piątek, 10 czerwca 2011
A z was to d..y nie prowokatorzy - Fahrenheit 451
Ostatnio postanowiłam odrobić zaległości w czytaniu klasyki science-fiction. Mój wybór padł na Fahrenheit 451 Raya Bradburego, lekturę obowiązkową w amerykańskiej szkole średniej.
Powieść Bradburego opowiada o totalitarnym świecie przyszłości, rzeczywistości którą obywatele zgotowali sobie na własne życzenie. W pogoni za wygodą, szczęściem i poprawnością polityczną ograniczyli swobodę wyrażania krytycznych opinii, a nawet niezależnego myślenia. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest zakaz czytania i posiadania książek. Nieszczęśnicy, którzy zostaną przyłapani na tym niecnym procederze mogą spodziewać się nocnej wizyty strażaków. W tym świecie straż pożarna, nie gasi pożarów, ale je wznieca. Książki płoną razem z domami właścicieli. Główny bohater, Montag - strażak ze sporym stażem pracy, odkrywa, że to co robi przestaje mu się podobać. Płomienie nie płoną już tak pięknie i jasno. Do zmiany jego nastawieni przyczynia się spotkanie z pewną młodą damą i starym profesorem. W domu strażaka pojawia się sekretny schowek na książki. A potem, jak tego można było się spodziewać, wypadki toczą się błyskawicznie. Płomienie, śmierć, rozpacz i ucieczka.
Świat ze stron powieści czasami zdumiewająco przypomina nasz własny. Ray Bradbury jest pisarzem o ogromnej wyobraźni, a jego obserwacje i przewidywania dotyczące rozwoju komunikacji międzyludzkiej zawarte w książce wydanej, bądź co bądź, ponad 50 lat temu wydają się być niepokojąco trafne. Żona Montaga - Mildred rozmawia częściej z "telewizyjną rodziną," sztucznymi tworami interaktywnej telewizji, niż z żywymi ludźmi. Przekazy informacyjne coraz częściej ograniczają się do strzępków informacji, umykają w zalewie informacyjnej papki. Ludzie mają poczucie, że wiedzą coraz więcej, tymczasem to co najważniejsze im umyka. I ten przymus bycia szczęśliwym...
Telewizja interaktywna, to swoja drogą ciekawy pomysł, nad którego realizacją nadal pracują naukowcy. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych przewidywano, że do końca tysiąclecia w amerykańskich domach będzie więcej odbiorników interaktywnej telewizji, niż komputerów PC.
Dobrze, a teraz napiszę trochę o głównym bohaterze - jak dla mnie jest to postać mało przekonująca. Montag czasami zachowuje się jak nadpobudliwy nastolatek. Wymyśla plan (swoją droga bardzo naiwny) i prawie natychmiast sam wszystko psuje. Jest taka scena w której Montag biegnie i powtarza: "I'm an idiot, a fool" i to jest to co dokładnie w tym momencie o nim myślę. Na końcu swojej drogi spotyka innych, równie rozczarowanych systemem. Przyczajonych prowokatorów przyszłej rewolucji. Plan oparty na przyszłych pokoleniach niezadowolonych ludzi, żadnych konkretnych rozwiązań, tylko mglisty cel. Aż chce się powtórzyć za bohaterem jednego z polskich filmów: "A z was to d..y nie prowokatorzy."
Tak naprawdę, to dużo bardziej interesuje mnie postać Beatty. To "ten zły" z powieści, przynajmniej czysto teoretycznie. W każdym razie, to postać o bardziej skomplikowanej psychice. Bradbury pisze o nim w swoim wstępie z 2003 r: "In writing the play my Fire Chief, Beatty, told me why he had become a burner of books. He had once been a wanderer of libraries and a lover of the finest literature in history. But when real life diminished him, when friends died, when a love failed, when there were too many deaths and accidents surrounding him, he discovered that his faith in books had failed because they could not help him when he needed the help. Turning on them, he lit a match". Nawet Milded mogłaby być dużo ciekawszą postacią, gdyby autor poświęcił jej trochę więcej uwagi.
Na koniec ciekawostka. Ray Bradbury, który przestrzegał przed telewizją, jako ogłupiającym medium miał też swoje własne telewizyjne show:
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Myślę, że i ja sięgnę po tą książkę, z czystej chociażby ciekawości :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie! :)
Powieść czytałam w przekładzie i z niego wynikało, że Montag zaczął gromadzić książki zanim jeszcze zdał sobie sprawę, po co to robi. Spotkanie z Clarisse było dopiero katalizatorem zmian w jego myśleniu. Być może Montag zachowywał się chwilami jak nadpobudliwy nastolatek, bo i na niego ogłupianie telewizją wywarło wpływ, a poza tym był przecież funkcjonariuszem systemu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!