrafia na życiowe przeszkody ogarnia go gniew. Moim zdaniem jest to zmiana na lepsze, ale pewnie niektórym fanom może to się nie spodobać. Aktorki grające Elinor i Marianne były moim zdaniem bardzo dobrze dobrane - obie młode i ładne. Pani Daswood też wygląda na 40-latkę, tak jak to powinno być.
Znalazłam blog ze zdjęciami z planu filmowego. Chętnych zapraszam do obejrzenia :) A oto jedno z nich:
poniedziałek, 25 czerwca 2012
Magazyn Literacki Książki - maj
W tym roku, jak pewnie już wiecie, mamy setna rocznicę śmierci Bolesława Prusa. Zapewne z tej okazji w numerze majowym Magazyny Literackiego Książki ukazał się artykuł Jarosława Górskiego "Stach Wokulski w balonie". Przeczytałam go z prawdziwa przyjemnością. Nie ma to jak inne spojrzenie na dobrze znany tytuł ze spisu lektur szkolnych (przynajmniej z moich czasów szkolnych, nie wiem jak to teraz wygląda). Sama od dłuższego czasu myślę o tym, żeby napisać tekst "W obronie Izabeli Łęckiej", która moim zdaniem jest potraktowana niesprawiedliwie przez autorów tekstów z podręczników i bryk. Może wreszcie ten Rok Bolesława Prusa mnie zmobilizuje, ale wracajmy do artykułu. Stanisław Wokulski wcale nie jest taką kryształową postacią, jak to by chcieli nam wtłoczyć do głów szkolni pedagodzy. Jest osobowością dużo bardziej złożoną. Wokulski zachowuje się jak despota, jego wysokie mniemanie o sobie połączone z kompleksem niższości (bardzo niebezpieczne zestawienie) prowadzi do towarzyskich nieporozumień i nie dodaje mu przyjaciół. Pozwolę sobie zacytować fragmenty z artykułu pana Górskiego:
"Wokulski w ogóle ludzi rozstawia po kątach, traktuje bez cienia tego, co w jego czasach nazywało się manierami [...], a dziś byśmy nazwali szacunkiem dla cudzej podmiotowości".
"Człowiek taki jak Wokulski, niegodzący się na własną podległość wobec innych, na własne poniżenie, zna tylko jedną od tego ucieczkę: ku podporządkowaniu innych samemu sobie, ku ich poniżeniu i podporządkowaniu swojej woli. I z taką świadomością żyć nie sposób".
Jeżeli tylko będziecie mieli dostęp do majowego numery, to polecam cały artykuł. Dawno nie czytałam takiego ciekawego tekstu.
Oprócz tego Bestsellery Maja opatrzone komentarzami Krzysztofa Masłonia. Komentarze zabawne, czasami kąśliwe, a często trafne. W dodatku zwykle zbieżne z moją własną opinia o danej książce.
Tematem numera jest Futbol w literaturze, co mnie akurat średnio interesuje. To już bardziej dodatek: Książki dla dzieci i młodzieży. Oprócz tego reklamy nowości wydawniczych i recenzje tychże. Część książek znałam już z lektury waszych blogów, ale inne to dla mnie zupełna nowość. W każdym razie dla mnie "Stach Wokulski w balonie", to numer jeden tego numeru.
"Wokulski w ogóle ludzi rozstawia po kątach, traktuje bez cienia tego, co w jego czasach nazywało się manierami [...], a dziś byśmy nazwali szacunkiem dla cudzej podmiotowości".
"Człowiek taki jak Wokulski, niegodzący się na własną podległość wobec innych, na własne poniżenie, zna tylko jedną od tego ucieczkę: ku podporządkowaniu innych samemu sobie, ku ich poniżeniu i podporządkowaniu swojej woli. I z taką świadomością żyć nie sposób".
Jeżeli tylko będziecie mieli dostęp do majowego numery, to polecam cały artykuł. Dawno nie czytałam takiego ciekawego tekstu.
Oprócz tego Bestsellery Maja opatrzone komentarzami Krzysztofa Masłonia. Komentarze zabawne, czasami kąśliwe, a często trafne. W dodatku zwykle zbieżne z moją własną opinia o danej książce.
Tematem numera jest Futbol w literaturze, co mnie akurat średnio interesuje. To już bardziej dodatek: Książki dla dzieci i młodzieży. Oprócz tego reklamy nowości wydawniczych i recenzje tychże. Część książek znałam już z lektury waszych blogów, ale inne to dla mnie zupełna nowość. W każdym razie dla mnie "Stach Wokulski w balonie", to numer jeden tego numeru.
piątek, 22 czerwca 2012
pierwsze zagraniczne zakupy
Wreszcie zdecydowałam się na pierwsze zakupy z brytyjskiego oddziału Amazon. Okazało się, że to wcale nie było takie trudne, a ja stałam się szczęśliwą posiadaczką:
Przed wszystkim wydanie zbiorcze Blacksad, tom 1-3. Niestety jest trochę mniejszego formatu niż nasze rodzime wydanie, ale wreszcie mam komplet! Jeżeli nie słyszeliście o Blacksadzie, to jest to taki kryminał w starym stylu, przepiękny graficznie. Tak, bohaterami są zwierzęta, ale niech to was nie zwiedzie. Cechy zwierzęce dodatkowo podkreślają osobowości bohaterów. Mamy trochę stereotypów oczywiście - najbardziej atrakcyjne kobiety, to zwykle kotowate, policja - psy ras wszelkich, ale przede wszystkim owczarki, bokser wagi ciężkiej jest gorylem, wredny posługacz do brudnej roboty - szczurem itp. Jeżeli nie znacie, a lubicie kryminały, to polecam.
Więcej plansz tutaj.
Potem dwa tomy Fistaszków. Już się cieszę na samą myśl o lekturze. Jak już pisałam tutaj odpuściłam sobie dwa pierwsze tomy wydane przez Naszą Księgarnię, bo te pierwsze paski nie przypominały tych, które znałam z dzieciństwa. Ale jak to tak mieć na półce serię od 3 tomu? Nie godzi się przecież! Na szczęście format identyczny, tyle, że wydanie amerykańskie ma dodatkowo obwolutę. Daty na grzbiecie są też minimalnie trochę wyżej niż w polskim wydaniu, ale nie będę już taką pedantką ;)
Wreszcie - Hagar straszliwy wiking. "Zatem weźcie w dłoń swój miecz i tarcze pożeglujcie do czasów, kiedy mężczyźni byli mężczyznami, kobiety kobietami, a wikingowie byli mali grubi i włochaci" (z okładki). Znacie Hagara? Kiedyś paski ukazywały się w Wyborczej. Podobno Dik Browne stworzył postać Hagara w czasie, kiedy miał złamaną nogę. W dniu, kiedy zdjęto mu gips usiadł i w swoim studiu w Connecticut i po kilku godzinach Hagar był gotowy. Imię dostał dzięki najmłodszemu synowi. Dick obudzony kiedyś z drzemki przez swoich 3 synów, krzyknął rozgniewany „Cisza!” Jego najmłodszy syn, wystraszony wybiegł na korytarz z głośnym krzykiem „Run, run, here comes Hagar the Horrible!”. Bo i Hagar jest niestraszony, nie lęka się niczego. No może z wyjątkiem własnej żony. Jeżeli chcecie naprawdę się pośmiać, wybierzcie Hagara. W Stanach jak dotąd ukazały się 4 tomy, ja mam na razie pierwszy z paskami z lat 1973-1974.
Przed wszystkim wydanie zbiorcze Blacksad, tom 1-3. Niestety jest trochę mniejszego formatu niż nasze rodzime wydanie, ale wreszcie mam komplet! Jeżeli nie słyszeliście o Blacksadzie, to jest to taki kryminał w starym stylu, przepiękny graficznie. Tak, bohaterami są zwierzęta, ale niech to was nie zwiedzie. Cechy zwierzęce dodatkowo podkreślają osobowości bohaterów. Mamy trochę stereotypów oczywiście - najbardziej atrakcyjne kobiety, to zwykle kotowate, policja - psy ras wszelkich, ale przede wszystkim owczarki, bokser wagi ciężkiej jest gorylem, wredny posługacz do brudnej roboty - szczurem itp. Jeżeli nie znacie, a lubicie kryminały, to polecam.
Więcej plansz tutaj.
Potem dwa tomy Fistaszków. Już się cieszę na samą myśl o lekturze. Jak już pisałam tutaj odpuściłam sobie dwa pierwsze tomy wydane przez Naszą Księgarnię, bo te pierwsze paski nie przypominały tych, które znałam z dzieciństwa. Ale jak to tak mieć na półce serię od 3 tomu? Nie godzi się przecież! Na szczęście format identyczny, tyle, że wydanie amerykańskie ma dodatkowo obwolutę. Daty na grzbiecie są też minimalnie trochę wyżej niż w polskim wydaniu, ale nie będę już taką pedantką ;)
Wreszcie - Hagar straszliwy wiking. "Zatem weźcie w dłoń swój miecz i tarcze pożeglujcie do czasów, kiedy mężczyźni byli mężczyznami, kobiety kobietami, a wikingowie byli mali grubi i włochaci" (z okładki). Znacie Hagara? Kiedyś paski ukazywały się w Wyborczej. Podobno Dik Browne stworzył postać Hagara w czasie, kiedy miał złamaną nogę. W dniu, kiedy zdjęto mu gips usiadł i w swoim studiu w Connecticut i po kilku godzinach Hagar był gotowy. Imię dostał dzięki najmłodszemu synowi. Dick obudzony kiedyś z drzemki przez swoich 3 synów, krzyknął rozgniewany „Cisza!” Jego najmłodszy syn, wystraszony wybiegł na korytarz z głośnym krzykiem „Run, run, here comes Hagar the Horrible!”. Bo i Hagar jest niestraszony, nie lęka się niczego. No może z wyjątkiem własnej żony. Jeżeli chcecie naprawdę się pośmiać, wybierzcie Hagara. W Stanach jak dotąd ukazały się 4 tomy, ja mam na razie pierwszy z paskami z lat 1973-1974.
wtorek, 19 czerwca 2012
Smok Jego Królewskiej Mości - Naomi Novik
Zastanawiam się czy Smok Jego Królewskiej Mości nie powinien jednak stać w dziale - Literatura młodzieżowa. Na pytanie bowiem: "Momenty były?", mogę z czystym sumieniem dopowiedzieć - nie było. Podobnie jak brak w Smoku brutalnych scen, niecenzuralnego słownictwa i innych takich. Oczywiście nie uważam, że to źle, wręcz przeciwnie. Smok Jego Królewskiej Mości to przede wszystkim bardzo dobra powieść przygodowa.
Kapiatan Laurence zdobywa francuski okręt. Załoga broni się zaciekle. Wkrótce okazuje się, że statek przewoził prawdziwy skarb - smocze jajo. Wbrew temu, co mogłoby nam się wydawać, mało kto chce opiekować się dopiero co wyklutym smokiem. Jest to bowiem zadanie bardzo odpowiedzialne i dożywotnie. "Tylko, nie ja" - powtarzał sobie po cichu Laurence. Opieka nad smokiem oznaczałaby przecież przerwanie obiecującej kariery kapitana marynarki, porzucenie rodziny i ukochanej. A jednak los okazał się nieubłagany, smok wybrał właśnie jego.
Temeraire, smok Laurenca, jest niezwykle sympatycznym stworzeniem. Gdzie mu tam do groźnych średniowiecznych bestii. Zachowuje się trochę jak duży (baaardzo duży) szczeniak, tyle, że psy nie mówią, a Temeraire i owszem. Można go pokochać za jego inteligencje i pogodne usposobienie. Wymarzony towarzysz i w dodatku dzięki niemu Laurence może wznieść się ponad chmury.
Świat z powieści to alternatywna wersja naszego świata, w którym tak jak w naszym toczą się wojny. Z tym, że w czasie, kiedy Napoleon szykuje atak na Anglię, zamiast bombowców, po niebie latają smoki.
Smok Jego Królewskiej Mości jest pierwszym tomem siedmiotomowej serii pani Noami Novik. Przy okazji, warto może wspomnieć, że autorka ma polskie korzenie. Jeżeli macie ochotę poczytać jej internetowy dziennik, to znajdziecie go tutaj. Tam też można obejrzeć prace wysłane przez fanów Temeraire'a. A jak wy wyobrażacie sobie tego towarzyskiego smoka? Przyznam, że mnie wizerunek Temeraire'a z okładki zupełnie nie odpowiada.
Kapiatan Laurence zdobywa francuski okręt. Załoga broni się zaciekle. Wkrótce okazuje się, że statek przewoził prawdziwy skarb - smocze jajo. Wbrew temu, co mogłoby nam się wydawać, mało kto chce opiekować się dopiero co wyklutym smokiem. Jest to bowiem zadanie bardzo odpowiedzialne i dożywotnie. "Tylko, nie ja" - powtarzał sobie po cichu Laurence. Opieka nad smokiem oznaczałaby przecież przerwanie obiecującej kariery kapitana marynarki, porzucenie rodziny i ukochanej. A jednak los okazał się nieubłagany, smok wybrał właśnie jego.
Temeraire, smok Laurenca, jest niezwykle sympatycznym stworzeniem. Gdzie mu tam do groźnych średniowiecznych bestii. Zachowuje się trochę jak duży (baaardzo duży) szczeniak, tyle, że psy nie mówią, a Temeraire i owszem. Można go pokochać za jego inteligencje i pogodne usposobienie. Wymarzony towarzysz i w dodatku dzięki niemu Laurence może wznieść się ponad chmury.
Świat z powieści to alternatywna wersja naszego świata, w którym tak jak w naszym toczą się wojny. Z tym, że w czasie, kiedy Napoleon szykuje atak na Anglię, zamiast bombowców, po niebie latają smoki.
Smok Jego Królewskiej Mości jest pierwszym tomem siedmiotomowej serii pani Noami Novik. Przy okazji, warto może wspomnieć, że autorka ma polskie korzenie. Jeżeli macie ochotę poczytać jej internetowy dziennik, to znajdziecie go tutaj. Tam też można obejrzeć prace wysłane przez fanów Temeraire'a. A jak wy wyobrażacie sobie tego towarzyskiego smoka? Przyznam, że mnie wizerunek Temeraire'a z okładki zupełnie nie odpowiada.
poniedziałek, 18 czerwca 2012
Nocny Patrol - Siergiej Łukanienko
Pamiętam, że kilka lat temu oglądałam rosyjski film pod tym samym tytułem "Ночной дозор". Niestety film był w oryginale, a ja po rosyjsku nie za dużo pamiętam, ale i tak dało jakoś radę. Ostatnio wpadła mi w ręce książka i muszę przyznać, że jest chyba jeszcze lepsza niż wspomniany wcześniej film.
W Moskwie działają dwa odziały pilnujące porządku w Moskwie. Zwykli mieszkańcy miasta nie mają się czego z jej strony obawiać. Jeżeli jednak należysz do świata Zmroku, wieczorem wyrastają ci kły, a skóra pokrywa się sierścią, to już co innego. To trochę taka klasyczna opowieść o wojnie Światła i Ciemności, tyle, że wojownicy po obu stronach są raczej szarzy, niż kryształowo czyści, bądź smoliście czarni. Bo i w końcu to nie bajka dla dzieci, ale mroczna opowieść dla dorosłych.
Z filmu najlepiej pamiętam tego oto stwora. To chyba była solniczka:
Przed wejściem w Zmrok:
I w Zmroku:
Oraz oczywiście wieżowiec i ptaki, to chyba najbardziej znana scena. Mam już drugi tom i nie mogę się doczekać, kiedy po powrocie do domu się za niego zabiorę ;)
Przy okazji, jeżeli radzicie sobie z rosyjskim, to film można obejrzeć tutaj, tyle że jakość taka sobie.
W Moskwie działają dwa odziały pilnujące porządku w Moskwie. Zwykli mieszkańcy miasta nie mają się czego z jej strony obawiać. Jeżeli jednak należysz do świata Zmroku, wieczorem wyrastają ci kły, a skóra pokrywa się sierścią, to już co innego. To trochę taka klasyczna opowieść o wojnie Światła i Ciemności, tyle, że wojownicy po obu stronach są raczej szarzy, niż kryształowo czyści, bądź smoliście czarni. Bo i w końcu to nie bajka dla dzieci, ale mroczna opowieść dla dorosłych.
Z filmu najlepiej pamiętam tego oto stwora. To chyba była solniczka:
Przed wejściem w Zmrok:
I w Zmroku:
Oraz oczywiście wieżowiec i ptaki, to chyba najbardziej znana scena. Mam już drugi tom i nie mogę się doczekać, kiedy po powrocie do domu się za niego zabiorę ;)
Przy okazji, jeżeli radzicie sobie z rosyjskim, to film można obejrzeć tutaj, tyle że jakość taka sobie.
środa, 13 czerwca 2012
Ojciec chrzestny - Mario Puzo
Ojciec chrzestny, wydany po raz pierwszy w 1969, zapoczątkował modę na powieści o mafii. Naśladowcy Mario Puzo często używali w tytułach swoich książek takich zwrotów jak "ojciec", "rodzina", honor". Co takiego było w Ojcu chrzestnym, że rodzina Corleone stała się tak popularna?
Niektórzy krytycy twierdzą, że tak naprawdę książka zawdzięcza swoją popularność świetnej adaptacji filmowej z 1972 roku. Nie jest to jednak prawda. Zanim powstał film Coppoli, sprzedano kilka milionów powieści Mario Puzo.
Mario Puzo w swojej powieści bada i opisuje relacje międzyludzkie. Każdy z jego pierwszoplanowych bohaterów posiada bogatą osobowość. Sonny Corleone wygląda i zachowuje się w taki sposób w jaki ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z Włochami mógłby sobie go wyobrażać polegając jedynie na stereotypach. Sonny jest przystojny i w "gorącej wodzie kąpany", czyli niecierpliwy, popędliwy, chwilami agresywny i nadpobudliwy seksualnie. Michael, to jego przeciwieństwo. Nigdy nie jest spontaniczny, nie ujawnia też swoich uczuć. Fredo, średni syn Dona, ma słaby charakter, łatwo ulega wpływom innych, pozwala nawet na lekceważące traktowanie go przez innych gangsterów. Najciekawsza postacią jest oczywiście sam Don Vito Corleone. To moralista, bezgranicznie oddany swojej rodzinie. Dorobił się dużej fortuny dzięki sile swojego charakteru. Nie wywyższa się jednak, pomaga sąsiadom i wszystkim, którzy proszą go o pomoc, w zamian prosi tylko o przyjaźń. Jednocześnie jest też jednak mordercą, geniuszem zbrodni, który kontroluje życie wszystkich ze swojego otoczenia.
Mario Puzo, dzięki genialnemu prowadzeniu akcji i dialogom sprawia, że zaczynamy postrzegać Dona jako postać niemal anielską. Bo przecież według całej "rodziny", postępowanie Dona jest zawsze moralnie uzasadnione. Jego wrogowie cierpią, ale sami są sobie winni. Rodzina Tattaglias jest zaangażowana w "zły" rodzaj przestępczości: narkotyki, prostytucję, podczas gdy rodzina Corleone zajmuje się "tylko" hazardem, wymuszeniami i utrzymywaniem monopolu na sprzedaż oliwy. Przyjaciele Dona są nam pokazani jako ci lepsi, wrogowie za to są nikczemni. Wszystko określa ich umiejscowienie w uniwersum Don Vita Corleone.
Jeżeli jeszcze ktoś nie czytał tej wspaniałej książki zachęcam i polecam.
Recenzja też na:
Niektórzy krytycy twierdzą, że tak naprawdę książka zawdzięcza swoją popularność świetnej adaptacji filmowej z 1972 roku. Nie jest to jednak prawda. Zanim powstał film Coppoli, sprzedano kilka milionów powieści Mario Puzo.
Mario Puzo w swojej powieści bada i opisuje relacje międzyludzkie. Każdy z jego pierwszoplanowych bohaterów posiada bogatą osobowość. Sonny Corleone wygląda i zachowuje się w taki sposób w jaki ktoś, kto nigdy nie miał do czynienia z Włochami mógłby sobie go wyobrażać polegając jedynie na stereotypach. Sonny jest przystojny i w "gorącej wodzie kąpany", czyli niecierpliwy, popędliwy, chwilami agresywny i nadpobudliwy seksualnie. Michael, to jego przeciwieństwo. Nigdy nie jest spontaniczny, nie ujawnia też swoich uczuć. Fredo, średni syn Dona, ma słaby charakter, łatwo ulega wpływom innych, pozwala nawet na lekceważące traktowanie go przez innych gangsterów. Najciekawsza postacią jest oczywiście sam Don Vito Corleone. To moralista, bezgranicznie oddany swojej rodzinie. Dorobił się dużej fortuny dzięki sile swojego charakteru. Nie wywyższa się jednak, pomaga sąsiadom i wszystkim, którzy proszą go o pomoc, w zamian prosi tylko o przyjaźń. Jednocześnie jest też jednak mordercą, geniuszem zbrodni, który kontroluje życie wszystkich ze swojego otoczenia.
Mario Puzo, dzięki genialnemu prowadzeniu akcji i dialogom sprawia, że zaczynamy postrzegać Dona jako postać niemal anielską. Bo przecież według całej "rodziny", postępowanie Dona jest zawsze moralnie uzasadnione. Jego wrogowie cierpią, ale sami są sobie winni. Rodzina Tattaglias jest zaangażowana w "zły" rodzaj przestępczości: narkotyki, prostytucję, podczas gdy rodzina Corleone zajmuje się "tylko" hazardem, wymuszeniami i utrzymywaniem monopolu na sprzedaż oliwy. Przyjaciele Dona są nam pokazani jako ci lepsi, wrogowie za to są nikczemni. Wszystko określa ich umiejscowienie w uniwersum Don Vita Corleone.
Jeżeli jeszcze ktoś nie czytał tej wspaniałej książki zachęcam i polecam.
Recenzja też na:
Dziewiąty mag - A.R. Reystone
A.R. Reystone to pseudonim polskiej pisarki, która, jak na razie, postanowiła nie ujawniać swojego nazwiska. Założyłam, że pani mieszka w Łodzi, ponieważ egzemplarz, który przeczytałam wypożyczyłam z lokalnej biblioteki publicznej był w środku z dedykacją autorki dla zaprzyjaźnionej biblioteki, ale skoro Anonim twierdzi, że nie, no to nie. Pierwszy raz Dziewiąty mag ukazał się w 2009 roku wydany przez wydawnictwo Red Horse. Ponownie wydała go Nasza Księgarnia na wiosnę tego roku. Drugi tom ma się ukazać we wrześniu, a trzeci za rok.
Zastanawiam się jak określić tę powieść. To takie skrzyżowanie "Nigdy w życiu" Grocholi z powieścią fantasy. Główna bohaterka Ariel, podobnie jak Judyta z „Nigdy w życiu” jest w trakcie sprawy rozwodowej. Jej dorastająca córka Amelia stoi dzielnie przy mamie, nie skarży się, nie tęskni za tatą, ani nie sprawia problemów (trochę to mało wiarygodnie socjologicznie, ale niech tam). Mąż Ariel to oczywiście skończony drań. W ciężkich chwilach Ariel pomaga jej przyjaciółka Aurora. Przyznam, że bardzo drażnił mnie ten zestaw imion: Ariel, Amelia, Aurora (szczególnie ta Aurora – ile osób nosi takie imię?!). Rozumiem, że autorka pragnęła podkreślić,że akcja dzieje się w kraju anglojęzycznym, ale jak dla mnie wyszło to trochę sztucznie.
Wracając jednak do akcji powieści. Ariel zostaje wybrana na
konsultanta w świecie, o którym istnieniu nie miała dotąd pojęcia. To miejsce,
gdzie żyją smoki, elfy i inne baśniowe stworzenia. Ariel jest weterynarzem, a
smoki z Dziewięciu Miast potrzebują jej pomocy. Oczywiście jest jeszcze dwóch
oficerów Marcus i Fabien, jeden przystojniejszy od drugiego.
Autorka bardzo zgrabnie, moim zdaniem, stworzyła ten inny,
równoległy świat. To był bardzo ciekawy pomysł. Nie wykluczam, że sięgnę też po
drugi i trzeci tom. Powieści tej nie powinni jednak czytać mężczyźni, chyba, że
lubią wyraziste wątki romansowe w fantastyce. Nie wiem, czy w języku polskim
istnieje określenie „romans fantasy”, ale tak tę powieść bym zakwalifikowała.
poniedziałek, 11 czerwca 2012
Cozy mystery - co to znaczy?
Do napisania tego posta natchnęła mnie Viv, pisząc o książkach Agathy Christie. Od 1989 nadawana jest specjalna nagroda imienia tej słynnej angielskiej pisarki. Nie wszystkie "mystery" mają szansę ją otrzymać, a tylko te pisane podobna metodą. Na ten typ literatury detektywistycznej mówi się często "cozy mystery". Czym więc jest cozy mystery?
W cozy mystery nie ma naturalistycznych opisów morderstw ze szczególnym okrucieństwem, ani ostrych scen seksu. Akcja powieści rozgrywa się zwykle w małych miejscowościach, gdzie wiele osób się zna. Detektywi nie ścigają seryjnych morderców, ani psychopatów. Cała historia może być ujęta w sposób humorystyczny. Popełnione przestępstwa dają się racjonalnie wyjaśnić. Morderców często ścigają uzdolnieni amatorzy. Nie muszą być sympatyczni, ale ich moralność zwykle nie podlega dyskusji.
Przykłady amerykańskich powieści, które można określić jako cozy mystery:
Dwie kolejne serie można chyba określić jako kulinarne powieści detektywistyczne: Goldy Schulz z powieści Diane Mott Davidson zakłada małą firmę kateringową. Wydawać by się mogło, że to taki spokojny zawód, Goldy ma jednak niezwykłego pecha. Co rusz natrafia na jakieś niewyjaśnione morderstwo. Hannah Swensen jest bohaterka serii Joanne Fluke. Hannah również towarzyszy kot, choć nie posiada on żadnych specjalnych zdolności. Swensen jest właścicielką niewielkiej piekarni The Cookie Jar. Kiedy Hannah nie piecze ciasteczek, ani nie słucha zwierzeń swojej asystentki rozwiązuje kryminalne zagadki.
Tricia Miles z serii Lorny Barrett Book Town Mystery prowadzi księgarnie Haven’t Got a Clue, w której sprzedaje przed wszystkim powieści kryminalne. Jak widać ma niezłe zaplecze do samodzielnej pracy detektywa amatora. Aha jest jeszcze kot właścicielki - Miss Marple.
Zdjęcie nawiązujące do serii "Cat who..." pochodzi z bloga Simplescarf.
W cozy mystery nie ma naturalistycznych opisów morderstw ze szczególnym okrucieństwem, ani ostrych scen seksu. Akcja powieści rozgrywa się zwykle w małych miejscowościach, gdzie wiele osób się zna. Detektywi nie ścigają seryjnych morderców, ani psychopatów. Cała historia może być ujęta w sposób humorystyczny. Popełnione przestępstwa dają się racjonalnie wyjaśnić. Morderców często ścigają uzdolnieni amatorzy. Nie muszą być sympatyczni, ale ich moralność zwykle nie podlega dyskusji.
Przykłady amerykańskich powieści, które można określić jako cozy mystery:
Cykl pisarza Rexa Stouta o detektywie Nero Wolfe. Nero rozwiązuje sprawy nie ruszając się ze swojego fotela. Informacje zbiera dla niego jego pomocnik Archie Goodwin. Nero jest wielkim smakoszem i miłośnikiem storczyków. Powieści Rexa Stouta odkryłam w tamtym roku, zachęcona wpisem na tym blogu. Jeżeli wszystko dobrze pójdzie na jesień w bibliotece powinny pojawić się trzy jego powieści: "Black orchid", "Some buried Caesar" i "And four to go". W 2001 został nakręcony serial o przygodach detektywa. Zdjęcie rozpoczynające post pochodzi właśnie z tego serialu.
Cykl Lilian Jackson Braun o kocich detektywach.
Detektywami są w tym przypadku dziennikarz James Qwilleran i jego koty syjamskie o wdzięcznych imionach Kao K'o-Kung i Yum-Yum.Dwie kolejne serie można chyba określić jako kulinarne powieści detektywistyczne: Goldy Schulz z powieści Diane Mott Davidson zakłada małą firmę kateringową. Wydawać by się mogło, że to taki spokojny zawód, Goldy ma jednak niezwykłego pecha. Co rusz natrafia na jakieś niewyjaśnione morderstwo. Hannah Swensen jest bohaterka serii Joanne Fluke. Hannah również towarzyszy kot, choć nie posiada on żadnych specjalnych zdolności. Swensen jest właścicielką niewielkiej piekarni The Cookie Jar. Kiedy Hannah nie piecze ciasteczek, ani nie słucha zwierzeń swojej asystentki rozwiązuje kryminalne zagadki.
Tricia Miles z serii Lorny Barrett Book Town Mystery prowadzi księgarnie Haven’t Got a Clue, w której sprzedaje przed wszystkim powieści kryminalne. Jak widać ma niezłe zaplecze do samodzielnej pracy detektywa amatora. Aha jest jeszcze kot właścicielki - Miss Marple.
Zdjęcie nawiązujące do serii "Cat who..." pochodzi z bloga Simplescarf.
środa, 6 czerwca 2012
Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater - Kurt Vonnegut
Eliot Rosewater urodził się bogaty. Zapobiegliwość jego przodków, usunęła z jego drogi wszelkie materialne troski. Ich dewizą było: "Zagarniaj więcej, niż ci potrzeba, bo inaczej nie dostaniesz nic".
Eliot od dzieciństwa uwielbiał towarzystwo strażaków. Kiedy więc w czasie działań wojennych Drugiej Wojny Światowej przypadkowo zabił trzech z nich, doznał głębokiego psychicznego urazu. Potem nigdy nie był już taki jak przedtem. Po wojnie ożenił się i wiódł na pozór szczęśliwe życie. W końcu postanowił przenieść się do małej miejscowości, z której pochodziła jego rodzina. Wreszcie miał cel w życiu - uszczęśliwić jego mieszkańców. Ojciec Eliota, popularny senator, wyznawał zasadę, że bieda wynika z życiowej nieporadności, a nadmierna filantropia prowadzi tylko większej bierności obywateli. Eliot widział jednak w mieszkańcach miasta dawnych pionierów, którzy przybili do brzegów Nowej Anglii. To jednak nie byli ci sami ludzie. Tu nie chodziło tylko o wyuczoną bezradność, ani o brak inteligencji. Doszedł zupełnie nowy, a jakże groźny problem.
"Nędza jest stosunkowo niegroźną chorobą, nawet dla najwątlejszej amerykańskiej duszyczki, podczas gdy bezużyteczność zabija silnych i słabych, i zawsze jest śmiertelna. Musimy znaleźć na nią lekarstwo".
Mieszkańcy okręgu Rosewater obserwują działalność Eliota z niedowierzaniem. Fundacja Rosewater płaci niedoszłym samobójcom, żeby nie targali się na swoje życie, opłaca marzenia i płaci za życiowe błędy. Znajomi rodziny zaczynają uważać go za wariata. Sylvia, żona Eliota nie wytrzymuje psychicznie i opuszcza męża, oskarża go o uprawiania "samarytrofii". Wraca do rodziny do Anglii i postanawia korzystać z życia ile się da.
Eliot mieszka sam w domu strażackim. Wieczorami pije alkohol i czyta powieści science-fiction mało znanego pisarza Kilgore Trouta. Eliot wygłosił kiedyś na spotkaniu z pisarzami pamiętna mowę:
Chyba lubię ten gorzki humor.
Recenzja też tutaj:
A tak z zupełnie innej beczki to życzę wszystkim udanego długiego weekendu! Mam nadzieje, że bierzecie ze sobą jakąś grubą książkę!
Eliot od dzieciństwa uwielbiał towarzystwo strażaków. Kiedy więc w czasie działań wojennych Drugiej Wojny Światowej przypadkowo zabił trzech z nich, doznał głębokiego psychicznego urazu. Potem nigdy nie był już taki jak przedtem. Po wojnie ożenił się i wiódł na pozór szczęśliwe życie. W końcu postanowił przenieść się do małej miejscowości, z której pochodziła jego rodzina. Wreszcie miał cel w życiu - uszczęśliwić jego mieszkańców. Ojciec Eliota, popularny senator, wyznawał zasadę, że bieda wynika z życiowej nieporadności, a nadmierna filantropia prowadzi tylko większej bierności obywateli. Eliot widział jednak w mieszkańcach miasta dawnych pionierów, którzy przybili do brzegów Nowej Anglii. To jednak nie byli ci sami ludzie. Tu nie chodziło tylko o wyuczoną bezradność, ani o brak inteligencji. Doszedł zupełnie nowy, a jakże groźny problem.
"Nędza jest stosunkowo niegroźną chorobą, nawet dla najwątlejszej amerykańskiej duszyczki, podczas gdy bezużyteczność zabija silnych i słabych, i zawsze jest śmiertelna. Musimy znaleźć na nią lekarstwo".
Mieszkańcy okręgu Rosewater obserwują działalność Eliota z niedowierzaniem. Fundacja Rosewater płaci niedoszłym samobójcom, żeby nie targali się na swoje życie, opłaca marzenia i płaci za życiowe błędy. Znajomi rodziny zaczynają uważać go za wariata. Sylvia, żona Eliota nie wytrzymuje psychicznie i opuszcza męża, oskarża go o uprawiania "samarytrofii". Wraca do rodziny do Anglii i postanawia korzystać z życia ile się da.
Eliot mieszka sam w domu strażackim. Wieczorami pije alkohol i czyta powieści science-fiction mało znanego pisarza Kilgore Trouta. Eliot wygłosił kiedyś na spotkaniu z pisarzami pamiętna mowę:
"Kocham was, wy sucze syny - powiedział Eliot w Milford. - I was teraz tylko czytam. Tylko wy mówicie o tych straszliwych zmianach, jakie zachodzą w świecie, tylko wy jesteście tak szaleni, by wiedzieć, że życie jest podróżą kosmiczną, i to wcale nie krótką, ale taką, która trwać będzie miliardy lat. Tylko wy macie dość odwagi, aby naprawdę troszczyć się o przyszłość, tylko wy naprawdę zauważacie, co robią z nami maszyny, co robią z nami wojny, co robią z nami miasta, co robią z nami wielkie i proste idee [...] Tylko wy jesteście tak głupi, aby zadręczać się czasem i przestrzenią bez końca, tajemnicami, które nigdy nie zostaną rozwiązane, a także tym, że właśnie teraz decydujemy, czy milardletnia podróż kosmiczna zaprowadzi nas do nieba czy do piekła".
Eliot pyta też ile się należy zwyczajnemu człowiekowi od życia, od państwa. Czy w ogóle coś się należy? W pewnym momencie w książce pojawia się stwierdzenie: "Ludzie dostają to, na co zasługują". Zaraz potem jedna z bohaterek otrzymuje w prezencie pojemnik na zapasową rolkę papieru toaletowego.Chyba lubię ten gorzki humor.
Recenzja też tutaj:
A tak z zupełnie innej beczki to życzę wszystkim udanego długiego weekendu! Mam nadzieje, że bierzecie ze sobą jakąś grubą książkę!
sobota, 2 czerwca 2012
Sherlockista - Graham Moore
To były świetne dwa wieczory z książką. Cappuccino i Sherlockista jako dobry deser. Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio czytając książkę tak bardzo chciałam się dowiedzieć co będzie dalej? Jak to się wszystko skończy? Sherlockista jest debiutem młodego, amerykańskiego pisarza Grahama Moore'a. Pan Moore studiował historię religii na Uniwersytecie Columbia. W powieści Sherlockista nie ma jednak nic o religii, jest za to stowarzyszenie miłośników Sherlocka Holmesa. Sherlockiści, uważani za niegroźnych dziwaków, zajmują się badaniem twórczości i życia Arthura Conan Doyle'a. Jeden z nich ogłasza nagle, że odkrył dziennik samego doktora Doyle'a - święty Graal holmesofilów. Swoje odkrycie ma zaprezentować na najbliższym zjeździe Chłopców z Baker Street. Niestety zostaje znaleziony martwy w swoim pokoju hotelowym.
Ja się świetnie bawiłam czytając Sherlockistę. Czytałam gdzieś recenzję rozczarowanej czytelniczki, że mdłe i przewidywalne. Może po "mięsistych" kryminałach skandynawskich rzeczywiście komuś może się Sherlockista nie podobać, ale ja właśnie lubię takie "eleganckie" powieści detektywistyczne. Szkoda, że nie ma polskiego odpowiednika określenia "cozy mystery", bo to jest dokładnie ten typ książek kryminalny, które lubię.
Zdjęcie autora pochodzi z oficjalnej strony książki.
Thorgal Louve - Raissa
Grzegorz Rosiński podczas spotkania na Komiksowej Warszawie wspomniał, że Kriss De Valnor - spin-off Thorgala szybuje w górę na belgijskich listach best sellerów. Zastanawiano się czy to dlatego, że ta podseria zawiera więcej brutalnych scen niż Thorgal. Nie o tym jednak chciałam napisać, ale o drugim spin-offie Thorgala - Louve autorów Romana Surżenko i Yannick'a Pennetier (Yann). Raissa, pierwszy tom serii, nawiązuje do tych "łagodniejszych", baśniowych tomów Thorgala: Gwiezdne dziecko i Aaricia. I bardzo dobrze! Córka mojej przyjaciółki ma teraz 9 lat i chyba kupię jej jeden egzemplarz przy okazji następnego festiwalu. Zastanawiam się ile ja miałam lat, kiedy zaczęłam czytać Thorgala, chyba mniej więcej tyle samo. Myślę, że Raissa będzie dobrym wprowadzeniem do świata Thorgala, tym bardziej, że w środku jest kilka plansz, które opowiadają w skrócie o losach rodziny. Rysunki pana Surżenko są świetne. Mam nadzieję, że rysownik będzie w tym roku w Łodzi. Od razu postaram się o autograf na prezencie. Moje zdjęcia z Komiksowej Warszawy, w tym i Romana Surżenko, wrzuciłam wcześniej tutaj. Mam wielką nadzieję, że seria się rozwinie. Będę jej kibicowała.
Thorgal Louve - Raissa
scenarzysta: Yann
rysownik: Roman Surżenko
Egmont, 2011
Thorgal Louve - Raissa
scenarzysta: Yann
rysownik: Roman Surżenko
Egmont, 2011
piątek, 1 czerwca 2012
Biblioteka Marilyn Monroe
Dzisiaj mija kolejna rocznica urodzin Marilyn Monroe. Nie będę pisała ani o życiu tej megagwiazdy, ani o filmach w których grała, ale o jej prywatnej bibliotece.
Kolekcje książek z prywatnej biblioteki Marylin sprzedano na aukcji domu aukcyjnego Christie’s w 1999 roku. Składało się na nią ponad 400 książek. Wszystkie opatrzono specjalnym ekslibrysem. Każda z nich osiągnęła cenę pięciu tysięcy dolarów i więcej[1]. Jeżeli jesteście ciekawi jakie to były konkretnie tytuły, to ich lista znajduje się tutaj. Były tam powieści, dramaty, poezja, książki o sztuce, historyczne, polityczne, teologiczne, filmoznawcze i psychologiczne. Jak widać Marilyn Monroe była zapaloną czytelniczką.
[1] Keya Gallery (Dostęp z dnia 01.06.2012).
Źródła zdjęć: ES Uptades, The Marilyn Monroe Collection
Kolekcje książek z prywatnej biblioteki Marylin sprzedano na aukcji domu aukcyjnego Christie’s w 1999 roku. Składało się na nią ponad 400 książek. Wszystkie opatrzono specjalnym ekslibrysem. Każda z nich osiągnęła cenę pięciu tysięcy dolarów i więcej[1]. Jeżeli jesteście ciekawi jakie to były konkretnie tytuły, to ich lista znajduje się tutaj. Były tam powieści, dramaty, poezja, książki o sztuce, historyczne, polityczne, teologiczne, filmoznawcze i psychologiczne. Jak widać Marilyn Monroe była zapaloną czytelniczką.
[1] Keya Gallery (Dostęp z dnia 01.06.2012).
Źródła zdjęć: ES Uptades, The Marilyn Monroe Collection
Subskrybuj:
Posty (Atom)