środa, 6 czerwca 2012

Niech pana Bóg błogosławi, panie Rosewater - Kurt Vonnegut

Eliot Rosewater urodził się bogaty. Zapobiegliwość jego przodków, usunęła z jego drogi wszelkie materialne troski. Ich dewizą było: "Zagarniaj więcej, niż ci potrzeba, bo inaczej nie dostaniesz nic".

 Eliot od dzieciństwa uwielbiał towarzystwo strażaków. Kiedy więc w czasie działań wojennych Drugiej Wojny Światowej przypadkowo zabił trzech z nich, doznał głębokiego psychicznego urazu. Potem nigdy nie był już taki jak przedtem. Po wojnie ożenił się i wiódł na pozór szczęśliwe życie. W końcu postanowił przenieść się do małej miejscowości, z której pochodziła jego rodzina. Wreszcie miał cel w życiu - uszczęśliwić jego mieszkańców. Ojciec Eliota, popularny senator, wyznawał zasadę, że bieda wynika z życiowej nieporadności, a nadmierna filantropia prowadzi tylko większej bierności obywateli. Eliot widział jednak w mieszkańcach miasta dawnych pionierów, którzy przybili do brzegów Nowej Anglii. To jednak nie byli ci sami ludzie. Tu nie chodziło tylko o wyuczoną bezradność, ani o brak inteligencji. Doszedł zupełnie nowy, a jakże groźny problem.
"Nędza jest stosunkowo niegroźną chorobą, nawet dla najwątlejszej amerykańskiej duszyczki, podczas gdy bezużyteczność zabija silnych i słabych, i zawsze jest śmiertelna. Musimy znaleźć na nią lekarstwo".

Mieszkańcy okręgu Rosewater obserwują działalność Eliota z niedowierzaniem. Fundacja Rosewater płaci niedoszłym samobójcom, żeby nie targali się na swoje życie, opłaca marzenia i płaci za życiowe błędy. Znajomi rodziny zaczynają uważać go za wariata.  Sylvia, żona Eliota nie wytrzymuje psychicznie i opuszcza męża, oskarża go o uprawiania "samarytrofii". Wraca do rodziny do Anglii i postanawia korzystać z życia ile się da.

Eliot mieszka sam w domu strażackim. Wieczorami pije alkohol i czyta powieści science-fiction mało znanego pisarza Kilgore Trouta. Eliot wygłosił kiedyś na spotkaniu z pisarzami pamiętna mowę:
"Kocham was, wy sucze syny - powiedział Eliot w Milford. - I was teraz tylko czytam. Tylko wy mówicie o tych straszliwych zmianach, jakie zachodzą w świecie, tylko wy jesteście tak szaleni, by wiedzieć, że życie jest podróżą kosmiczną, i to wcale nie krótką, ale taką, która trwać będzie miliardy lat. Tylko wy macie dość odwagi, aby naprawdę troszczyć się o przyszłość, tylko wy naprawdę zauważacie, co robią z nami maszyny, co robią z nami wojny, co robią z nami miasta, co robią z nami wielkie i proste idee [...] Tylko wy jesteście tak głupi, aby zadręczać się czasem i przestrzenią bez końca, tajemnicami, które nigdy nie zostaną rozwiązane, a także tym, że właśnie teraz decydujemy, czy milardletnia podróż kosmiczna zaprowadzi nas do nieba czy do piekła".
Eliot pyta też ile się należy zwyczajnemu człowiekowi od życia, od państwa. Czy w ogóle coś się należy? W pewnym momencie w książce pojawia się stwierdzenie: "Ludzie dostają to, na co zasługują". Zaraz potem jedna z bohaterek otrzymuje w prezencie pojemnik na zapasową rolkę papieru toaletowego.

Chyba lubię ten gorzki humor.
Recenzja też tutaj:  




A tak z zupełnie innej beczki to życzę wszystkim udanego długiego weekendu! Mam nadzieje, że bierzecie ze sobą jakąś grubą książkę!



2 komentarze:

  1. Biorę "Cmentarz w Pradze". :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A i tak "Rzeźnia nr 5" najlepszą książką Kurta Vonneguta jest! :-)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...