wtorek, 23 października 2012

Obfite piersi, pełne biodra - Mo Yan

Kilkanaście dni temu Mo Yan otrzymał Literacką Nagrodę Nobla. Popędziłam do biblioteki i udało mi się zdobyć ostatni egzemplarz jego książki "Obfite piersi, pełne biodra". Kiedy zaczęłam czytać opowieść o rodzinie Shangguan nawet się ucieszyłam, bo zapowiadało się na sagę rodzinną, a ten typ powieści bardzo lubię. Najpierw poznajemy Shangguan LU, która przygotowuje się do narodzin kolejnego dziecka. Do tej pory urodziła 7 córek i nieciepliwie czeka na syna, tym bardziej, że synowie są bardziej cenieni niż córki. Na świecie pojawia się  Shangguan Jintong i od tej pory to on staje się narratorem powieści.

 Dopiero dzisiaj przeczytałam w Wikipedii fragment uzasadnienia przyznania Nobla. Mo Yan dostał tę nagrodę jako ten "który z halucynacyjnym realizmem łączy opowieści ludowe, historię i współczesność". Pewnie gdybym przeczytała to wcześnie, to dwa razy zastanowiłabym się czy warto sięgnąć po tę książkę. Bo cóż to znaczy "halucynacyjny realizm"? Z recenzji umieszczonych w internecie wynika, że niektórzy próbują przypiąć książce łatkę realizmu magicznego, ale to też nie jest to. Pewnie, że dużo rzeczy i zjawisk występujących w powieści jest mało prawdopodobne, ale nie dodaje to uroku, czy magi tej powieści, jest raczej irytujące. Weźmy na ten przykład samego bohatera. Jington opowiada staje się narratorem właściwie w momencie, kiedy wydaje pierwszy krzyk. Niech i tak będzie, to nie problem. Jington ma obsesje na punkcie kobiecych piersi, dlatego między innymi do siódmego roku życia odmawia spożywania innego pożywienia jak mleko matki. Z książki wynika, że Jington miał wyrosnąć na bardzo przystojnego mężczyznę. Jak to jest możliwe, skoro był permanentnie niedożywiony (kobiece mleko po jakimś traci wartości odżywcze) i miał potwornie krzywy zgryz (przy takim sposobie odżywiania nie mogło być inaczej). Jest też scena, kiedy Lu razem ze swoją najstarszą córką pchają wózek z trójką małych dzieci. Pchają go trzy dni. Obie mają obwiązane, lotosowe stopy. Jest taka scena w książce Lisy See "Dziewczęta z Shangaju", kiedy siostry uciekają przed Japończykami i ładują matkę na wózek. Bowiem ich matka z połamanymi, lotosowymi stopami, nie mogłaby szybko, ani długo iść. Może scena ta miała pokazywać determinację, ale mimo wszystko nie jestem przekonana.  Zresztą Mo Yan zafundował jednej rodzinie tyle tragedii i przedziwnych splotów okoliczności, że cała ta opowieść wydał mi się mało wiarygodna. Ten nadmiar sprawił, że zupełnie zobojętniałam  na losy bohaterów. Część scen jest kuriozalnych, inne określiłabym  nawet jako niesmaczne.  Pewnie krytyk literacki odnajdzie w tej powieści uniwersalne odbicie czegoś tam, ale ja nie potrafię. Na okładce wydawca umieścił cytat z zagranicznej recenzji "Proza wyrazista, czerpiąca humor z najtragiczniejszych źródeł". Gdzie ten humor ja się pytam?  Nie wierzę prozie Mo Yan. A jeżeli miałabym polecić powieść o XX-wiecznych Chinach to byłyby to Dzikie łabędzie, autorstwa Jung Chang.

2 komentarze:

  1. Zwróciłam uwagę na tą książkę długo przed Noblem, choć bardziej kojarzę ją po okładce i tytule niż po autorze. Z jednej strony chciałabym ją przeczytać, a z drugiej właśnie ten realizm magiczny mnie lekko przeraża. Po Twojej recenzji muszę się jeszcze zastanowić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytałam kilka powieści z nurtu realizmu magicznego i nawet mi się podobały. To nie jest realizm magiczny moim zdaniem. To bardzo osobliwa książka.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...