Zachęcona pozytywnymi opiniami czytelników, co do książek Lee Childa, postanowiłam sięgnąć po jeden z tomów przygód Jacka Reachera 61 Hours. Możliwe, że wybrałam zły tytuł...
Małe amerykańskie miasteczko w Południowej Dakocie zostaje odcięte od świata przez obfite opady śniegu. Brzmi jak początek horroru, prawda? Nic z tych rzeczy. W mieście znajduje się nowo otwarte więzienie, za miastem tajemniczy kompleks budowlany z czasów zimnej wojny. Jack Reacher trafia do miasteczka zupełnie przypadkowo i od razu angażuje się w kłopoty tamtejszej policji. Jedna z mieszkanek miasteczka, Jane Salter, ma być świadkiem w bardzo ważnej sprawie przeciwko mafii narkotykowej. Do jej ochrony zostaje oddelegowany oddział policji, Jack zgłasza swoją kandydaturę. Tymczasem, Plato - super przestępca - wyznacza zabójce, który ma usunąć niepotrzebnych świadków, w tym panią Salter. Sam też szykuje się do drogi. Zegar bije...
Tyle w skrócie, teraz moje własne odczucia przy czytaniu tej książki. Akcja wlecze się niemiłosiernie. Poznajemy miłą staruszkę, małomiasteczkowego policjanta, zalotną pracownicę służb specjalnych i brutalnego mafioza. Żadna z tych postaci nie przykuła mojej uwagi. Jednocześnie z czytaniem tekstu książki, słuchałam wersji powieści na audiobooku. Powieść czytał Dick Hill. Modulował głos, za każdym razem, kiedy w dialogu mówiła kobieta: Jane albo Susan. Brzmiało to tak jakby panie miały zaraz usnąć, zemdleć, albo też ukołysać do snu czytelnika. Pan Dick Hill chciał zapewne dobrze, ale wyszło irytująco. W dodatku, kiedy w książce pada drugi trup - ja już wiem, kto jest zabójcą - trochę kiepsko. Najciekawsze fragmenty 61 Hours dotyczyły zimnej wojny i pomysłów amerykańskich wojskowych i naukowców dotyczące obrony ludności cywilnej przed skutkami ataku jądrowego. Nie będę podawać jakie, może jednak ktoś przeczyta 61 Hours. Jeżeli zaczynacie, tak jak ja, swoja przygodę z książkami tego autora, to może lepiej wybierzcie na początek inny tytuł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz