czwartek, 15 grudnia 2011

Hagar – straszliwy wiking

W Stanach Zjednoczonych ukazało się zbiorcze wydanie przygód straszliwego wikinga Hagara. Hagar jest nieustraszony, w czasie bitew odznacza się dużą odwagą i pomysłowością, jednak w domu... o tam rządzi Helga.
Pierwszy pasek komiksowy o Hagarze, autorstwa Dika Browne ukazał się w 1973 r. W Polsce drukowała go przez jakiś czas Gazeta Wyborcza. Podobno Dik Browne stworzył postać Hagara w czasie, kiedy miał złamaną nogę. W dniu, kiedy zdjęto mu gips usiadł i w swoim studiu w Connecticut i po kilku godzinach Hagar był gotowy. Imię dostał dzięki najmłodszemu synowi. Dick obudzony kiedyś z drzemki przez swoich 3 synów, krzyknął rozgniewany „Cisza!” Jego najmłodszy syn, wystraszony wybiegł na korytarz z głośnym krzykiem „Run, run, here comes Hagar the Horrible!”
Hagar zaskarbił sobie sympatię czytelników komiksów na całym świecie. Do tej pory został przetłumaczony na 13 języków i ukazał się w 58 krajach.
Mam tylko wielką nadzieję, że wydanie zbiorcze jego przygód ukaże się też u nas.

Ponieważ niedługo święta Hagar i jego rodzina składają Wam świąteczne życzenia

wtorek, 13 grudnia 2011

Manual of detection - detektyw w przemoczonych butach

„Manual of detection” zdobył Hammett Prize w 2009 roku. Jest to nagroda przyznawana dla najlepszej powieści detektywistycznej. Trzeba przyznać, że jest to opowieść nietypowa jak na ten gatunek. Chociażby i dlatego, że przeplatają się w niej dwie rzeczywistości: ten realny i świat snu ; czasami trudno je od siebie odróżnić. Nie należy się spodziewać po tej książce wartkiej akcji, to raczej przechodzenie z jednego obrazu do drugiego jak we śnie. Bohater powieści Charles Unwin zostaje nagle awansowany i dostaje biuro na wyższym niż dotychczas piętrze w wieżowcu Agencji detektywistycznej. To rozróżnienie pięter jest bardzo ważne. W środku biurowiec przypomina labirynt. Każdy pracownik jest przypisany do danego pietra i wie mało, albo nawet i nic o tym co się dzieje na innych.

Przyznam, ze bardzo lubię czytać opisy biurowca Agencji. Te tajne przejścia i niezwykłe rozwiązania logistyczne. Na przykład w jednym z działów kierowniczka archiwum spraw rozwiązanych nigdy nie widuje swoich podwładnych. Rozpoznaje ich tylko po kaszlu i innych odgłosach. Sama przechadza się między rzędami skrzynek katalogowych, które znikają w pomieszczeniach małych biur, znajdujących się z drugiej strony ściany. Do niektórych sal można wejść tylko po drabinie. Inne mają ukryte przejścia. Windziarz pilnuje, żeby nikt nie zabłąkał się na nie swoim piętrze.

Charles, prosty urzędnik z 14 piętra, zostaje detektywem piętra 29. A potem zaczyna rozwiązywać sprawę zniknięcia swojego poprzednika w której więcej jest pytań niż odpowiedzi. Czasami nawet trudno określić kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Akcja dzieje się w świecie przypominającym trochę Anglię z przełomu wieku XIX i XX wieku – stroje, używane sprzęty, środki komunikacji.

Wszystkim, którzy szukają w powieściach tej niezwykłej aury tajemniczości polecam Manual of detection” z czystym sumieniem.
Recenzja została umieszczona także tutaj:
i tutaj

czwartek, 24 listopada 2011

W krainie czarnoksiężnika Oza


Mało kto wie, że Czarnoksiężnik z krainy Oz, to nie koniec opowieści o niezwykłej krainie. L. Frank Baum napisał 14 powieści, których akcja toczy się w krainie Oz, po jego śmierci inni autorzy kontynuowali tą serię. Sama tylko Ruth Thompson dopisał kolejnych 19 tomów. W Polsce wydano tylko cztery pierwsze: Czarnoksiężnik z krainy Oz, W krainie czarnoksiężnika Oza, Dorota u króla gnomów i Dorota i Oz znowu razem.

Właśnie skończyłam czytać drugi tom cyklu The marvelous land of Oz i muszę przyznać, że wyobraźnia pana Bauma była naprawdę niebywała. Sama bajka zabawna i zaskakującą a świat krainy Oz bogaty i kolorowy. Tym razem przeżywamy przygody z Tipem, sierotą wychowywanym przez złą wiedźmę. Pewnego razu Tip postanawia nastraszyć swoją opiekunkę i z kawałków drewna składa postać na którą nakłada wydrążoną dynię. Nie wszystko idzie jednak zgodnie z planem i Pumpkinhead ożywa. Kuba Dyniogłowy, to najzabawniejsza z postaci. Niepoprawny maruda, który cały czas drży, ze jego dyniowa głowa mu odpadnie, albo stanie się z nią coś złego. I nie ma się czego śmiać, bowiem głowa z dyni osadzona na kołku może spaść w najmniej odpowiednim momencie. Oprócz tego mamy jeszcze bunt młodych kobiet, które postanawiają obalić męskie rządy w Emerald City. Mężczyźni zostają zagonieni do pieluch i sprzątania. Dotychczasowy władca Strach na Wróble musi uciekać. Udaje się na wygnanie do swojego przyjaciela Blaszanego Drwala. W podróży towarzyszą mu Tip, Kuba Dyniogłowy, Drewniany Rumak i Latająca Rzecz.

Jeden z najzabawniejszych fragmentów to rozmowa Kuby Dyniogłowego ze Strachem na Wróble. Kuba Dyniogłowy nie jest zbyt rozgarnięty (ma przeciez pusta głowę),dlatego Strach na Wróble zakłada, że musi on mówić w innym, niezrozumiałym dla niego języku i sprowadza tłumacza – małą dziewczynkę Jellie.

"You are certainly a wonderful creature. Who made you?"  
"A boy named Tip," answered Jack. "What does he say?" inquired the Scarecrow. "My ears must have deceived me. What did he say?"
"He says that your Majesty's brains seem to have come loose," replied the girl, demurely.  
The Scarecrow moved uneasily upon his throne, and felt of his head with his left hand.
"What a fine thing it is to understand two different languages," he said, with a perplexed sigh.
"Ask him, my dear, if he has any objection to being put in jail for insulting the ruler of the Emerald City."
"I didn't insult you!" protested Jack, indignantly. "Tut--tut!" cautioned the Scarecrow "wait, until Jellia translates my speech.
What have we got an interpreter for, if you break out in this rash way?"
 "All right, I'll wait," replied the Pumpkinhead, in a surly tone--although his face smiled as genially as ever.
"Translate the speech, young woman." "His Majesty inquires if you are hungry, said Jellia. "Oh, not at all!" answered Jack, more pleasantly, "for it is impossible for me to eat."
"It's the same way with me," remarked the Scarecrow.
"What did he say, Jellia, my dear?" "He asked if you were aware that one of your eyes is painted larger than the other," said the girl, mischievously”.
Dodatkowo do lektury zachęca samo wydanie The Marvelous Land of Oz. Pisałam już wcześniej o pięknym jubileuszowym wydaniu The wonderful wizard of Oz. Wszystkie tomy zostały wydane przez Books of Wonders w twardej oprawie z oryginalnymi ilustracjami Johna R. Neilla. Przykładowa ilustracja:


wtorek, 22 listopada 2011

Patrick Swayze i Lisa Niemi – opowieść o pieknej miłości


Wszyscy wiemy, że małżeństwa gwiazd filmowych często trwają krótko. Rozpadają się w wielkim hukiem na oczach kamer telewizyjnych. Skandale żywią tabloidy i portale plotkarskie. A mimo to istnieją też i szczęśliwe małżeństwa. Patrick Swayze i Lisa Niemi wytrwali w wspólnym związku ponad trzydzieści lat i byli dobrym małżeństwem. Patrick przed swoja śmiercią postanowił napisać wspomnienia. Opisuje w nich swoje dzieciństwo, początki kariery, pracę na planie filmowym. Jednak przede wszystkim pisze o swoim szczęśliwym życiu z Niemi. Pisze o niej z miłością i czułością. Myślę, że niejedna z nas chciałaby kiedyś usłyszeć takie słowa, jakie napisał Patrick w 33 rocznicę ich ślubu:
„Together, we've created jouneys that were beyond anything we could imagine. […] Yet you still take my breath away. I'm still not complete until I look in your eyes. You are my women, my lover, my mate and my lady. I've loved you forever, I love you now and I will love you forevermore”.
Zapraszam do lektury, bo warto. Książka zawiera też sporo zdjęć Patricka Swayze m.in. z dzieciństwa, ślubu, wspólnego domu.

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Korczak Ziółkowski i jego największa rzeźba świata

Jeżeli miałabym wymienić jakąś postać, którą podziwiam i cenię to byłby nim Korczak Ziółkowski. Dlaczego właśnie on? Korczak Ziółkowski miał wielką wizję, postanowił wyrzeźbić największy posąg świata. Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie da rady ukończyć pracy za swojego życia. Mało tego, wiedział zapewne, że zobaczy tylko pierwsze zarysy przyszłej rzeźby wodza Indian Szalonego Konia. Mimo tego podjął się tej pracy. Nie mógł być pewien tego, co przyniesie przyszłość, tego czy jego dzieci podejmą dalej trud rzeźbienie góry. Zaryzykował i poświęcił tej wizji całe swoje życie.

Korczak Ziółkowski urodził się w rodzinie polskich imigrantów Józefa i Anny. Jego rodzice zginęli w tragicznym wypadku i w wieku trzech lata Korczak został sierotą. Jego opiekun, który życie spędzał na amatorskich ringach bokserskich, nie zastąpił mu ojca. Korczak, w wieku szesnastu lat opuścił jego dom. Imał się różnych prac i dzięki temu dał radę skończyć szkołę. Potem zaciągnął się na statek. Tam zaczął rzeźbić w drewnie. Kiedy po sześciu latach wrócił do Bostonu postanowił zająć się wyłącznie sztuką. Jego talent został dostrzeżony i w 1939 r. za popiersie Paderewskiego otrzymał pierwszą nagrodę New York World's Fair. W tym samym roku przyjął zlecenie wodza Siuksów. Najwyższe wzniesienie Gór Czarnych miało stać się przyszłym wizerunkiem wodza Indian Szalonego Konia. Pracę rozpoczął dopiero po wojnie w 1947r. Przeniósł się z całą swoja rodziną w Góry Czarne. Tam zbudował dom, gdzie wychowało się dziesięcioro jego dzieci. Siedmioro z nich kontynuuje jego pracę.

Góra Szalonego Konia, to nie tylko przyszła największa rzeźba świata. Dolina, nad którą ma wznosić się posąg wodza Indian, ma zostać przekształcona w olbrzymie centrum dorobku kulturowego Indian. Ma tam powstać uniwersytet, muzeum, centrum medyczne, wszystko z prywatnych datków. Żona Korczaka – Ruth, założyła fundacje, która zbiera fundusze na dalszy rozwój tego miejsca.

Oficjalna strona Fundacji: http://www.crazyhorsememorial.org
Zdjęcie pochodzi ze strony: http://www.travelsd.com/Attractions/Crazy-Horse

wtorek, 9 sierpnia 2011

Nawałnica mieczy – na kogo wypadnie tego ciach!


Oczywiście, że nie napiszę na kogo teraz przyszła pora. W każdym razie George R. R. Martin przypomina swoim fanom, że nie należy zbytnio przywiązywać się do jego postaci. W jednym z wywiadów pan Martin wspamniał, że po wyemitowaniu odcinka serialu HBO, w którym zginął Ned Stark, stacja telewizyjna dostała mnóstwo listów z pretensjami od widzów: „jak można było to zrobić facetowi z okładki?!” Zdjęcie serialowego Neda Starka zdobi okładke nowego wydania Gry o Tron. Mam nadzieję, że wydawnictwo Bantam nie pójdzie dalej tym torem. Niech nie wie nikt, co go czeka w tomie, który właśnie bierze do ręki.
Nawałnica mieczy to już trzeci tom sagi Pieśni Lodu i Ognia równie dobry jak poprzednie dwa. Dalej więcej jest w niej realiów rodem ze średniowiecza niż klasycznego fantasy. Mniej szlachetnych rycerzy niż rzezimieszków. Więcej ladacznic niż dam. Magia sączy się jednak powoli i jeszcze pewnie nie raz jej działanie nas zaskoczy. Sami się o tym przekonacie czytając ostatnie strony tego tomu. Nie, nic nie powiem.

piątek, 24 czerwca 2011

Starcie królów - runda pierwsza


Smoki rosną, a do Siedmiu Królestw powraca magia. Alchemicy produkują więcej dzikiego ognia, niż dotąd byli w stanie, uliczni kuglarze pokazują prawdziwie magiczne sztuczki. Wojna zatacza coraz szersze kręgi. Płoną zamki, wsie i pola uprawne. Może kiedyś Siedem Królestw było bezpiecznym miejscem, teraz to piekło na ziemi.

Muszę przyznać, że druga część Pieśni Ognia i Lodu jest równie wciągająca jak Walka o tron. Poznajemy lepiej kolejne postacie opowieści. Theon postanawia sobie wywalczyć szacunek ojca, kapłanka w czerwieni udowadnia na co ją stać. Jest strasznie, jest ciekawie, zaraz się zabieram za czytanie trzeciej części. Czytałam ostatnio wywiad z autorem Georgem Martinem. Pan Martin wspomniał, że fascynują go czasy wojny stuletniej, i to ten właśnie okres w historii był wzorem dla Pieśni lodu i ognia. Średniowiecze było okrutne. Zwyczaje były jeszcze bardziej odrażające, niż te opisane w książce. Aż chciałaby się napisać - niemożliwe...

Czytałam, że HBO wypuści kolejny sezon Pieśni... Ciekawa będzie na pewno scena bitwy. Ta płonąca rzeka... Jeżeli jednak druga seria będzie dalej tak wierna książce, to niektóre sceny mogą być mocne. Inna sprawa, że kiedy mam już przeczytaną książkę, to nie będę czekać na kolejne odcinki z wypiekami na twarzy.

W Starciu Królów jest kogo podziwiać i może nawet polubić. Rodzeństwo Starków wkrótce rozproszy się po całym Królestwie. Chaos pogłębia się, dochodzą nowi gracze, a jesień przypomina, że po niej już tylko zima...

Stalowy szczur - Harry Harrison

Ostatnio znów wróciłam do trochę przykurzonych powieści. Tym razem przyszedł czas na Stalowego szczura. " W naszym zorganizowanym i praworządnym społeczeństwie przestępstwa zostały niemal zupełnie wyeliminowane. Można bez przesady powiedzieć, że nie istnieją w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Ten jeden procent jest przyczyną uzasadniającą utrzymywanie policji. A składa się ten procent ze mnie i garści podobnych do mnie, rozsianych po galaktyce. [...] Ponieważ mamy żelazne zasady, nazywają nas stalowymi szczurami."

Jim di Griz jest kosmicznym przestępcą, genialnym w swoim fachu. jego wyczyny wzbudzają zainteresowanie międzygalaktycznej organizacji - Korpusu Specjalnego. Zostaje zwerbowany i odtąd zaczyna się pogoń za kosmicznymi przestępcami. Ci, których ściga Jim nie mają skrupułów, są niebezpieczni i zabijają.

Stalowy szczur, to bardzo miła rozrywka, tak akurat na jeden wieczór. Fantastyka naukowa, która sama siebie nie traktuje poważnie. Książka jest lekka, zawiera dużo akcji i humoru.


Zły kotek

Kotka nie zawsze była zła. Pewnego razu rodzina postanowiła karmić ją tylko zdrową żywnością. Przyszedł czas na brukselkę, szczypiorek, buraki i inne bardzo zdrowe rzeczy. Wtedy się zaczęło. Kotka ugryzła babcię, zjadła prace domową, potłukła lampę, naśmieciła i przewróciła kuwetę. A to dopiero był początek:

Rodzinka szybko poszła po rozum do głowy i z następnych zakupów wróciła już z kurczakowo-serowym tortem, gulaszem z pięciu gęsi, hipo-hamburgerem, smażonymi muchami, dżemem z meduz i innymi pysznościami. Kotka była oczywiście zachwycona i od razu stała się bardzo dobrym kotkiem: podwiozła dzieci do szkoły, dała buziaka złotej rybce, wypełniła zeznania podatkowe całej rodzinie i nawet nie zjadła wujka Murraya.
Rodzinka była zachwycona. W nagrodę przyniosła kotce nowego przyjaciela - małego szczeniaczka...

Książka Bad kitty Nicka Bruela to przewrotna, bardzo zabawna opowieść o czarnej kotce, która wie czego chce i robi to od A do Z. Bad kitty to bowiem abecedariusz, w którym aż cztery razy dzieci mogą powtórzyć kolejne litery alfabetu, tak jak w tym fragmencie:
"She...
apologized to grandma
bought me new toys
cleaned her cat box
drove me to school..."

wtorek, 21 czerwca 2011

61 godzin - czyli o tym co Jack Bauer załatwiłby w 24 godz.

Zachęcona pozytywnymi opiniami czytelników, co do książek Lee Childa, postanowiłam sięgnąć po jeden z tomów przygód Jacka Reachera 61 Hours. Możliwe, że wybrałam zły tytuł...

Małe amerykańskie miasteczko w Południowej Dakocie zostaje odcięte od świata przez obfite opady śniegu. Brzmi jak początek horroru, prawda? Nic z tych rzeczy. W mieście znajduje się nowo otwarte więzienie, za miastem tajemniczy kompleks budowlany z czasów zimnej wojny. Jack Reacher trafia do miasteczka zupełnie przypadkowo i od razu angażuje się w kłopoty tamtejszej policji. Jedna z mieszkanek miasteczka, Jane Salter, ma być świadkiem w bardzo ważnej sprawie przeciwko mafii narkotykowej. Do jej ochrony zostaje oddelegowany oddział policji, Jack zgłasza swoją kandydaturę. Tymczasem, Plato - super przestępca - wyznacza zabójce, który ma usunąć niepotrzebnych świadków, w tym panią Salter. Sam też szykuje się do drogi. Zegar bije...

Tyle w skrócie, teraz moje własne odczucia przy czytaniu tej książki. Akcja wlecze się niemiłosiernie. Poznajemy miłą staruszkę, małomiasteczkowego policjanta, zalotną pracownicę służb specjalnych i brutalnego mafioza. Żadna z tych postaci nie przykuła mojej uwagi. Jednocześnie z czytaniem tekstu książki, słuchałam wersji powieści na audiobooku. Powieść czytał Dick Hill. Modulował głos, za każdym razem, kiedy w dialogu mówiła kobieta: Jane albo Susan. Brzmiało to tak jakby panie miały zaraz usnąć, zemdleć, albo też ukołysać do snu czytelnika. Pan Dick Hill chciał zapewne dobrze, ale wyszło irytująco. W dodatku, kiedy w książce pada drugi trup - ja już wiem, kto jest zabójcą - trochę kiepsko. Najciekawsze fragmenty 61 Hours dotyczyły zimnej wojny i pomysłów amerykańskich wojskowych i naukowców dotyczące obrony ludności cywilnej przed skutkami ataku jądrowego. Nie będę podawać jakie, może jednak ktoś przeczyta 61 Hours. Jeżeli zaczynacie, tak jak ja, swoja przygodę z książkami tego autora, to może lepiej wybierzcie na początek inny tytuł.

Nie pozwól gołębiowi kierować autobusem!

Kiedy po raz pierwszy przekartkowałam Don't let the pigeon drive the bus! - pomyślałam sobie, co to za dziwna bajka, zupełnie nie wiem o co w tym chodzi. Don't let... należy czytać od początku, czyli od strony tytułowej, na której pojawia się kierowca autobusu i prosi czytelnika, żeby nie pozwolił gołębiowi zasiąść za kierownicą. Zaraz oczywiście pojawia się gołąb i pyta nas czy może poprowadzić autobus. Przez kolejne kartki podaje coraz to nowe argumenty:

-Twoja mama by mi pozwoliła.
- To nie fair!
- Nigdy mi na nic nie pozwalają!
- To tylko autobus!
- Tylko raz dookoła bloku!

Don't let... najlepiej byłoby czytać razem z dzieckiem, tak, żeby miało okazję powiedzieć głośno za każdym razem: "Nie". Myślę, że dzieciom spodoba się, że wreszcie będą mogły pokrzyczeć: "Nie, nie możesz!", "Nie, nie wolno!" Doskonałe również do czytania dla większej grupy dzieci od lat dwóch.
Książka do której tekst i rysunki stworzył Mo Willems jest bardzo popularna w USA. Na jej podstawie powstał film rysunkowy, gra planszowa, a nawet sztuka teatralna. Tytuł ten został również dostrzeżony przez Stowarzyszenie Bibliotek Amerykańskich (ALA) i otrzymał medal Caldecott Honor Book.

niedziela, 19 czerwca 2011

Custard - tchórzliwy smok


Dawno, dawno temu, albo wcale nie tak dawno była sobie mała księżniczka Belinda. Mieszkała w domku razem z małą myszką, psem, kotem i smokiem Custardem, który był bardzo tchórzliwy. Belinda, pies Mustard, kot Ink i mysz Blink wiedli zaciekłe boje na drewniane miecze. Każde z nich było przekonane o swojej wielkiej odwadze.

"Belinda was as brave as a barrelful of bears,
And Ink and Blink chased lions down the stairs,
Mustard was as brave as a tiger in a rage,
But Custard cried for a nice safe cage."

Niestety pewnego dnia w domku Belindy pojawił się groźny pirat, a potem nikczemny czarny rycerz. Kto wtedy ocalił księżniczkę? Myślę, że sami już się domyślacie. Nikt nie może bezkarnie grozić przyjaciółce Custarda. Oczywiście kot, pies i myszka ruszyliby dzielnie na pomoc. Tyle, że psa nagle rozbolały zęby, kota uszy, a mysz - wąsy.

Bardzo lubię poezję Ogdena Nasha, w Polsce wybór jego wierszy w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka został wydany w zbiorze Fioletowa Krowa wydawnictwa "a5". Jeżeli macie ochotę poprawić sobie humor, polecam. Oprócz tomików wierszy dla dorosłych Ogden Nash napisał trzy książki dla dzieci, w tym dwie o smoku Custardzie: Custard the dragon and the Wicked Knight i The tale of Custard the dragon. Ilustracje do obu książek stworzył Lynn Munsinger. Obie, to wspaniałe, lekkie, zabawne bajki, które powinny podobać się nie tylko dzieciom, ale i ich rodzicom.

sobota, 18 czerwca 2011

Gra o tron - dlaczego warto przeczytać książkę?


Serial "Gra o tron", emitowany na HBO jest bardzo wierny powieści. Można w zasadzie zacząć od drugiego tomu. Ja sięgnęłam po książkę, bo nie mogłam się doczekać po obejrzeniu drugiego odcinka co będzie dalej. Mam też wrażenie, że serial czasami za bardzo podkreśla okrucieństwo niektórych scen. Dla wrażliwców - lepsza książka.

Jeżeli ktoś nie oglądał serialu to poniżej kilka bardzo ogólnych informacji, o czym w zasadzie jest ta powieść.

W Grze o Tron poznajemy przedstawicieli kilku potężnych rodów. To ich przodkowie władali ziemiami Siedmiu Królestw. Rodzina Starków rządziła kiedyś Północą. Na granicy ich królestwa powstał mur odgradzający Siedem Królestw od lasu, zamieszkałego przez dzikich. Mieszkańcy Królestwa znają mroczne opowieści o Smokach i krwiożerczych Innych. Istoty te żyły przed wiekami. Teraz jednak legendy ożywają, nadchodzi długa zima i krwawa wojna między największymi klanami.

Cykl Pieśń Lodu i Ognia przypomina trochę sagi skandynawskie - bezkompromisowi bohaterowie, mroczny świat polityki, spisków, knowań oraz brutalnych walk. To co mi bardzo odpowiada, to bogate opisy postaci. W niektórych powieściach fantasy czytelnik ma do czynienia z wieloma postaciami, tyle, że postacie te mało się od siebie różnią, no może imionami. Autor zadbał o to, żebyśmy mieli okazję poznać wszystkich bliżej. Jeżeli ktoś został przedstawiony pobieżnie w pierwszym tomie, możemy spokojnie założyć, że dowiemy się o nim więcej w kolejnych. George Martin naprawdę potrafi opowiadać historię, ciekawe historie. Wie dokładnie, kiedy nadmiar szczegółów może zanudzić czytelnika na śmierć.


piątek, 17 czerwca 2011

Kto zabija najsławniejszych amerykańskich pisarzy?


Ameryką wstrząsnęła niezwykła wiadomość. W niewyjaśnionych okolicznościach giną kolejni znani pisarze: Sue Grafton, Danielle Steel, Curtis Sittenfeld, Tom Clancy. Kto za tym stoi? Gdzie podziała się żona Stephena Kinga? Czy dinozaury na pewno wygięły i kim jest Pan Wiertaczek?

Nie trzeba znać twórczości wyżej wymienionych autorów, żeby się dobrze bawić przy czytaniu Kto zabija najsławniejszych amerykańskich pisarzy? Roberta Kaplowa. Jeżeli jednak znamy ich powieści, to dodaje całej zabawie jeszcze więcej smaczku. Każdy rozdział poświęcony danej osobie np. Sue Grafton jest napisany w stylem pisarskich danego autora. Kto zabija... to zjadliwa satyra, opisująca amerykańskich pisarzy bez cienia litości. Aż dziw, że nikt nie wytoczył Robertowi Kaplow sprawy sądowej. My nie będziemy się oczywiście tym przejmować. Polecam też audiobook, wydany przez Świat Książki. Powieść czyta Adam Ferency. Dobra zabawa gwarantowana.

środa, 15 czerwca 2011

Dobrzy sąsiedzi - jest się czego bać


Czasami widzimy coś kątem oka, cienie, ruch, niewyraźne kształty. Co jeżeli, obok nas istnieje drugi świat, a jego mieszkańcy postanowili pozostać dla nas niewidzialni?

Kiedy mama Rue niespodziewanie znika, dziewczyna zaczyna widzieć elfy. Są wszędzie - dobrzy sąsiedzi. Powoli odkrywa tajemnice własnej rodziny. Kim naprawdę jest matka Rue? Co planuje groźny olbrzym, który twierdzi, że jest jej dziadkiem? "Dobrzy sąsiedzi" - to tak, jakbyśmy mówili "dobry piesek" - modląc się duchu, żeby nie odgryzł nam nogi. Kiedy elfy wyjdą z ukrycia powinniśmy zacząć się bać.

"Kin" - to pierwszy tom trylogii Hollego Black i Teda Naifeha The Good Neighbors. Holly Black napisał już wcześniej trzy książki o elfach (seria Tithe).

W Stanach Zjednoczonych, książki o wampirach schodzą powoli na drugi plan. Nadchodzi czas skrzydlatych istot.

Bones - sympatyczne kościaki

Część bohaterów dziecięcych komiksów jest dobrze znana w Polsce - Fistaszki, Garfield, Calvin and Hobbes. Dzisiaj chciałabym napisać o mniej znanej serii Bones. Bones to sympatyczne stworzonka, o skórze białej jak śnieg, może dlatego Jeff Smith autor komiksu nazwał ich Bones.

Na początku pierwszego tomu trzej kuzyni: Fone, Smiley i Phoney muszą opuścić swoją rodzinna wioskę Boneville (a jakże). Wszystko przez Phoneya, który postanowił kandydować na burmistrza. Zorganizował piknik, którego jedną z atrakcji był lot balonem. Niestety zerwał się wiatr i balon popędził prosto na pomnik założyciela wioski i urwał mu głowę. Rozgniewani mieszkańcy wyrzucili Phoneya i Smileya; Fone postanowił im towarzyszyć w tułaczce. Martwił się o los swoich kuzynów. Szczególnie o Smileya, który był zabawny, beztroski, niestety czasami też trochę głupiutki. To jednak Phoney, przysparzał wielu zmartwień. Jego pomysły, oparte zwykle na oszustwie nie były takie sprytne, jak mu się zdawało.
Po drugiej podróży Fone Bone znajduje się w wiosce zamieszkałej przez ludzi. Najpierw trafia do chatki Thorn i jej niezwykłej babci. Babcia jest znana w całej okolicy, jako wielokrotna zwyciężczyni wyścigu krów. Niech zadrży ten, kto chciałby wejść Babci w drogę! Boleśnie przekonują się o tym stworzenia, przypominające szczury, które bezszelestnie podążają za wygnańcami z Boneville.

Fone ma dużo zmartwień. Próbuje znaleźć przyjaciół w wiosce, ratuje Smileya i Phoneya przed ich własnymi pomysłami. W dodatku zakochuje się w Thorn. Niestety, nie tylko on... Zachęcam, komiks jest naprawdę lekki i zabawny.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Stare, ale dobre - Planeta śmierci

Lata 60-dziesiąte były ponoć złotymi latami fantastyki naukowej. Ostanio czytam właśnie te starsze tytuły i jak na razie się nie zawiodłam. Ostatnio przemierzałam niebezpieczne światy razem z Johnsonem dinAlt, nałogowym graczem i szulerem. Jednak to właśnie on najlepiej sprawdza się w śmiertelnie niebezbiecznych światach, kolejnych Planetach Śmierci.

Uwielbiam fragmenty, gdzie bohaterowie posługują się techniką przyszłości. W pierwszym tomie Johnson udaje się do restauracji. Wybiera stolik, wykręca na okrągłej tarczy telefonu numer dania. Po posiłku, cierpliwie wrzuca monety do samoobsługowej maszyny. W trzecim tomie pojawia się Biblioteka. Biblioteka, to mały robocik, przypominający z opisu R2-D2. Biblioteka dostarcza informacji ze wszystkich publikacji, jakie wcześniej "przeczytała". Wystarczy tylko zapytać. Jeżeli kiedykolwiek powstanie film na podstawie książek Harrego Harrisona, to mam nadzieję, że scenarzysta zostawi wszystkie te smaczki.



piątek, 10 czerwca 2011

A z was to d..y nie prowokatorzy - Fahrenheit 451


Ostatnio postanowiłam odrobić zaległości w czytaniu klasyki science-fiction. Mój wybór padł na Fahrenheit 451 Raya Bradburego, lekturę obowiązkową w amerykańskiej szkole średniej.

Powieść Bradburego opowiada o totalitarnym świecie przyszłości, rzeczywistości którą obywatele zgotowali sobie na własne życzenie. W pogoni za wygodą, szczęściem i poprawnością polityczną ograniczyli swobodę wyrażania krytycznych opinii, a nawet niezależnego myślenia. Najbardziej jaskrawym tego przykładem jest zakaz czytania i posiadania książek. Nieszczęśnicy, którzy zostaną przyłapani na tym niecnym procederze mogą spodziewać się nocnej wizyty strażaków. W tym świecie straż pożarna, nie gasi pożarów, ale je wznieca. Książki płoną razem z domami właścicieli. Główny bohater, Montag - strażak ze sporym stażem pracy, odkrywa, że to co robi przestaje mu się podobać. Płomienie nie płoną już tak pięknie i jasno. Do zmiany jego nastawieni przyczynia się spotkanie z pewną młodą damą i starym profesorem. W domu strażaka pojawia się sekretny schowek na książki. A potem, jak tego można było się spodziewać, wypadki toczą się błyskawicznie. Płomienie, śmierć, rozpacz i ucieczka.

Świat ze stron powieści czasami zdumiewająco przypomina nasz własny. Ray Bradbury jest pisarzem o ogromnej wyobraźni, a jego obserwacje i przewidywania dotyczące rozwoju komunikacji międzyludzkiej zawarte w książce wydanej, bądź co bądź, ponad 50 lat temu wydają się być niepokojąco trafne. Żona Montaga - Mildred rozmawia częściej z "telewizyjną rodziną," sztucznymi tworami interaktywnej telewizji, niż z żywymi ludźmi. Przekazy informacyjne coraz częściej ograniczają się do strzępków informacji, umykają w zalewie informacyjnej papki. Ludzie mają poczucie, że wiedzą coraz więcej, tymczasem to co najważniejsze im umyka. I ten przymus bycia szczęśliwym...

Telewizja interaktywna, to swoja drogą ciekawy pomysł, nad którego realizacją nadal pracują naukowcy. Jeszcze na początku lat dziewięćdziesiątych przewidywano, że do końca tysiąclecia w amerykańskich domach będzie więcej odbiorników interaktywnej telewizji, niż komputerów PC.

Dobrze, a teraz napiszę trochę o głównym bohaterze - jak dla mnie jest to postać mało przekonująca. Montag czasami zachowuje się jak nadpobudliwy nastolatek. Wymyśla plan (swoją droga bardzo naiwny) i prawie natychmiast sam wszystko psuje. Jest taka scena w której Montag biegnie i powtarza: "I'm an idiot, a fool" i to jest to co dokładnie w tym momencie o nim myślę. Na końcu swojej drogi spotyka innych, równie rozczarowanych systemem. Przyczajonych prowokatorów przyszłej rewolucji. Plan oparty na przyszłych pokoleniach niezadowolonych ludzi, żadnych konkretnych rozwiązań, tylko mglisty cel. Aż chce się powtórzyć za bohaterem jednego z polskich filmów: "A z was to d..y nie prowokatorzy."

Tak naprawdę, to dużo bardziej interesuje mnie postać Beatty. To "ten zły" z powieści, przynajmniej czysto teoretycznie. W każdym razie, to postać o bardziej skomplikowanej psychice. Bradbury pisze o nim w swoim wstępie z 2003 r:
"In writing the play my Fire Chief, Beatty, told me why he had become a burner of books. He had once been a wanderer of libraries and a lover of the finest literature in history. But when real life diminished him, when friends died, when a love failed, when there were too many deaths and accidents surrounding him, he discovered that his faith in books had failed because they could not help him when he needed the help. Turning on them, he lit a match". Nawet Milded mogłaby być dużo ciekawszą postacią, gdyby autor poświęcił jej trochę więcej uwagi.

Na koniec ciekawostka. Ray Bradbury, który przestrzegał przed telewizją, jako ogłupiającym medium miał też swoje własne telewizyjne show:

wtorek, 26 kwietnia 2011

American born Chinese



Komiks Gene Luen Yanga został doceniony przez American Library Association. Opowiada historię Jin Wanga syna chińskich imigrantów. Wszystkiego czego pragnie Jim to wtopić się w tłum, nie wyróżniać się spośród swoich rówieśników. Dlatego pewnie tłumaczy sprzedawczyni w chińskim sklepie zielarskim, że kiedy dorośnie chciałby zostać transformersem. Sprzedawczyni odpowiada mu, że może stać się czymkolwiek chce, tak długo jak będzie skłonny poświęcić swoją duszę. To zdanie nawiązuje do historii Małpiego Króla, również przedstawionej w tym komiksie. Król Małp jest bardzo ważną postacią w chińskiej mitologii. Tak jak i bohater komiksu długo walczy o to, żeby stać się kimś innym niż jest. Został odrzucony przez bogów i pragnie udowodnić, że jest im równy, a może nawet od nich lepszy. Los mitycznego Małpiego Króla i Jina splotą się ze sobą.



Myślę, że w zamierzeniu twórcy komisu było rozliczenie się ze stereotypem chińskiego imigranta w kulturze amerykańskiej. Ja jednak znalazłam w tej książce jeszcze jedna stereotypową postać. Jednym z pierwszych kolegów szkolnych Jina zostaje Peter Garbinsky. Peter jest tępym osiłkiem, który zjada własne gluty a w domu bawi się w Żydów. Obrzydliwe. Cierpliwie czekam, kto wreszcie weźmie się za walkę z tym stereotypem.

piątek, 22 kwietnia 2011

Rzeźnia numer 5 - Slaughterhouse-five

Billy Pilgrim w niedopasowanym płaszczu i srebrnych butach Kopciuszka spaceruje po księżycu. Nie, chwileczkę, to nie powierzchnia księżyca, ale zbombardowane miasto Drezno. Billy został porwany przez kosmitów z planety Tralfamador. Dzięki nim może podróżować w czasie. Tralfamadorianie radzą mu, żeby skupił się tylko na szczęśliwych momentach życia - ślubie, narodzinach dzieci. Billy nie zawsze jednak trafia w radosny czas, budzi się w szpitalu polowym, albo w wagonie pełnym jeńców wojennych. Niczego nie może zmienić w swojej przeszłości, niczego poprawić. "So it goes".

Cała powieść jest wspaniała. Co tu dużo pisać przecież to Kurt Vonnegut. Poniżej to dwa cytaty z książki, które zwróciły moją uwagę. Jeden dotyczy Ameryki w latach sześćdziesiątych, drugi czasów wojny.

"Billy turned on his television set, clicking its channel selector around and around. He was looking for programs on which he might be allowed to appear. But it was too early in the evening for programs that allowed people with peculiar opinions to speak out. It was only a little after eight o'clock, so all the shows were about silliness or murder. So it goes."

"They tried Polish on Billy Pilgrim first, since he was dressed so clownishly, since the wretched Poles were the involuntary clowns of the Second World War."

Postanowiłam sprawdzić, czy fikcyjne postacie z kart powieści Vonneguta żyją gdzieś może własnym życiem. Okazuje się, że Tralfamadorianie mają swoich fanów. Można kupić koszulki, kubki, torby na zakupy z wizerunkiem kosmitów i napisem "wierzymy". Fikcyjny pisarz science-fiction Kilgore Trout wydał w Stanach jedna ze swoich powieści Venus on the Half Shell. Tak naprawdę, to autorem książki był amerykański pisarz Philip José Farmer. Gdyby nie kłótnia z Kurtem Vonnegutem, pewnie powstałoby więcej powieści Kilgore Trouta. Na koniec podrzucam okładkę Venus. Nie ma to jak science-fiction w stylu retro.

wtorek, 12 kwietnia 2011

Wicked czyli Zła Czarownica z Zachodu


Kiedy książka Georga Maguire Wicked: the life and times of the Wicked Witch of the West znalazła się w bibliotece, obejrzałam ją dokładnie i postawiłam na półce z literaturą dla dzieci i młodzieży. Przyznaje, oceniłam ją po barwnej okładce, ładnych ilustracjach w środku i po krótkiej notce na okładce. Zgodnie z informacją od wydawcy książka miała opowiadać o wydarzeniach w baśniowej krainie Oz widzianych z perspektywy Złej Czarownicy z Zachodu. Kiedy zaczęłam ją czytać, natychmiast przestawiłam ją na półkę z literaturą dla dorosłych czytelników. Po namyśle stwierdziłam, że może jestem trochę przewrażliwiona. W każdym razie, jeżeli już młodzież miałaby sięgnąć po tą pozycje, to jednak ta trochę starsza.

Moim zdaniem jest to jeden z problemów związanych z odbiorem tej powieści, właściwie nie wiadomo do jakiej grupy docelowej jest ona skierowana. Nie można zaprzeczyć, że są tutaj dość wyraźne wątki dydaktyczne. Mniejszości walczą o swoje prawa obywatelskie, a przez całą powieść przewija się pytanie o istotę zła. Właśnie, Wicked pełne jest "tych złych", ale brakuje dzielnego szeryfa. Nie ma w zasadzie postaci, którą można by polubić. Nawet Elfabę. Tak wiem, to przecież przyszła Zła Wiedźma Zachodu, ale mimo wszystko podejrzewam, że autorowi zależało na tym, żeby pokazać ją w innym świetle. Jeżeli my czytelnicy nie możemy z jakiś przyczyn jej polubić, to chociaż powinniśmy ją zrozumieć. Dla mnie to nie było takie proste. Nie do końca też rozumiem dlaczego Nessaroza stała się Złą Czarownicą Wschodu. Fanatyzm religijny wszystkiego nie tłumaczy. Dlaczego Elfa była uczulona na wodę? Tego również nie jesteśmy w stanie się dowiedzieć.

Chciałabym jeszcze napisać o polskim wydaniu powieści, bo tak się złożyło, że od połowy przeczytałam Wicked już po polsku. Polski wydawca zrezygnował z ilustracji, dobrze, że choć zachował mapę Krainy Oz. W wydaniu amerykańskim na każdej stronie w prawym górnym rogu, znajduje się mały rysunek, różny dla każdej z pięciu części. I tak na przykład przez całą część Gillikin towarzyszy nam mały portret doktora Dillamonda. Polski wydawca zdecydował się tylko na małką ikonkę wiedźmy na miotle. Dodatkowo, możemy w książce obejrzeć zdjęcia z musicalu Wicked. Dla mnie było to bardzo ciekawe, bo przecież nie przypuszczam, żebym miała kiedykolwiek zobaczyć ten musical na żywo. Trochę szkoda, że polska wersja tej powieści została wydana dużo skromniej.

środa, 9 lutego 2011

Ach, te tajne stowarzyszenia!


Amy Haskel jest studentką pierwszego roku elitarnego uniwersytetu. Na terenie uczelni działa kilka tajnych stowarzyszeń. Marzeniem każdego studenta jest dostanie się do jednego z nich. Amy oczywiście też liczy na zaproszenie, nawet domyśla się jakie towarzystwo może chcieć mieć ją u siebie. Będzie to Quill & Ink, klub przyszłych dziennikarzy, redaktorów i pisarzy. Czeka ją jednak wielka niespodzianka... Do jej rąk trafia list od Rose & Grave, najstarszego sekretnego stowarzyszenia. Dlaczego wybrali właśnie ją? Jej rodzice nie są sławni, bogaci ani ustosunkowani. Wszystko jest takie tajemnicze. W dodatku, za kilka tygodni końcowe egzaminy, a tu do rozwiązania czeka tyle zagadek. Nie mówiąc już o tym, że w pobliżu pojawiło się trzech przystojnych chłopców. Jeżeli jednak coś pójdzie nie tak, pewni ludzie postarają się, żeby życie Amy stało się nie do zniesienia.
Zapraszam do lektury!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...