poniedziałek, 16 kwietnia 2012

Kabul beauty school - Deborah Rodriguez

Przyznam się szczerze, że były momenty, kiedy zastanawiałam się, czy nie porzucić tej powieści. Cieszę się jednak, że doczytałam do końca. Ciężko jest, kiedy czyta się wspomnienia, nie oceniać samej autorki. Deborah Rodriguez sama siebie opisuję, jak osobę, która nie potrafi pozostawać długo w jednym miejscu. Dlatego, jeszcze w Stanach zmieniała często pracę i tak naprawdę nie wiedziała co mogłaby w życiu robić. Dwukrotnie rozwiedziona, bez gruntownego przemyślenia sprawy, ponownie wstąpiła w związek małżeński i to z mężczyzną z zupełnie innego kręgu kulturowego. Nie wróżyłam temu związkowi wiele szczęścia, a sam pomysł uznałam za przejaw emocjonalnej niedojrzałości. Wbrew jednak moim obawom, z powieści wynika, że akurat w tej kwestii autorka miała trochę szczęścia.

Nie o trzecim małżeństwie jest to jednak książka (chociaż jest zawsze gdzieś w tle), ale o Szkole Piękności w Kabulu. Deborah Rodriguez wyjechała z misją do Afganistanu na krótko po 11 września 2001 roku. Jak sama przyznaje, kiedy dowiedziała się o takiej możliwości, nie wiedziała nawet gdzie na mapie znajduje się Afganistan. To też dla mnie stawia autorkę w mało korzystnym świetle: wybierać się na dłużej do zupełnie obcego kraju, bez w miarę dokładnej wiedzy na jego temat. Nie mogę jednak nie podziwiać jej determinacji i zdolności organizacyjnych.

W Afganistanie zawody kosmetyczki czy fryzjerki były jednymi z nielicznych zawodów dostępnych dla kobiet. Salonów było jednak bardzo mało, bo wcześniej dorobiły się niezbyt pochlebnej opinii (zdarzało się, że były tylko przykrywką dla domów publicznych). Te, które funkcjonowały, oferowały dość marną obsługę i były prowadzone przez osoby bez odpowiedniego przygotowania i wykształcenia. Matka autorki prowadziła podobny salon w Stanach Zjednoczonych, tak więc pani Deborah Rodriguez doskonale się na tym znała. Postanowiła założyć profesjonalną szkołę dla fryzjerek i kosmetyczek, żeby dać szansę kobietom zarobienia własnych pieniędzy. Udało się poprowadzić 3 kursy, każdy po 20 tygodni. Chętnych było dużo, dużo więcej niż wolnych miejsc. Deborah musiała dokonywać selekcji i robiła to z bólem serca, bowiem pozyskane środki nie dawały jej nieograniczonych możliwości.

Podczas trwania kursów przez szkołę przewinęło się kilkadziesiąt młodych kobiet. Poznajemy ich historie, najczęściej nie do pozazdroszczenia. Deborah Rodriguez pisze, że kilku z nich się udało. Mają własne, dobrze prosperujące zakłady. Czy to dużo, czy mało? Jeżeli nawet statystycznie mało, to każda z tych szczęśliwie zakończonych historii jest tego warta. Ja tak uważam. Deborah Rodriguez musiała sama też sporo poświęcić. Zostawiła dwójkę swoich synów, już wtedy nastolatków pod opieką pierwszego męża. Nie mogła wrócić do kraju, kiedy spłonął dom jej matki, ani na pogrzeb ojca. W wywiadzie zamieszczonym na końcu książki, podkreśla jak bardzo jej to ciąży. Deborah Rodriguez pisze o kobietach w Afganistanie:

"There are huge celebrations when a baby boy is born. Hundreds of people go to the parents' house and bring gifts to the family. But when a girl is born, the moter is often in tears for months. The family scolds her for not producing a son; if she continues to birth girls, her husband often takes another wife. [...] From birth on, a girl understands that she has very little value - until someone approaches her parents to arrange a marriage. Then her value is demonstrated by the kind of dowry her family is offered. She will wear a lot of this dowry at her wedding parties, including the gold jewelry and fine clothes that the groom's family has given her. If a girl isn't draped in gold, then everyone assumes she isn't worth much"1).

Jeżeli zaciekawiła Was ta historia możecie obejrzeć też zdjęcia na oficialnej stronie autorki. 

1) Rodriguez, Deborah: Kabul beauty school. New York, 2007, s.288.

Recenzja też na:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...