Przyznaje też, że mam co do tej książki mieszane uczucia. Trochę mi niezręcznie, bo przecież Kolor purpury, to zdobywca nagrody Pulizera. Może zacznę od tego, że polubiłam tylko jedną postać, może nawet wbrew zamierzeniom autorki. Tą osoba jest Doris, angielska misjonarka, która występuje w książce tylko raz i to krótko. Doris mówi bez ogródek: "Już po roku cały mój układ z poganami działał jak w szwajcarski zegarek. Z miejsca im oświadczyłam, że ich dusze nic mnie nie obchodzą, że chcę pisać książki i żeby nikt mi głowy nie zawracał. Za te przyjemność gotowa byłam zapłacić. i to całkiem hojnie". I rzeczywiście Doris wybudowała szpital, dwie szkoły, basen, kupiła też teren na którym leżała wioska, co mogło ocalić ludność przed wygnaniem. To ostanie dopowiedziałam już sobie sama. Bowiem wcześniej w książce mieliśmy sceny budowania drogi przez busz, karczowania upraw rdzennych mieszkańców i wyrzucania ich z ich własnej ziemi przez nowych właścicieli. Doris pogardzała zachłannymi plantatorami, a jak na misjonarkę miała nietypowe podejście do swojej pracy: "nie widziałam powodu, żeby ich zmienić". Doris nie znalazła się w Afryce z potrzeby serca i niesienia pomocy. Chciała, żeby jej majętna rodzina wreszcie przestała ją swatać i dala jej w spokoju tworzyć. Powód jak najbardziej egoistyczny, a jednak to dzięki jej majątkowi Afrykańczycy będą mogli spokojnie mieszkać na swojej ziemi.
Nettie, siostra głównej bohaterki Celie wyjechała na misję z rodziną pastora. Małżeństwem wielce zaangażowanym w swoją misję. Samuel i Corrina założyli szkołę, próbowali się wtopić w społeczność Olinków, jednak okazało się to bardzo trudne. Dla rdzennych mieszkańców Liberii byli obcymi, nawet jeżeli mieli taką samą ciemna skórę jak oni. Samuel i jego żona poczuli się bezsilni i sfrustrowani, w dodatku nie potrafili zrozumieć, dlaczego potomkowie tych, którzy sprzedali ich przodków do niewoli nie poczuwają się do winy, ani im nie współczują. Gorzej, nic ich to nie obchodzi.
A sama Celie i jej rodzina? Zastanawiam się czy takie przedstawienie kilku rodzin, gdzie żony opuszczają mężów, a mężowie krzywdzą kobiety i dzieci nie może prowadzić do utrwalenie pewnych stereotypów. Ot takie wolne myśli... Alice Walker powiedziała kiedyś, że wierzy w zmiany, te które zachodzą w pojedynczym człowieku i całej społeczności, dlatego dała swojej książce szczęśliwe zakończenie z optymistyczną wizją przemian społecznych.
W planach mam film. Cieszę się, że gra w nim jedna z moich ulubionych aktorek Whoopy Goldberg. Ciekawa jestem jak przedstawi postać Celii.
Recenzja też na
Czytałam i oglądałam film - polecam wszystkim
OdpowiedzUsuńFilmem byłam zachwycona,oglądałam go dwa razy. Jednak po książkę nie sięgnęłam z obawy przed rozczarowaniem (jednym bądź drugim). A Whoopy jak zawsze świetna - niestety nie mogę jej porównać z pierwowzorem literackim...
OdpowiedzUsuńKsiążkę mam w planach. Film również, ale książkę najpierw.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam nigdy o tej książce, ale za to Whoopy Goldberg uwielbiam, choć znam ją tylko z komedii. Może więc wyjątkowo zamienię książkę na film.
OdpowiedzUsuńDzięki za podesłanie adresu ciekawego bloga. Co do książki i filmu jakoś trudno mi sobie wyobrazić Whoopi Goldberg w takiej roli... O książce będę pamiętać :)
OdpowiedzUsuńTo była w dodatku rola, dzięki której została zauważona w Hollywood.
Usuń