Komiks trafił w moje ręce przez przypadek. Oczywiście kojarzyłam ten tytuł dużo wcześniej, ale przyznam, że trochę zniechęciły mnie przykładowe kadry zamieszczone przez jeden ze sklepów internetowych. Na rysunkach widniał obraz oddziału patologii. Lekarze rozcinali właśnie jakiegoś biedaka; wystające wnętrzności i krew na podłodze. Pomyślałam sobie, że jeżeli przez większość komiksu "walaja się flaki" to ja dziękuję za taką lekturę. Nie spodziewałam się tak dobrze opowiedzianej i narysowanej powieści obyczajowej. A tu proszę - niespodzianka!
Kobi Franco, taksówkarz po trzydziestce otrzymuje niespodziewanie wiadomość, że jego ojciec mógł zginąć w zamachu bombowym. Spotyka młoda dziewczynę Numi, na którą znajomi wołają "żyrafa". Wspólnie wyruszają na poszukiwanie ojca bohatera. Jak to zwykle bywa w takich opowieściach w trakcie podróży zaczynają dostrzegać nowe fakty i zbliżają się do siebie. Czyta (i ogląda) się świetnie. Polecam z czystym sumieniem.
piątek, 26 października 2012
czwartek, 25 października 2012
Wdowa Couderc - Georges Simenon
To jeden z tych przypadków, kiedy wstęp do powieści jest tak samo ciekawy jak sama powieść. Georges Simenon napisał 400 powieści (!) prowadził przy tym bujne życie towarzyskie, a jego biografowie zastanawiali się jak to było możliwe. Chociaż z drugiej strony, skoro na napisanie powieści wystarczało mu zwykle 3 tygodnie... Jestem pełna podziwu. Georges Simenon, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam, był pewien, że dostanie nagrodę Nobla i był zdruzgotany, kiedy tak się nie stało. Za swojego największego konkurenta uważał Alberta Camusa i to on, a nie Simenon, otrzymał Nobla w 1957 roku. Camus przeszedł do historii literatury, o Simenonie mało kto słyszał, tymczasem autor wstępu Paul Theroux próbuje nam udowodnić, że niesłusznie zapominamy o tym belgijskim pisarzu.
Dobrze, teraz co do samej powieści. Język Wdowy Courderc jest bardzo prosty, lakoniczny. Ponoć autor powiedział kiedyś, że jeżeli widzi jakieś ładne zdanie, to natychmiast je wykreśla. Ta prostota każe skupić się nam na samej fabule.
Jean bohater powieści dopiero co wyszedł z więzienia, wsiada do autobusu bez większego bagażu i bez celu. Zaniedbany, a mimo to przyciąga wzrok kobiet. Wpada w oko dwadzieścia lat starszej od niego wdowie. To silna kobieta, która już dużo przeszła w życiu. Ponieważ ma takie, a nie inne doświadczenia uważa, że o wszystko w życiu musi walczyć, podporządkować sobie otoczenie wszelkimi sposobami. To są bohaterowie naszego dramatu. A dalej cóż miłość, zazdrość i wyrzuty sumienia. Wszystko co bolesne, zagmatwane, ludzkie.
Zapomniałam jeszcze dodać, że powieść wyszła w Serii Nowy Kanon. Jak na razie się na niej nie zawiodłam.
Dobrze, teraz co do samej powieści. Język Wdowy Courderc jest bardzo prosty, lakoniczny. Ponoć autor powiedział kiedyś, że jeżeli widzi jakieś ładne zdanie, to natychmiast je wykreśla. Ta prostota każe skupić się nam na samej fabule.
Jean bohater powieści dopiero co wyszedł z więzienia, wsiada do autobusu bez większego bagażu i bez celu. Zaniedbany, a mimo to przyciąga wzrok kobiet. Wpada w oko dwadzieścia lat starszej od niego wdowie. To silna kobieta, która już dużo przeszła w życiu. Ponieważ ma takie, a nie inne doświadczenia uważa, że o wszystko w życiu musi walczyć, podporządkować sobie otoczenie wszelkimi sposobami. To są bohaterowie naszego dramatu. A dalej cóż miłość, zazdrość i wyrzuty sumienia. Wszystko co bolesne, zagmatwane, ludzkie.
Zapomniałam jeszcze dodać, że powieść wyszła w Serii Nowy Kanon. Jak na razie się na niej nie zawiodłam.
środa, 24 października 2012
Nazywam się numer cztery - Ting-Xing Ye
Po powieści Mo Yan "Obfite piersi, pełne biodra", nabrałam ochoty na prawdziwą opowieść z tamtych czasów. Nazywam się numer cztery to wspomnienia Ting-Xing Ye z czasów klęski głodu i Wielkiej Rewolucji Kulturalnej w Chinach. Ting-Xing Ye jest córką właściciela fabryki. W wyniku obowiązkowej nacjonalizacji, państwo przejmuje fabrykę ojca. Ojciec Ye popada w depresję, ciężko choruje i wkrótce umiera. Wdowa zostaje sama z czwórką dzieci i wkrótce też podąża za mężem. Sierotami zajmuje się przyszywana babka. Rodzina Ting-Xing z zamożnej staje się bardzo biedna. W dodatku dzieci czekają szykany w związku z pochodzeniem. Są przecież potomstwem kapitalisty. Mao Zendong zarządza obowiązkowe przesiedlenie części ludności z dużych miast do obozów na wsiach. Ye trafia do jednego z nich, gdzie musi walczyć z tęsknotą za domem, strachem przed przyszłością, i co tu dużo mówić często po prostu walczyć o życie.
Uważam, że tego typu wspomnienia powinny być w spisie lektur szkolnych. Przede wszystkim dlatego, żebyśmy mogli uzmysłowić sobie, że naprawdę nie żyjemy w najgorszych czasach, ale również po to, żeby przypomnieć jak naprawdę wyglądał komunizm.
Uważam, że tego typu wspomnienia powinny być w spisie lektur szkolnych. Przede wszystkim dlatego, żebyśmy mogli uzmysłowić sobie, że naprawdę nie żyjemy w najgorszych czasach, ale również po to, żeby przypomnieć jak naprawdę wyglądał komunizm.
wtorek, 23 października 2012
Obfite piersi, pełne biodra - Mo Yan
Kilkanaście
dni temu Mo Yan otrzymał Literacką Nagrodę Nobla. Popędziłam do
biblioteki i udało mi się zdobyć ostatni egzemplarz jego książki "Obfite
piersi, pełne biodra". Kiedy zaczęłam czytać opowieść o rodzinie
Shangguan nawet się ucieszyłam, bo zapowiadało się na sagę rodzinną, a
ten typ powieści bardzo lubię. Najpierw poznajemy Shangguan LU, która przygotowuje się do narodzin kolejnego dziecka. Do tej pory urodziła 7 córek i nieciepliwie czeka na syna, tym bardziej, że synowie są bardziej cenieni niż córki. Na świecie pojawia się
Shangguan Jintong i od tej pory to on staje się narratorem powieści.
Dopiero dzisiaj przeczytałam w Wikipedii fragment uzasadnienia przyznania Nobla. Mo Yan dostał tę nagrodę jako ten "który z halucynacyjnym realizmem łączy opowieści ludowe, historię i współczesność". Pewnie gdybym przeczytała to wcześnie, to dwa razy zastanowiłabym się czy warto sięgnąć po tę książkę. Bo cóż to znaczy "halucynacyjny realizm"? Z recenzji umieszczonych w internecie wynika, że niektórzy próbują przypiąć książce łatkę realizmu magicznego, ale to też nie jest to. Pewnie, że dużo rzeczy i zjawisk występujących w powieści jest mało prawdopodobne, ale nie dodaje to uroku, czy magi tej powieści, jest raczej irytujące. Weźmy na ten przykład samego bohatera. Jington opowiada staje się narratorem właściwie w momencie, kiedy wydaje pierwszy krzyk. Niech i tak będzie, to nie problem. Jington ma obsesje na punkcie kobiecych piersi, dlatego między innymi do siódmego roku życia odmawia spożywania innego pożywienia jak mleko matki. Z książki wynika, że Jington miał wyrosnąć na bardzo przystojnego mężczyznę. Jak to jest możliwe, skoro był permanentnie niedożywiony (kobiece mleko po jakimś traci wartości odżywcze) i miał potwornie krzywy zgryz (przy takim sposobie odżywiania nie mogło być inaczej). Jest też scena, kiedy Lu razem ze swoją najstarszą córką pchają wózek z trójką małych dzieci. Pchają go trzy dni. Obie mają obwiązane, lotosowe stopy. Jest taka scena w książce Lisy See "Dziewczęta z Shangaju", kiedy siostry uciekają przed Japończykami i ładują matkę na wózek. Bowiem ich matka z połamanymi, lotosowymi stopami, nie mogłaby szybko, ani długo iść. Może scena ta miała pokazywać determinację, ale mimo wszystko nie jestem przekonana. Zresztą Mo Yan zafundował jednej rodzinie tyle tragedii i przedziwnych splotów okoliczności, że cała ta opowieść wydał mi się mało wiarygodna. Ten nadmiar sprawił, że zupełnie zobojętniałam na losy bohaterów. Część scen jest kuriozalnych, inne określiłabym nawet jako niesmaczne. Pewnie krytyk literacki odnajdzie w tej powieści uniwersalne odbicie czegoś tam, ale ja nie potrafię. Na okładce wydawca umieścił cytat z zagranicznej recenzji "Proza wyrazista, czerpiąca humor z najtragiczniejszych źródeł". Gdzie ten humor ja się pytam? Nie wierzę prozie Mo Yan. A jeżeli miałabym polecić powieść o XX-wiecznych Chinach to byłyby to Dzikie łabędzie, autorstwa Jung Chang.
Dopiero dzisiaj przeczytałam w Wikipedii fragment uzasadnienia przyznania Nobla. Mo Yan dostał tę nagrodę jako ten "który z halucynacyjnym realizmem łączy opowieści ludowe, historię i współczesność". Pewnie gdybym przeczytała to wcześnie, to dwa razy zastanowiłabym się czy warto sięgnąć po tę książkę. Bo cóż to znaczy "halucynacyjny realizm"? Z recenzji umieszczonych w internecie wynika, że niektórzy próbują przypiąć książce łatkę realizmu magicznego, ale to też nie jest to. Pewnie, że dużo rzeczy i zjawisk występujących w powieści jest mało prawdopodobne, ale nie dodaje to uroku, czy magi tej powieści, jest raczej irytujące. Weźmy na ten przykład samego bohatera. Jington opowiada staje się narratorem właściwie w momencie, kiedy wydaje pierwszy krzyk. Niech i tak będzie, to nie problem. Jington ma obsesje na punkcie kobiecych piersi, dlatego między innymi do siódmego roku życia odmawia spożywania innego pożywienia jak mleko matki. Z książki wynika, że Jington miał wyrosnąć na bardzo przystojnego mężczyznę. Jak to jest możliwe, skoro był permanentnie niedożywiony (kobiece mleko po jakimś traci wartości odżywcze) i miał potwornie krzywy zgryz (przy takim sposobie odżywiania nie mogło być inaczej). Jest też scena, kiedy Lu razem ze swoją najstarszą córką pchają wózek z trójką małych dzieci. Pchają go trzy dni. Obie mają obwiązane, lotosowe stopy. Jest taka scena w książce Lisy See "Dziewczęta z Shangaju", kiedy siostry uciekają przed Japończykami i ładują matkę na wózek. Bowiem ich matka z połamanymi, lotosowymi stopami, nie mogłaby szybko, ani długo iść. Może scena ta miała pokazywać determinację, ale mimo wszystko nie jestem przekonana. Zresztą Mo Yan zafundował jednej rodzinie tyle tragedii i przedziwnych splotów okoliczności, że cała ta opowieść wydał mi się mało wiarygodna. Ten nadmiar sprawił, że zupełnie zobojętniałam na losy bohaterów. Część scen jest kuriozalnych, inne określiłabym nawet jako niesmaczne. Pewnie krytyk literacki odnajdzie w tej powieści uniwersalne odbicie czegoś tam, ale ja nie potrafię. Na okładce wydawca umieścił cytat z zagranicznej recenzji "Proza wyrazista, czerpiąca humor z najtragiczniejszych źródeł". Gdzie ten humor ja się pytam? Nie wierzę prozie Mo Yan. A jeżeli miałabym polecić powieść o XX-wiecznych Chinach to byłyby to Dzikie łabędzie, autorstwa Jung Chang.
niedziela, 21 października 2012
Egipcjanki - Christian Jacq
Egipcjanki - Christian Jacq
Świetna książka popularno-naukowa o życiu Egipcjanek za czasów świetności Egiptu. Dzięki Christianowi Jacq przekonałam się jak bardzo się myliłam w swoich wyobrażeniach na temat tamtych czasów. Z szkolnych podręczników do historii pamiętam obrazki niewolników ciągnących ciężkie kamienie i poganianych przez nadzorców z batami. Nie wyglądało to na czasy, w których chciałybyśmy żyć. A może jednak się mylimy? Okazuje się, że kobietom żyło się w Egipcie całkiem nieźle. Lepiej niż w starożytnej Grecji, Rzymie czy średniowiecznej Europie. Przede wszystkim kobiety mogły zajmować najwyższe stanowiska, z faraonem włącznie. Nikogo to nie dziwiło. To Grecy, czy Rzymianie byli zaskoczeni, a ich urzędnicy robili wszystko żeby ograniczyć przywileje kobiet z nad Nilu. Egipcjanki rozbudzały ich wyobraźnię: były pewne siebie, samodzielne, przedsiębiorcze, doskonale wykształcone. Ginekologia i położnictwo stało na bardzo wysokim poziomie. Zresztą kobiety często zajmowały się medycyną. Podobał mi się sposób zawierania małżeństw: mężczyzna budował dom, kiedy skończył zapraszał do niego kobietę. Spisywali od razu umowę, jak dzielą się wspólnym majątkiem w razie rozwodu i to było tyle. Proste?
Polecam, nawet tym osobom, które nie lubią historii, mam na myśli taką "szkolną historię". Sama jej nie cierpiałam.
Świetna książka popularno-naukowa o życiu Egipcjanek za czasów świetności Egiptu. Dzięki Christianowi Jacq przekonałam się jak bardzo się myliłam w swoich wyobrażeniach na temat tamtych czasów. Z szkolnych podręczników do historii pamiętam obrazki niewolników ciągnących ciężkie kamienie i poganianych przez nadzorców z batami. Nie wyglądało to na czasy, w których chciałybyśmy żyć. A może jednak się mylimy? Okazuje się, że kobietom żyło się w Egipcie całkiem nieźle. Lepiej niż w starożytnej Grecji, Rzymie czy średniowiecznej Europie. Przede wszystkim kobiety mogły zajmować najwyższe stanowiska, z faraonem włącznie. Nikogo to nie dziwiło. To Grecy, czy Rzymianie byli zaskoczeni, a ich urzędnicy robili wszystko żeby ograniczyć przywileje kobiet z nad Nilu. Egipcjanki rozbudzały ich wyobraźnię: były pewne siebie, samodzielne, przedsiębiorcze, doskonale wykształcone. Ginekologia i położnictwo stało na bardzo wysokim poziomie. Zresztą kobiety często zajmowały się medycyną. Podobał mi się sposób zawierania małżeństw: mężczyzna budował dom, kiedy skończył zapraszał do niego kobietę. Spisywali od razu umowę, jak dzielą się wspólnym majątkiem w razie rozwodu i to było tyle. Proste?
Polecam, nawet tym osobom, które nie lubią historii, mam na myśli taką "szkolną historię". Sama jej nie cierpiałam.
piątek, 19 października 2012
Northanger Abbey - adaptacje filmowe - Klub Jane Austen
Dobrze, przyznaje, to jeden z tych filmów, który oglądałam już ponad
20 razy. Nie mam nic do zarzucenia tej brytyjskiej adaptacji z 2007
roku. Bardzo dobrze dobrani aktorzy i to zarówno pod względem wieku jak
i urody. W powieści nie ma nic o tym, że John Thorpe był taki mało
urodziwy, powinien za to być bardziej gburowaty. Ale ta mała zmiana w
niczym nie zaszkodziła całości. Niektórzy blogerzy uważają, że aktorka
grająca Eleonorę była za stara do tej roli. Nie zgadzam się z tym.
Eleonora była już dojrzałą, doświadczoną kobietą i na taką wyglądała.
Na innych blogach czytałam też, że scenarzysta Andrew Davies odarł
Catherine z
niewinności, wprowadzając scenę z balią, dając w ten sposób do
zrozumienia, że w dziewczęciu budziła się kobieta. Ja nie mam takich
zastrzeżeń, w końcu miała to być postać z krwi i kości. Bardzo lubię
scenę pierwszego tańca Catherine i Henrego. Jak można było nie polubić Henrego od pierwszego wejrzenia? W dodatku uśmiech J.J. Feilda jest
naprawdę zniewalający. Zauważyliście utwór przy którym tańczą
Henry i Catherine (w jednej z kolejnych scen)? Dokładnie ten sam, co w adaptacji BBC "Dumy i
Uprzedzenia". Pewnie taki wewnętrzny żart :) Carey Mulligan jest świetna jako Isabella. Jej zachowanie, strój, sposób wysławiania się - wszystko dobrze określa jej charakter.
Jest jeszcze jedna adaptacja, też produkcji brytyjskiej z 1986. Polecam tylko zagorzałym fanom. Naprawdę trudno przez to przebrnąć. Fryzury, makijaż, wszystko według mody z lat 80-tych. Czyli Catherine ma na przykład oczy pomalowane "na pandę", a zainteresowanie okazuje wyraźnym wytrzeszczem. Autor dialogów uznał widać, że widz sam się nie domyśli pewnych rzeczy, jak choćby tego, że John "polował" na pannę z dużym posagiem i postanowił, że wszystko powinno być powiedziane wprost. Szkoda. Motyw przyjaźni z Isabellą jest ledwie zaznaczony, a większość akcji rozgrywa się w samym opactwie. Za to pomysł wstawek jak z prawdziwej powieści gotyckiej został także wykorzystany w tej późniejszej adaptacji z 2007.
Teraz co do samych tych wstawek, które moim zdaniem są zabawne i dodają filmowi uroku. Zastanawiam się, czy scenarzysta nie wzorował się na obrazach znanych mistrzów. Weźmy chociażby taką scenę (przewińcie na 5,40):
Czy nie przypomina ona obrazu Henrego Fuseli "Nocna mara"?
Tylko tego konia brakuje. Niestety nie udało mi się znaleźć więcej obrazów na poparcie mojej teorii, ale może wam się coś kojarzy?
Jest jeszcze jedna adaptacja, też produkcji brytyjskiej z 1986. Polecam tylko zagorzałym fanom. Naprawdę trudno przez to przebrnąć. Fryzury, makijaż, wszystko według mody z lat 80-tych. Czyli Catherine ma na przykład oczy pomalowane "na pandę", a zainteresowanie okazuje wyraźnym wytrzeszczem. Autor dialogów uznał widać, że widz sam się nie domyśli pewnych rzeczy, jak choćby tego, że John "polował" na pannę z dużym posagiem i postanowił, że wszystko powinno być powiedziane wprost. Szkoda. Motyw przyjaźni z Isabellą jest ledwie zaznaczony, a większość akcji rozgrywa się w samym opactwie. Za to pomysł wstawek jak z prawdziwej powieści gotyckiej został także wykorzystany w tej późniejszej adaptacji z 2007.
Teraz co do samych tych wstawek, które moim zdaniem są zabawne i dodają filmowi uroku. Zastanawiam się, czy scenarzysta nie wzorował się na obrazach znanych mistrzów. Weźmy chociażby taką scenę (przewińcie na 5,40):
Czy nie przypomina ona obrazu Henrego Fuseli "Nocna mara"?
Tylko tego konia brakuje. Niestety nie udało mi się znaleźć więcej obrazów na poparcie mojej teorii, ale może wam się coś kojarzy?
poniedziałek, 15 października 2012
Komiksy przywiezione z MFKiG 2012.
We mgle (Rewolucje 7) Jerzy Szyłak, Mateusz Skutnik
Spotkanie z kolejnym geniuszem zbrodni. Fabuła dość zawikłana i do tej pory, mimo, że czytałam już trzy razy, nie jestem pewna, czy dobrze poskładałam elementy tej układanki. I jak zwykle cudowne kolory. Tym razem w czerwieni. A to jak jest namalowana mgła, coś wspaniałego! Trzeba zobaczyć z bliska.
Ostatni wyczyn (Bler 3) Rafał Szłapa
Nasz polski superbohater jest coraz bliższy wyjaśnienia zagadki pochodzenia swoich supermocy. Czas już najwyższy, bo coraz częściej ogarnia go poczucie zniechęcenia. Wiedza jest siłą, która daje motywacje do dalszego działania, bez niej czuje, że porusza się wśród duchów minionych wydarzeń.
W tym tomie jeszcze więcej akcji i wybuchów. Jak na komiks o superbohaterze przystało.
Bezdomne wampiry Tadeusz Baranowski
Bezdomne wampiry to zbiór krótkich historyjek o dwóch niezbyt rozgarniętych wampirach Szlurpie i Bulpie. Połowę z nich znałam już wcześniej, bo zostały wydane jako dodatki do innych tytułów. Niebanalny humor sytuacyjny i słowny, to jest to co zawsze lubiłam w komiksach pana Baranowskiego. Tylko dlaczego w tych ostatnich opowieściach przebija się taka rozpoznawalna nutka, ja wiem żalu może, może nawet trochę rozgoryczenia?
Lincoln 2 Olivier Jouvray, Jerome Jouvray
Tym razem wyjątkowo zrzędliwy rewolwerowiec przyjeżdża do dużego, bardziej cywilizowanego miasta. Jego zachowanie nie spotyka się ze zrozumieniem lokalnych mieszkańców. Jak to dobrze, że w poprzedniej części Bóg obdarzył go nieśmiertelnością, bo dostaje tęgie lanie na każdym kroku. Cóż za brak zrozumienia dla innego stylu bycia! Aha, oczywiście jest jeszcze Szatan, który ma wobec niego swoje plany.
Druga część równie dobra jak pierwsza i tak samo zabawna.
Neptun (Long John Silver 2) - Xavier Dorison, Mathieu Lauffray
Drugi tom, czteroczęściowej serii, może nawet trochę ciekawszy od pierwszego. Przynajmniej więcej się dzieje, a sama opowieść przebiega bardziej "płynnie". Całość akcji rozgrywa się na galeonie Neptun, gdzie pirat Long John Silver pokazuje wreszcie na co go stać i już wiemy dlaczego jego imię sieje postrach wśród żeglarzy. Statek płynie ku wybrzeżom Amazonii, gdzie nasi bohaterowie mają nadzieję znaleźć złoto, dużo złota.
Viva l'arte (Kłamca, #1) Jakub Ćwiek, Dawid Pochopień
Komiksowa wersja przygód Lokiego. Te osoby, które czytały powieści niech się nie martwią, to zupełnie nowa historia, tyle, że w tym samym świecie. Powieści należą do książek, które mogę przeczytać, ale nie muszę kupować. Komiks kupiłam i nie żałuję.
Pocztówki z Białegostoku - Joanna Karpowicz
Komiks promujący miasto Białystok, wydany przez Centrum Zamenhofa. Wielka szkoda, że nie dwujęzyczny. Znam Białystok i ten z kadrów komiksu jest dla mnie trochę za bardzo "przaśny". Chociaż dla artystki z Krakowa wyglądał może jak głęboka prowincja. "Mój" Białystok wygląda trochę inaczej. Ale rysunki bardzo ładne i żałowałam przy czytaniu, że taki krótki.
Legendy Bydgoskie - Bydgoszcz w komiksie - różni artyści
Pierwszy raz zdarzyło się, żebym na festiwalu kupowała komiksy promujące miasta i to nawet dwa na raz. Zakładałam, jak widać nie do końca słusznie, że nie będzie na czym oka zawiesić. A tu proszę całkiem miła niespodzianka. Ponieważ każda legenda została narysowana przez innego artystę, jest to bardzo ciekawy zbiorek. Oczywiście nie wszystkie mi się spodobały, ale to było do przewidzenia. Przyczepię się tylko do okładki, ta białostocka bardziej przyciaga wzrok.
Dzieci i ryby głosu nie mają (Marzi 1) - Marzena Sowa i Sylvain Savoia
Pierwszy tom Marzi został wydany już pięć lat temu, ale kupiłam go dopiero teraz, zresztą na prezent dla 10-letniej dziewczynki. Myślę, że się sprawdzi, bo główna bohaterka jest mniej więcej w tym samym wieku. Rzecz się dzieje w PRL-u, w latach 80-tych. Problemy Marzi to dla mojego pokolenia nic nowego. Ja w dodatku nie czuje sentymentu do lat dzieciństwa z tamtych czasów, ale jak napisałam to nie dla mnie. Myślę, że dla dzieci urodzonych po 89, to świat trochę jak z innej planety, więc może być ciekawy. Mam przynajmniej taką nadzieję.
A sam Festiwal? Zupełnie w porządku. Wyjątkowo większość czasu spędziliśmy na panelach "30-lecie Fantastyki", a nie w kolejkach po autografy. Odwiedziliśmy nową księgarnie Incal, spotkaliśmy znajomych. Bez nerwów i przepychanek. Słyszałam, że wydawnictwa też były bardzo zadowolone. Ponoć sprzedaż na stoiskach szła dobrze jak nigdy. Zresztą, zostawiłam sobie zakup części tytułów na niedziele i okazało się, że się spóźniłam. Ha! Moja wina.
Spotkanie z kolejnym geniuszem zbrodni. Fabuła dość zawikłana i do tej pory, mimo, że czytałam już trzy razy, nie jestem pewna, czy dobrze poskładałam elementy tej układanki. I jak zwykle cudowne kolory. Tym razem w czerwieni. A to jak jest namalowana mgła, coś wspaniałego! Trzeba zobaczyć z bliska.
Ostatni wyczyn (Bler 3) Rafał Szłapa
Nasz polski superbohater jest coraz bliższy wyjaśnienia zagadki pochodzenia swoich supermocy. Czas już najwyższy, bo coraz częściej ogarnia go poczucie zniechęcenia. Wiedza jest siłą, która daje motywacje do dalszego działania, bez niej czuje, że porusza się wśród duchów minionych wydarzeń.
W tym tomie jeszcze więcej akcji i wybuchów. Jak na komiks o superbohaterze przystało.
Bezdomne wampiry Tadeusz Baranowski
Bezdomne wampiry to zbiór krótkich historyjek o dwóch niezbyt rozgarniętych wampirach Szlurpie i Bulpie. Połowę z nich znałam już wcześniej, bo zostały wydane jako dodatki do innych tytułów. Niebanalny humor sytuacyjny i słowny, to jest to co zawsze lubiłam w komiksach pana Baranowskiego. Tylko dlaczego w tych ostatnich opowieściach przebija się taka rozpoznawalna nutka, ja wiem żalu może, może nawet trochę rozgoryczenia?
Lincoln 2 Olivier Jouvray, Jerome Jouvray
Tym razem wyjątkowo zrzędliwy rewolwerowiec przyjeżdża do dużego, bardziej cywilizowanego miasta. Jego zachowanie nie spotyka się ze zrozumieniem lokalnych mieszkańców. Jak to dobrze, że w poprzedniej części Bóg obdarzył go nieśmiertelnością, bo dostaje tęgie lanie na każdym kroku. Cóż za brak zrozumienia dla innego stylu bycia! Aha, oczywiście jest jeszcze Szatan, który ma wobec niego swoje plany.
Druga część równie dobra jak pierwsza i tak samo zabawna.
Neptun (Long John Silver 2) - Xavier Dorison, Mathieu Lauffray
Drugi tom, czteroczęściowej serii, może nawet trochę ciekawszy od pierwszego. Przynajmniej więcej się dzieje, a sama opowieść przebiega bardziej "płynnie". Całość akcji rozgrywa się na galeonie Neptun, gdzie pirat Long John Silver pokazuje wreszcie na co go stać i już wiemy dlaczego jego imię sieje postrach wśród żeglarzy. Statek płynie ku wybrzeżom Amazonii, gdzie nasi bohaterowie mają nadzieję znaleźć złoto, dużo złota.
Viva l'arte (Kłamca, #1) Jakub Ćwiek, Dawid Pochopień
Komiksowa wersja przygód Lokiego. Te osoby, które czytały powieści niech się nie martwią, to zupełnie nowa historia, tyle, że w tym samym świecie. Powieści należą do książek, które mogę przeczytać, ale nie muszę kupować. Komiks kupiłam i nie żałuję.
Pocztówki z Białegostoku - Joanna Karpowicz
Komiks promujący miasto Białystok, wydany przez Centrum Zamenhofa. Wielka szkoda, że nie dwujęzyczny. Znam Białystok i ten z kadrów komiksu jest dla mnie trochę za bardzo "przaśny". Chociaż dla artystki z Krakowa wyglądał może jak głęboka prowincja. "Mój" Białystok wygląda trochę inaczej. Ale rysunki bardzo ładne i żałowałam przy czytaniu, że taki krótki.
Legendy Bydgoskie - Bydgoszcz w komiksie - różni artyści
Pierwszy raz zdarzyło się, żebym na festiwalu kupowała komiksy promujące miasta i to nawet dwa na raz. Zakładałam, jak widać nie do końca słusznie, że nie będzie na czym oka zawiesić. A tu proszę całkiem miła niespodzianka. Ponieważ każda legenda została narysowana przez innego artystę, jest to bardzo ciekawy zbiorek. Oczywiście nie wszystkie mi się spodobały, ale to było do przewidzenia. Przyczepię się tylko do okładki, ta białostocka bardziej przyciaga wzrok.
Dzieci i ryby głosu nie mają (Marzi 1) - Marzena Sowa i Sylvain Savoia
Pierwszy tom Marzi został wydany już pięć lat temu, ale kupiłam go dopiero teraz, zresztą na prezent dla 10-letniej dziewczynki. Myślę, że się sprawdzi, bo główna bohaterka jest mniej więcej w tym samym wieku. Rzecz się dzieje w PRL-u, w latach 80-tych. Problemy Marzi to dla mojego pokolenia nic nowego. Ja w dodatku nie czuje sentymentu do lat dzieciństwa z tamtych czasów, ale jak napisałam to nie dla mnie. Myślę, że dla dzieci urodzonych po 89, to świat trochę jak z innej planety, więc może być ciekawy. Mam przynajmniej taką nadzieję.
A sam Festiwal? Zupełnie w porządku. Wyjątkowo większość czasu spędziliśmy na panelach "30-lecie Fantastyki", a nie w kolejkach po autografy. Odwiedziliśmy nową księgarnie Incal, spotkaliśmy znajomych. Bez nerwów i przepychanek. Słyszałam, że wydawnictwa też były bardzo zadowolone. Ponoć sprzedaż na stoiskach szła dobrze jak nigdy. Zresztą, zostawiłam sobie zakup części tytułów na niedziele i okazało się, że się spóźniłam. Ha! Moja wina.
Na zdjęciu Marzena Sowa i włoski rysownika Igort pochłonięci rozmową, jeden z powodów dla których kolejka wlokła się niemiłosiernie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)