poniedziałek, 2 grudnia 2013

Czarostatki i parodzieje - spotkanie z Pawłem Pawlakiem

W sobotę byłam na spotkaniu z panem Pawłem Pawlakiem, które odbyło się w ramach Salonu Ciekawej Książki organizowanej corocznie w Łodzi. Była ku temu okazja, bowiem niedawno ukazały się "Czarostatki i parodzieje", książka obrazkowa z małą ilością tekstu. Kiedy ją kupowałam miałam nadzieję, że tekstu nie ma w niej wcale. Autor zdecydowała się jednak na małe wprowadzenie w akcję, na kilku stronach przed stroną tytułową. "To takie intro jak w Bondzie" - miał powiedzieć mały chłopiec w czasie rozmowy z autorem.

W trakcie spotkania dowidziałam się, że miała być to książka o chmurach. Pan Pawlak po prostu chciał namalować chmury, taką miał potrzebę. Chmury są piękne, układają się w różne kształty. Trzeba było tylko wymyślić do tego historię. Potem pojawiła się Zosia i jej ulubiona maskotka owieczka Tosia. W książce jest informacja, że opowieść ta jest oparta na prawdziwych wydarzeniach. Bo i Zosia jest prawdziwa i naprawdę zginęła jej ulubiona maskotka, zresztą prezent od państwa Pawlaków. Rozpacz dziewczynki był wielka, trwały gorączkowe poszukiwania. W końcu Tosia odnalazła się w przedszkolu, upchana do sąsiedniej szafki.

Czarostatki to niezwykłe latające obiekty, olbrzymy z kominami na plecach. Był też pomysł na porodzieje, ale w końcu wypadł z książeczki.

  
 Tak miały (mieli?) wyglądać parodzieje.

 Bardzo spodobał mi się sposób w jaki autor Czarostatków prowadził spotkanie. Przyniósł zagraniczne publikacje, które go zainspirowały. Były to książki obrazkowe bez słów. Pięknie namalowane historie.  Pokazał też wstępne szkice, także te, które nie znalazły się w książce. Opowiadał dlaczego zrezygnował z niektórych pomysłów, jak historia się zmieniała. Wspaniale było tak podejrzeć warsztat, znanego przecież na całym świecie,  ilustratora. Tutaj można podejrzeć ilustracje z książki.

"Czarostatki i parodzieje" wydało wydawnictwo Tatarak. Polecam na prezent do wspólnego opowiadania. 





piątek, 1 listopada 2013

Pasażerka ciszy - Fabienne Verdier

Wspaniała książka. Ciekawa, napisana pięknym językiem. To wspomnienia z Chin malarki Fabienne Verdier. Autorka spędziła tam 10 lat. Fabienne początkowo studiowała we Francji. Interesowała się malarstwem przyrody i kaligrafią. Znajomy ciotki poradził jej, że powinna uczyć się w Chinach, kraju o bogatej tradycji kaligrafii. Fabienne nauczyła się trochę po mandaryńsku, poznała pobieżnie historię Chin i zaczęła starać się o stypendium. Udało się. Nie mogła doczekać się wyjazdu.

"Wyjeżdżałam do kraju literatów i malarzy, kraju wyrafinowania i poezji, mądrości i wyszukanej kuchni" (1).

Podróż rozpoczęła się od trudności. Już po tym, co ją spotkało w czasie międzylądowania w Pakistanie większość z nas wróciła by do domu. Ale Fabienne była zdeterminowana. Dotarła do Pekinu, a potem do Syczuanu, gdzie podjęła studia. Nie była przygotowana na spartańskie warunki jakie zastała w domu studenta, mimo, że przecież była uprzywilejowana. Jedyna zagraniczna studentka w Syczuanie. Partia obserwowała ja cały czas, innym studentom nie wolno było z nią rozmawiać, miała zakaz uczenia się miejscowego języka. Wszyscy liczyli, ze szybko się podda i wyjedzie. Tymczasem Fabienne skończyła 6-letnie studia. Pomimo wszytko, mimo choroby, izolacji, trudnych warunków życia. Odnalazła też swojego mistrza kaligrafii. Kiedy czytałam wspomnienia z zajęć z mistrzem Huangiem przypomniały mi się hollywoodzkie filmy o mistrzach kung-fu i ich uczniach. Gdzieś na końcu świata, żyjący w ascezie wielcy wojownicy przekazują swoją tajemna wiedzę wybranym. Tutaj też wyglądało to podobnie, tyle, że wydarzyło się naprawdę. Huang zgodził się uczyć Fabienne, ale tylko wtedy jeżeli nauka ta potrwa dziesięć lat. Lata studiowania technik kaligrafii, podstaw chińskiej myśli i filozofii.

Fabienne opowiada o drodze, którą przeszła, aby stać się dojrzałą malarką, o ludziach, których spotkała. Bo Chiny, do których dotarła nie były krajem z jej wyobrażeń. To były Chiny po Rewolucji Kulturalnej, kiedy to niszczono wszystko co powstało wcześniej, a uczeni, artyści, intelektualiści były prześladowani, niszczeni psychicznie i fizycznie. Fabienne odwiedziła wielu takich zapomnianych, skrzywdzonych artystów. Wokoło widziała potworną biedę, z pobliskiej wyspy słychać było huk wystrzałów zbiorowych egzekucji kryminalistów, których niekiedy jedyną zbrodnią było ukradzenie dwóch melonów. Mimo tego Fabienne nadal wierzyła w siłę i sens tworzenia piękna, zachowując pokorę wobec życia.

"Często słyszę pytania, jak przez długie lata spędzone w Chinach zdołałam znieść tak trudne warunki, dlaczego nie wyjechałam stamtąd jak wielu innych [...] Różnica polega na wytrwałości, żelaznej woli kontynuowania. Jedni, zadowoleni, zatrzymują się w połowie drogi; drudzy nadal poszukują, aż znajdą [...] W Chinach wykształciłam się w pewnym stylu malarskim, ale być może przede wszystkim ukształtowałam swój umysł, nauczyłam się nim kierować, aby wreszcie wydorośleć" (2).


1. Pasażerka ciszy: dziesięć lat w Chinach / Fabienne Verdier. Warszawa: WAB, 2007. s. 23
2. Pasażerka ciszy: dziesięć lat w Chinach / Fabienne Verdier. Warszawa: WAB, 2007. s. 290-291. 

środa, 14 sierpnia 2013

1Q84 - Haruki Murakami

"[...] książka musi mieć coś, czego ja nie potrafię do końca zrozumieć. Bo wiesz, ja wśród powieści najbardziej cenię te, których nie mogę do końca zrozumieć. To, co potrafię zrozumieć, ani trochę mnie nie interesuję. To oczywiste, nie? Prosta sprawa" (1).

Zazwyczaj powieści z rodzaju realizmu magicznego bywają interesujące na początku, ale gdzieś tak w połowie zaczynam się nudzić.  Tym razem tak nie było. Pochłonęłam te ponad tysiąc stron w 6 dni, poświęcając na to każdą wolną chwilę. Zacytowałam ten konkretny fragment, bo kiedy do niego natrafiłam, postanowiłam potraktować go jako wskazówkę. Przygotowałam się na skomplikowaną fabułę, ale na szczęście książkę czytało się lekko. Nie jest to powieść dla każdego. Znam dwie osoby, miłośników fantastyki zresztą, które w trakcie naszej rozmowy powiedziały, że "tego nie da się czytać". Owszem, da się, tylko trzeba się przygotować na pewną konwencję.

 "Ta historia była jak fantastyczna bajka, lecz pod jej powierzchnią płynął niewidzialny, silny i ciemny nurt (2).

W realizmie magicznym świat rzeczywisty miesza się z elementami jak ze snu (może to też być koszmar). 1Q84 w niektórych momentach przypominała mi filmy Davida Lyncha. Na pozór wszystko wygląda tak jak powinno, aż tu nagle wyskakuje karzeł, nie dosłownie oczywiście. W 1Q84 taką rolę pełnią Mali Ludzie. Brzmi bajkowo? Tak naprawdę, to książka porusza poważne tematy: przemoc wobec kobiet, sekciarstwo. Występujące w powieści organizacje: Zbór Świadków, Akebono, Sakigake przypominają istniejące sekty i kościoły. Mali Ludzie są odpowiedzią na Big Brothera z powieści Georga Orwella. Wspaniałe w tej powieści jest to, że każda z pierwszoplanowych postaci ma za sobą ciekawą historię. To złożone charaktery, a przez to bardzo interesujące.

Ostatnio nabrałam dobrego, jak się okazuje, nawyku nie czytania opisów z okładki przed skończeniem książki. Nawet jeżeli jakieś zdarzenie występuję na początku powieści, to wcale nie oznacza, że należy o tym "trąbić" w opisie. Ja tam lubię być zaskakiwana. Podobny problem jest zresztą z recenzjami. Ja zawsze staram się tak pisać, żeby jak najmniej zdradzić. Więc jeżeli zamierzacie przymierzyć się do czytania 1Q84, to nie czytajcie opisów z okładki. Opis z pierwszego tomu zdradza początek, z drugiego koniec (!) i podaje nieprawdziwe informacje co do świata powieści, o czym później, a ostatni naprowadza czytelnika w jakim kierunku będzie postępować akcja. Nieładnie, oj nieładnie. Dobrze, ale muszę choć trochę  napisać, o czym właściwie jest ta książka.

Mamy dwa światy: 1984 (nawiązanie do powieści Orwella) i 1Q84 (q jak question). Nie są to światy alternatywne, wbrew temu co napisali na okładce! Najlepiej tłumaczy to Leader Akebono:

"To nie jest żaden równoległy świat. To nie jest tak, że gdzieś tam jest rok 1984, a to jest jego odgałęzienie, rok 1Q84, i rozwija się równolegle. Roku 1984 już nigdzie nie ma. I dla ciebie, i dla mnie teraz istnieje już tylko jeden czas w roku 1Q84"(3). 

 Leader porównuje czas do toru jazdy pociągu. W pewnym momencie maszynista myli się i przekłada zwrotnice nie na ten tor co potrzeba. Ten właściwy biegnie tuż obok. Z pociągu widać te same krajobrazy, ale jednak nasz pociąg pojechał innym torem. Subtelna różnica, ale znamienna w skutkach.

Bohaterami pierwszych dwóch tomów (w trzecim dochodzi jeszcze jedna osoba) są Tengo - pisarz i matematyk, oraz Aomame, instruktorka w klubie fitness. Ich opowieści przeplatają się.  Aomame jadąc taksówką przez zakorkowaną autostradę  robi coś nieoczywistego i nagle wiadomo, że coś się zmieniło w rzeczywistości. Na początku jej życie biegnie utartym torem, do czasu...

Tengo prowadzi spokojnie kawalerskie życie. Pisze do szuflady, nigdy nie publikuje. Pewnego dnia zaprzyjaźniony redaktor składa mu niezwykłą propozycje. Ma poprawić powieść napisaną przez siedemnastolatkę, o dziwnym tytule "Powietrzna poczwarka". Wkrótce autor poznaje samą autorkę Fukaeri. Dziewczyna jest trochę dziwna. Może nawet wygląda na trochę opóźnioną, przy tym jest bardzo ładna, taką oryginalną, niepokojącą urodą. Ona też, mimo, że taka młoda, ma ciekawą przeszłość. Tengo zafascynowany  "Powietrzna poczwarką" poznaje powoli historię życia Fukaerii, i  banalnie napiszę, że okazuje się, że niektórych historii może lepiej nie poznawać.



(1) 1Q84. T.1 / Haruki Murakami. Warszawa : Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, 2010, s. 34.
(2) 1Q84. T.2 / Haruki Murakami. Warszawa : Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, 2010, s. 335.

(3) 1Q84. T.2 / Haruki Murakami. Warszawa : Warszawskie Wydawnictwo Literackie Muza, 2010, s. 223.

środa, 17 lipca 2013

Najlepsze seriale detektywistyczne

Postanowiłam napisać ten post z kilku powodów. Przede wszystkim dla samej siebie, żeby mogła w każdej chwili sobie przypomnieć, co już widziałam, albo który serial próbowałam oglądać, ale nie do końca mi odpowiadał. Po drugie dla osób takich jak ja, które bezskutecznie szukały propozycji dobrych seriali detektywistycznych na polskich forach internetowych. Po trzecie mam nadzieje, że znajdzie się osoba, która po obejrzeniu mojej listy, odnajdzie na niej swoje ulubione tytuły i sama zaproponuje mi coś ciekawego do obejrzenia, bo i coraz trudniej znaleźć mi coś nowego. Jeżeli będę chciała dołączyć nowy tytuł, to uzupełnię ten post, bez tworzenia nowego. Tak będzie wygodniej.

Jakich seriali nie będzie na pewno na mojej liście? Przede wszystkich polskich. Nie interesują mnie też seriale bardzo brutalne, ani te których akcja rozgrywa się głównie w prosektorium. Odpadają seriale dla widzów o mocnych nerwach. Wolę takie, w których najważniejsza jest zagadka, detektywi dochodzą do rozwiązania dzięki dedukcji, a najlepiej jeszcze, żeby serial był choć trochę zabawny.

Chciałabym podziękować autorowi tego wpisu, bo to jedyne zestawienie z jakiego skorzystałam. Mam nadzieję, że moja lista też się komuś przyda.
Zaczynamy! Lista naszych ulubionych seriali, tych, których obejrzeliśmy wszystkie sezony i chcielibyśmy skandować: jeszcze, jeszcze!

Detektyw Monk (2002-2009) - Adrian Monk, ze swoją obsesją natręctw potrafi być bardzo irytujący. Nie wiadomo jak jego osobista pielęgniarka i psychiatra z nim z nim wytrzymuję. Nie da się jednak ukryć, że jest  przy tym znakomitym detektywem. Sposób w jaki dochodzi do rozwiązania sprawy czasami wygląda jak magia. Tak pomysłowi są przestępcy z którymi ma do czynienia. Jeżeli chodzi o innych bohaterów serialu, to naszym ulubieńcem jest oficer Randy - niewątpliwie akcent humorystyczny serialu. Odcinek w którym Monk pod przykrywką wstępuje do sekty a potem próbuje nawrócić Randiego - obłędny :)

New Amsterdam (2008) - niestety jest tylko jeden sezon. Jeżeli jesteście fanami serialu Gra o Tron, to wart wspomnieć, że bohatera serialu gra ten sam aktor, który wcielił się w rolę Jaimiego Lannistera, czyli Nikolaj Coster-Waldau. John Amsterdam jest  śledczym wydziału zabójstw. Poza tym jest... nieśmiertelny. Ciąży nad nim klątwa. John nie zestarzeje się i nie umrze dopóki nie pokocha naprawdę. Amsterdam imał się wielu zawodów, w końcu
został agentem CIA. Poszukiwanie prawdziwej miłości to motyw przewodni serialu, a każdy odcinek to oczywiście kolejna rozwiązana sprawa. W jego pracy pomaga mu  wiedza i umiejętności zebrane przez, bagatela, 400 lat życia. To naprawdę był dobry pomysł, szkoda, że przerwano produkcje serialu.
 
Detektyw Murdoch (2008-) - to serial detektywistyczny w stylu retro. Przenosimy się do Toronto do roku 1890. Koniec XIX wieku, to czas wynalazków. Detektyw William Murdoch wykorzystuje w swojej pracy ostatnie osiągnięcia techniki, ale sam jest jest również wynalazcą. Za pomocą ówczesnej technologii tworzy prototypy znanych nam urządzeń.  William jest eleganckim i przystojnym mężczyzną za którym oglądają się kobiety.  Jedną z nich jest koronerem, rzecz niezwykła w tamtych czasach. To Julia Ogden. William zakochuje się, ale ich wzajemne relacje szybko się komplikują. Ten serial to też gratka dla fanów filmów kostiumowych. Ach te długie suknie i urocze drobiazgi.

Życie na Marsie (2006-2007) - nie, to nie serial sci-fi, choć początek może mylić. Tytuł wziął się od tytułu przeboju z lat 70-tych. To miniserial BBC, jedyny z wymienianym przeze mnie seriali, który oglądała dwa razy. Sam Tyler, pracownik policji w Manchester zostaje potrącony przez samochód i... budzi się w 1973 roku. Przy sobie ma dokumenty, z których wynika, że został przydzielony do pracy w miejscowym komisariacie. To to samo miejsce w którym pracował ponad 40 lat później, tylko no właśnie - zupełnie odmienione przez realia tamtego okresu. Sam początkowo myśli, że to żart, a może halucynacje. Jednak co rano budzi się w pokoju ze starym telewizorem i stylistyką lat 70-tych. Bez przerwy wpada w kłopoty, bo nie może się przestawić na sposób myślenia ludzi, którzy byli policjantami w czasach, kiedy on był jeszcze małym dzieckiem.  Komendant Hunt (typ brutalnego macho)  ma do niego dużo zastrzeżeń, ale jednemu nie może zaprzeczyć: Sam jest świetnym detektywem.

Ashes to ashes (2008-2009) - to kontynuacja Life on Mars. Tytuł to tez nawiązanie do znanego przeboju. Tym razem mamy lata 80-te, a trafia do nich pani psycholog Alex Drake. Alex jest w trochę lepszej sytuacji, bo była lekarzem Sama, choć oczywiście uważała całą historie, za jedną wielką bzdurę, a tymczasem niespodziewanie sama staje oko w oko z komendantem Huntem. Ja wolałam oglądać "Life on Mars" z przystojnym Johnem Simmem, mój mąż" Ashes to ashes" z długonogą Keeley Hawes jako Alex Drake. Co kto lubi. Jednak warto oglądać po kolei.

Life (2007-2009) - kolejny świetny miniserial BBC. Charlie Crews, po 12 latach przebywaniu w więzieniu za zbrodnie, której nie popełnił, zostaje uniewinniony. Otrzymuje olbrzymie odszkodowanie i zamiast zaszyć się na plaży na Karaibach wraca do pracy w policji. Oczywiście jest teraz zupełnie innym człowiekiem. W dodatku bardzo bogatym. Może pozwolić sobie na dystans, czy nawet odrobinę cynizmu. Najwyraźniej jednak potrzebuje tej pracy i nadal jest świetnym detektywem.

Veronika Mars (2004-2007) - akcja serialu rozgrywa się w amerykańskim ogólniaku. Uczniowie, to dzieci bogatych i sławnych rodziców. Nie zrażajcie się jednak, to naprawdę serial detektywistyczny, w dodatku bardzo dobry. Wątek miłosny też oczywiście jest, i trochę faktów z życia ogólniaka, ale przede wszystkim mamy zagadki do rozwiązania. Każdy sezon ma swój motyw przewodni, który w ostatnim odcinku znajduje rozwiązanie. Bardzo to miłe ze strony scenarzystów. Bohaterką jest tytułowa Veronika, córka detektywa. Pomaga ojcu w pracy, oczywiście nieoficjalnie. Przy okazji dorabia sobie załatwiając różne zlecenia od kolegów ze szkoły.

Magia kłamstw (2009-2011) - Dr. Cal Lightman jest specjalistą od odczytywania mowy ciała. Dostrzega grymasy twarzy zupełnie niewidoczne dla osób niewtajemniczonych. Na ich podstawie jest w stanie stwierdzić jakie uczucia kryją się naprawdę w sercach przesłuchiwanych osób. Serial specyficzny. Pokochacie go od pierwszego odcinka, albo postać grana przez Tima Rotha was odrzuci. Ale spróbować warto.

White Collar (2010 - 2013) - jeżeli jakiś serial można byłoby  nazwać rodzinnym, to chyba ten. Średnia ilość trupów na sezon - jeden, no może dwa ;) Neal Caffrey zanim trafił do więzienia był znanym oszustem. Teraz dostaje drugą szansę od agenta FBI Petera Burke. W zamian za wolność ma odtąd pomagać agencji. Peter jest jego opiekunem. Stanowią razem ciekawą parę. Peter - rozsądny, ustatkowany, praworządny ; Neal - niebieski ptak, za to niezwykle uzdolniony. Wspomniałam już, ze trupów w serialu jak na lekarstwo. Neal i Peter tropią oszustów podatkowych, złodziei, fałszerzy. Ludzi w białych kołnierzykach (w języku angielskim to określenie, na pracowników umysłowych).

Sherlock (2010-) - wersja BBC oczywiście, z obłędnym Benedyktem Cumberbatchem w roli Sherlocka Holmesa. Detektyw Holmes jest ekscentrykiem, z którym prywatnie nie sposób wytrzymać. Oczywiście doktor Watson daje radę, ale to wyjątek. Żałuję tylko, że sezony takie krótkie!
Death in Paradise (2011-) Jeżeli macie ochotę na serial w stylu powieści Agaty Christie, to będzie dobry wybór. Inspektor Richard Poole został przeniesiony z Londynu do komisariatu na jednej z wysp karaibskich. Może kto inny pomyślałby sobie, że wreszcie jest na zasłużonych wakacjach, ale nie policjant Poole. W największe upały chodzi w eleganckim garniturze i znajduje mnóstwo powodów do narzekań. No chociażby herbata, okropieństwo, zupełnie nie to co w Londynie. Sprawy jednak rozwiązuje bezbłędnie. Jak bohater powieści A. Christie - Herkules Poirot,  zbiera zainteresowane osoby w jednym miejscu i tłumaczy wszystkim, że to co widzieli, tak naprawdę było zupełnie czymś innym, a mordercą jest...

Castle (2009-) Tym razem bohaterem jest nie policjant, ani agent służb specjalnych, tylko... pisarz. Richard Castle, zarobił krocie na sprzedaży swoich powieści kryminalnych. Ma talent, ale potrzebuje muzy. Dzięki znajomości z burmistrzem dostaje możliwość obserwowania pracy detektyw Kate Beckett. Kate nie jest zachwycona, że wszędzie musi za sobą ciągnąć Richrada. Castle działa jej na nerwy. On sam czuje się w nowej sytuacji doskonale, funduje sobie nawet kamizelkę kuloodporną z napisem "writer". Jego pomysły są szalone, ale niektóre z nich o dziwo się sprawdzają.

Na koniec lista seriali porzuconych. Czasami obejrzeliśmy nawet po całym sezonie, ale porzuciliśmy go na zasadzie: może do niego wrócimy jak nie będzie niczego lepszego:
Burn notice
Mentalist
The killing
Copper
Unforgettable

Teraz testujemy: Elementary, Psych, Criminal Minds, Morderstwa w Midsummer. Za jakiś czas pewnie dołączymy je do którejś z list.

piątek, 5 lipca 2013

Armada - Polowanie

Byłam pewna, że "Ostateczna rozgrywka" to ostatni tom serii, a tu proszę - niespodzianka.  Ostatnie tomy przed "Ostateczną rozgrywką" były trochę słabsze. Zastanawiałam się nawet czy nie przestać kupować Armady. Potem dowiedziałam, że został wydany tom ostatni, a głupio byłoby mieć cały cykl bez zakończeniu. Okazuję się jednak, że to jeszcze nie koniec. Widać za dobrze się sprzedawała, albo autorzy nie mogli jednak rozstać się ze swoją bohaterką. Tak więc bierzemy drugi oddech i zaczynamy nową opowieść, mam nadzieję, że będzie warto.

Navis z własnego wyboru zostaje bez stałego zatrudnienia, a z czegoś trzeba żyć. Dlatego zgłasza się do konkursu ogłoszonego przez właściciela niewielkiej asteroidy. Ma tam stanąć rozległa posiadłość, ale najpierw trzeba ją oczyścić z drapieżników. Navis jest w marnej sytuacji finansowej, postanawia więc sobie dorobić.

Ten tom można w zasadzie czytać samodzielnie, bez znajomości poprzednich. Autorzy pewnie "biorą rozbieg". Dla niewtajemniczonych, Armada to seria science-fiction, która ma już w tym momencie 15 tomów. Podziwiam twórcę rysunków za bogatą fantazję, dzięki której zaludnia statki Armady niezliczoną ilością istot rozumnych wyglądających jak na obce istoty przystało oryginalnie, czasami dziwacznie, często niepokojąca. Oto kilka przykładów:

W 14 tomie pojawił się super zabójca. Obcy z Nostromo przy nim to doprawdy niegroźne stworzenie.


Kolekcjoner, jeden z nielicznych ocalałych przedstawicieli swojej rasy, o niezwykłych zdolnościach telepatycznych. Prywatnie miłośnik kobiecych (?) kształtów.


Czy międzygalaktyczna terrorystka.

"W trybach rewolucji", czyli część trzecia to nadal moja ulubiona część Armady. Może dlatego, że czytałam ją jako pierwszą, a może jest po prostu dobra. 

środa, 3 lipca 2013

Zaduszki - Rutu Modan

Przyłączam się do chóru pochlebnych opinii - ten komiks jest po prostu świetny. Trochę nostalgiczny, ale przede wszystkim zabawny i ciepły.

Mika towarzyszy w podróży do Warszawy swojej babci Reginie. Starsza pani oficjalnie przyjeżdża aby odzyskać przedwojenną posiadłość a naprawdę... cóż nie będę zdradzać. Powiem tylko, że na stronie przedtytułowej autorka Rutu Modan umieściła motto: "Rodzinie niekoniecznie mówi się całą prawdę i nie znaczy to, że się kłamie". A prawda potrafi być bardzo ciekawa. Babcia Regina jeszcze na lotnisku bardzo pewna siebie, nagle w po przejrzeniu książki telefonicznej w hotelowym pokoju robi się niespokojna. Mika zaczyna nawet podejrzewać ją o atak histerii. Martwi się o babcię, tym bardziej, że ta  chętnie znika jej z oczu. Sprawia wrażenie jakby chciała pozbyć się wnuczki. Na szczęście Mika nie ma czasu na zamartwianie się, bo sama nawiązuje nową znajomość. Obie panie Segal przeżyją w czasie tej podróży niezwykle emocjonujące chwile. Zachęciłam? Mam nadzieje, że tak.

Jeden z zabawnych fragmentów:




Zaduszki / Rutu Modan
Kultura Gniewu, 2013.

sobota, 29 czerwca 2013

Daógópak: księga pierwsza: Anatolijskie tournée

Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ten gadający wieprz. Doprawdy, zupełnie nie wiem po co w scenariuszu te dwa gadające zwierzaki. Może  postacie świni opijusa i gąsiora samochwały miały dodać szczyptę humoru do komiksu. Dla mnie jednak ten rubaszny humor  jest ciężkostrawny. Akcja nic by nie straciła bez tych dwóch figur, a moim zdaniem jeszcze zyskała. Dobrze, ale od początku.

"Anatolijskie tournée" zostało wydane przez Nebeskey, projekt wydawniczy, który ma za zadanie przybliżyć komiks ukraiński, najlepiej opowieści zawierające elementy mitów, legend i historii Ukrainy.

Dwóch kozaków: Oleś i Taras rusza w podróż, aby ocalić swoich rodaków z niewoli u sułtana. Ta para, to coś jak Kmicic z Zagłobą, tyle, że ten drugi nie taki zabawny, a pierwszy nie aż tak narwany. Postać kobieca oryginalna, jak na opowieść z Siczy, bo to kobieta-wojowniczka Ari-San. Ciekawe czy to wpływ powieści Akunina? Tak się tylko zastanawiam, wprawdzie tam wojownikiem obrońcą był Japończyk, a nie Japonka, ale idea ta sama. Nie pomyślcie sobie tylko, że ten komiks mi się nie podobał. Wręcz przeciwnie. To bardzo porządna przygodówka. Tylko ta świnia nieszczęsna, a mogłoby być tak pięknie.

piątek, 28 czerwca 2013

Świat czarownic - Andre Norton

Kupiłam, bo i grzechem byłoby nie nabyć książki za dziesięć złotych, tym bardziej, że to ponoć klasyk. Andre Norton to tak naprawdę Alice Norton. Ponoć inna amerykańska pisarka Ursula Le Guin długo jej miała za złe ten literacki pseudonim. Bo jak to tak? Ona walczyła dzielnie z opinią, że kobiety nie piszą dobrej fantastyki, a Alice poszła na łatwiznę. Trzeba pamiętać, że mówimy o latach sześćdziesiątych. 

Świat czarownic, to pierwszy tom dłuższego cyklu Estcarp. Bohater powieści Simon niespodziewanie przenosi się do innej rzeczywistości. Skoro to fantastyka, to ten drugi świat jest pełen magi. Żyje na nim kilka ras ludzi różniących się wyglądem i umiejętnościami. Simon staje się obywatelem Estcarpu, tytułowego świata czarownic. Jego umiejętności byłego żołnierza  nie idą na marne, bowiem nadciąga zło, klasycznie zresztą z północy. Mieszkańcy Estcarpu muszą przygotować się do wojny.

Powieść na dwa wieczory, wartka akcja, ciekawie skonstruowany świat (dobrze, że jest mapka). Wątek miłosny dość oczywisty. Jak dla mnie wybrance serca Simona trochę brak osobowości. Tego skąd pochodzą przybysze z północy można w zasadzie łatwo się domyślić. Chociaż może się zdziwię, nie wiem. Przecież to dopiero pierwszy tom. Wolałabym mniej magi, a więcej polityki, ale to pewnie wpływ "Gry o tron".  Świat stworzony przez panią Norton ma potencjał, mam nadzieję, że dalej będzie tylko lepiej.

środa, 5 czerwca 2013

Wszystko dla pań - Emil Zola

Warto wracać do klasyki. Przynajmniej raz do roku, najczęściej w porze jesienno zimowej mam nabieram ochoty na dziewiętnastowieczną powieść realistyczną. Zwykle był to Balzac, teraz postanowiłam spróbować z Zolą i to był znakomity wybór!

Naprawdę lubię te szczegółowe opisy pomieszczeń, ulic czy garderoby. Z lektury Ojca Goriot, pierwszej tego typu powieści, którą przeczytałam,  zapamiętałam najlepiej opis pokoju śniadaniowego w pensjonacie, w którym zatrzymał się Rastignac, a dokładnie porcelanowej zastawy śniadaniowej, z której jedna filiżanka miała uszczerbiony brzeg. To ciekawe, bo zwykle zupełnie nie mam pamięci do szczegółów. Ale wracając do powieści. Tutaj mogłam nacieszyć się  do woli opisami wystaw, stoisk, w końcu  damskiej toalety. W końcu to opowieść o narodzinach wielkich magazynów handlowych i śmierci drobnych handlarzy. "Wszystko dla pań" to nazwa magazynu założonego przez bezwzględnego i jednocześnie genialnego młodego wdowca Oktawiusza Mouret.

Oktawiusz zainwestował w sklep majątek swojej zmarłej żony (podobna historia jak w "Lalce" Prusa). I podobnie jak Stasiu Wokulski okazał się być genialnym przedsiębiorcą. Dla jednych jego sklep Wszystko dla pań był szansą na przeżycie, dawał bowiem zatrudnienie setkom osób, dla drobnych sklepikarzy jednak stał się przekleństwem. Zrujnował bowiem okoliczne sklepy z damską odzieżą. Zola zadał sobie wiele trudu, żeby opisać jak to wszystko funkcjonowało. W jaki sposób Mouret manipulował klientami i personelem własnego sklepu. Jak budował potęgę. Jest oczywiście i wątek miłosny - jak z bajki o Kopciuszku. W sklepie podejmuje pracę uboga sierota Denise. Co dalej łatwo się domyśleć. 

Dlaczego warto przeczytać? Świetne opisy charakterów różnych postaci. W powieści mamy i zakuhopoliczki, surowe gospodynie domowe, cyniczne damy i drobnych cwaniaczków.  Dodatkowo, jak ktoś lubi bajki o ubogich niewiastach o złotym sercu i bogatych draniach, to powieść Wszystko dla pań jest jak znalazł. Ja przy czytaniu bardzo dobrze odpoczęłam.

wtorek, 4 czerwca 2013

Spryciarz z Londynu i Długa Ziemia - Terry Pratchett

Dzień dobry po dłuższej przerwie. Jest teraz ze mną przyczyna mojej nieobecności,  czyli moja kochana trzymiesięczna córeczka. Będę pewnie teraz rzadziej, choć oczywiście będę się starała tu zaglądać.

Zastanawiałam się przez jakiś czas, czy warto czytać powieści spoza Świata
Dysku. Próbowałam wcześniej z kilkoma tytułami wydanymi przez Rebis i nie byłam szczególnie zachwycona. Przeczytałam jednak pozytywne recenzje w "Nowej Fantastyce" i postanowiłam jednak dać szanse i
Długiej Ziemi i Spryciarzowi. Porównanie wyszło na  korzyść tego pierwszego tytułu.

Spryciarz z Londynu to powieść przygodowa, której akcja dzieje się w dziewiętnastowiecznym Londynie. Terry Pratchett napisał w posłowiu, że chciał pokazać Londyn z czasów, kiedy był on bardziej niebezpieczny niż Nowy Jork. Gangi nowojorskie to było ponoć nic w zderzeniu z tymi z londyńskich zaułków. Dodger, bohater powieści żyje z tego, co znajdzie w kanałach miasta. Nie narzeka na swój los. Jest sprytny, bardzo utalentowany, ale i miłosierny. Zdarza mu się pomóc nieznajomym w potrzebie, co przysparza mu sławy i przyjaciół. Ratuje też damę w potrzebie, piękną Symplicję, a potem jego życie nabiera tempa. Nie powiem całkiem przyjemna lektura, nawet kilka razy się uśmiałam. Mimo tego czegoś mi brakuje.

Długa Ziemia należy do opowieści, które rozbudzają wyobraźnię. Znaleźliśmy się w rzeczywistości w której istnieje nieskończenie dużo równoległych Ziem, w dodatku niezamieszkałych przez ludzi. Każdy kto posiada kroker, proste urządzenie z ziemniakiem w środku, może ruszyć na jego podbój. Jeżeli jesteś fanem dinozaurów, proszę bardzo, mamy świat dla ciebie. Jesteś samotnikiem? Nie ma sprawy, musisz tylko "odejść" bardzo, bardzo daleko. Niektórzy mają ułatwione zadanie i nie potrzebują do przekraczania nawet krokera, to naturalnie kroczący. Jednym z nich jest Joshua i to z nim przemierzamy kolejne światy w poszukiwaniu... no cóż odpowiedzi. Tymczasem rodzi się coraz więcej pytań. I tak jest ciekawie ;)


czwartek, 7 lutego 2013

Cosmopolis - Don DeLillo

"- Twój genius i twój animus zawsze były złączone - rzekła. - Twój umysł rozkwita na glebie wrogości wobec innych ludzi. Tak samo twoje ciało, jak mi się wydaje. Zła krew daje długie życie".

Powieści postmodernistyczne to dla mnie ciężki orzech do zgryzienia. Znowu czuje się kompletnie zagubiona. Zastanawiam się też, w jaki sposób twórcy dali radę zrobić z tego film, a przecież tak się stało. Tym bardziej, że film nie jest w stanie oddać tego co najbardziej podobało mi się w Cosmopolis, czyli samego języka.

"Wyszukiwał wiersze składające się z czterech, pięciu, sześciu linijek. Analizował treść, wnikając myślą w najmniejszą aluzję, a jego uczucia zdawały się krążyć w białej przestrzeni dokoła liter. Były znaki na stronie, ale była też sama strona. Biel była istotna dla duszy wiersza". 

 Akcja powieści rozgrywa się głównie we wnętrzu limuzyny. Przewijają się przez nią ludzie, za oknem tłumy witają prezydenta, żegnają gwiazdę rapu, podkładają bomby i dokonują aktów zniszczenia. Limuzyna wolno porusza się w korku. Przestrzeń limuzyny jest pełna ekranów, zbierających informację z całego świata. Świat płynnej rzeczywistości i cyberkapitalizmu (pojęcia wzięte z samej powieści).  Limuzyna Erica, niezwykle uporządkowanego młodego multimiliardera sunie przez chaos otaczającego go świata. Dla niego wszystko ma sens przeliczalny na szeregi cyfr i geometryczne wzory.  Przypadkowość pewnych zdarzeń zaburza zaburza bezpieczny świat Eryka.

Książka wydana przez Noir Sur Blanc zawiera posłowie Jerzego Jarniewicza. Po przeczytaniu jej zorientowałam się, że trafnie odczytałam niektóre  z przyczyn zachowania Eryka, jednak nie czuje się w pełni usatysfakcjonowana. Chyba wszystkiego tutaj nie zrozumiałam. Ciężka sprawa z tym postmodernizmem.

wtorek, 5 lutego 2013

Pełnia życia panny Brodie - Muriel Spark


"Sandy zaczęła niejasno przeczuwać posunięcia panny Brodie, która pasowała siebie na męczennice w sposób tak szczególny, ze znacznie bardziej egzotyczną pasją samobójczą, niż gdyby zaczęła po prostu pić jak inne stare panny, którym obrzydło już staropanieństwo".

"Nie należy uważać, że panna Brodie w tym okresie swojej pełni stanowiła zjawisko wyjątkowe albo że (są to rzeczy względne) była w jakiś sposób nienormalna. [...] Istniały całe zastępy podobnych do niej w latach trzydziestych - kobiet po trzydziestce, skazanych przez wojnę na staropanieństwo, które urozmaicały sobie  odkrywczymi podróżami w dziedziny nowych idei i ożywioną działalnością artystyczną, społeczną, pedagogiczną czy religijną".

Panna Brodie, nauczycielka klas podstawowych w prywatnej szkole starannie dobrała sobie grupę swoich pupilek. Zawsze uważała siebie za osobę wyjątkową. Wysoko nosiła głowę i patrzyła z góry na inne koleżanki nauczycielki. Postanowiła, że sama wychowa swoje przyszłe powiernice. Przekonana o słuszności swoich poglądów, próbowała je skutecznie wszczepić w umysły swoich podopiecznych. Historie z jej  życia i własne doświadczenia uważała za równie ważne w edukacji młodych kobiet jak istotne fakty z historii Szkocji. Myślę, że bardzo ważny jest fragment w którym panna Brodie mówi, że "bezpieczeństwo nie jest najważniejsze. Najważniejsze jest Dobro, Prawda i Piękno". Jej wychowanice miały być przebojowe i odważne, a przy tym uduchowione. Jeżeli przez odrzucenie bezpieczeństwa, panna Brodie rozumiała odwagę samodzielnego stanowienia o swoim życiu (a nie zdawanie się na opinie innych), byłoby to nowatorskie podejście do kształcenia. Jednak sama  próbuje  wpłynąć na decyzje życiowe swoich uczennic, a przez to jej poglądy tracą na wiarygodności. Panna Brodie posuwa się w końcu do manipulacji. Jej pupilki jednak dojrzewają i nie są już tak podatne na wpływy, nawet kobiety o tak silnej osobowości. W końcu jedna dopuszcza się "zdrady".  Czy  można to nazwać  zdradą, czy przejawem dojrzałości?

W cytacie, który umieściłam na początku, jedna z jej uczennic Sandy nazywa swoją nauczycielkę męczennicą. Jest to ten rodzaj męczeństwa, który był jak najbardziej do uniknięcia, wybrany z pełną tego świadomością. Panna Brodie tworzy własną legendę. Nikt nie ma prawa pomyśleć, że jest zwyczajną osobą. O nie, ona jest muzą artystów, wyrocznią dla dojrzewających kobiet, z romantyczną przeszłością i odważnymi poglądami. Dlaczego męczennica? Panna Brodie wielokrotnie podkreśla swoje poświęcenie na rzecz kształcenia młodych kobiet. Jej posłannictwo jest ważniejsze, niż życie prywatne, ważniejsze niż możliwość ułożenia sobie życia. Patrzcie jak ja się poświęcam dla waszego szczęścia - mówi do swoich dziewczyn. To też przecież jest rodzaj manipulacji. Dałam wam tyle, zdaje się mówić panna Brodie, jesteście więc mi coś winne.  Jaka jest  panna Brodie? Niezwykła, pociągająca femme fatale, sprytna manipulatorka czy może trochę śmieszna kobieta w średnim wieku z pretensjami do życia? Na pewno udało jej się jedno. Na długo pozostała w pamięci swoich uczennic.

wtorek, 22 stycznia 2013

W krainie purpurowych obłoków - A. & B. Strugaccy

Niestety książka braci Strugackich W krainie purpurowych obłoków należy do tych powieść fantastyczno-naukowych, które są już obecnie ciężkostrawne.
Powieść została wydana w 1959, w czasach w których autorzy starali się wykazać wiedzą techniczną i astronomiczną. Jednym słowem udowodnić, że wiedzą o czym piszą. W krainie purpurowych obłoków składa się z trzech części. I tak pierwsza  z nich "Siódmy poligon" to opis poligonu badawczego ukrytego w radzieckiej tajdze. Dowiadujemy się jak funkcjonuje taka instytucja, poznajemy opis Malucha, czyli prototypu pojazdu, który ma być wysłany na Wenus i zasady funkcjonowania rakiety fotonowej, oraz oczywiście dostajemy garść informacji o stanie wiedzy o Wenus jako takiej. Poznajemy też bohaterów: Aleksandra Bykowa, specjalistę od pustyń, dwóch geologów: Włodzimierza Jurkowskiego i Dougego, Bogdana Spicyna - pilota, Michała Krutikowa - nawigatora i wreszcie samego dowódcę Anatola Jermakowa. Załoga ma wyruszyć w podróż na Wenus w nowym typie statku kosmicznego  z silnikiem fotonowym - Hiusie. Wcześniej odbyło się już kilka wypraw na tę planetę. Wszystkie skończyły się niepowodzeniem. Te statki, które wylądowały na powierzchni planety przepadły bez wieści. Misja wygląda więc w zasadzie na samobójczą. Dlaczego członkowie załogi zdecydowali się więc na wzięcie w niej udziału? Nie wiadomo, a przynajmniej nie oczekujmy, że znajdziemy na to odpowiedź w samej książce. Autorzy wspomnieli, że dowódca Jermakow "zawziął się". Brał już udział w kilku ekspedycjach na Wenus nigdy jednak nie dostał szansy na wylądowanie na jej powierzchni. Bykow ma za sobą jakąś niejasną historie miłosną, nie wyglądającą jednak na zbyt melodramatyczną. Co do reszty, naprawdę nie wiadomo po co się tam pchają.

W drugiej części "Kosmos i ludzie" nasi bohaterowie lecą. Lecą i lecą, Jurkowski czyta swoje wiersze, dowódca rozmawia z twórcą Hiusa i dowiaduje się, że głównym celem misji nie jest jak wcześniej przypuszczał sprawdzenie jakie  rzadkie minerały znajdują się na Wenus, ale to, żeby Hius w ogóle wrócił z misji. Krajuchin, który nadzoruje misję z Ziemi wierzy w siłę Hiusa, ale ma wielu wrogów. Musi udowodnić, że fundusze, które pozyskał poszły na właściwy cel. Zaczynają się problemy z połączeniem radiowym i promieniowaniem kosmicznym, które dostaje się do wnętrza statku i stwarza zagrożenie dla życia pasażerów. Nie jest to może sytuacja jak z "Houston, mamy problem", ale kosztuje dowódce statku trochę nerwów.

W trzeciej części "Na granicy Uranowej Golkondy" nasi bohaterowie wreszcie lądują na Wenus. Pierwsze zaskoczenie to sama powierzchnia planety. Spodziewali się pyłu, a tu proszę... Patrz okładka rosyjskiego wydania. W powieści wreszcie zaczyna się coś dziać, tyle, że nie za dużo. Bo i na planecie nie ma za wiele do oglądania. Tylko geolodzy są zadowoleni. Oczywiście dochodzi do dramatycznych wydarzeń, choć nie czytałam tych stron z wypiekami na twarzy. Może dlatego, że nie miałam szansy polubić bohaterów. Za mało się o nich dowiadujemy. Aha i jest jeszcze zagadka czerwonych kręgów - przyczyny niepowodzenia ostatniej misji. Nie spodziewajmy się jednak żadnych fajerwerków.

Podsumowując, braci Strugackich warto czytać, choć nie należy zaczynać od tej powieści. Są dużo lepsze.

Książka przeczytana w ramach wyzwania:

 

Perswazje - Klub Jane Austen

"Perswazje" jest ostatnią w pełni ukończoną przez autorkę powieścią. Została napisana w latach 1815-16 i opublikowana dwa lata później. Jej bohaterka dwudziestosiedmioletnia Anne Elliot, pochodzi z arystokratycznej rodziny. Jej ojciec to próżny Sir Walter Elliot, właściciel posiadłości Kellynch Hall. Jako 19-letnia dziewczyna Anne zakochuje się z wzajemnością w młodym marynarzu Fryderyku Wentworth. Jej matka chrzestna i najlepsza przyjaciółka Lady Russell odradza jej jednak zaręczyny z człowiekiem, którego przyszłość jest niepewna. Anne z ciężkim sercem przyznaje jej rację i zrywa zaręczyny. Mijają lata, a Anne nadal jest sama i ma coraz mniej widoków na zamążpójście. Jej uroda gaśnie. Tymczasem w wyniku problemów finansowych rodzina Anne musi przenieść się do Bath i wynająć posiadłość. W jej rodzinnym domu ma zamieszkać admirał Croft z małżonką, którą jest siostrą kapitana Wentwortha. Nasza opowieść o miłości może się rozpocząć. Co wyróżnia Perswazje spośród innych powieści Jane Austen?


Nowy typ kobiecej bohaterki:
Pani Croft, żona admirała Crofta nie ma stałego domu, ani dzieci. Towarzyszy swojemu mężowi w trudach żeglugi. Razem z nim zwiedza świat. Jej wypowiedzi są poste i rzeczowe. Nie zajmują jej tylko sprawy "kobiece", bo obraca się głównie wśród mężczyzn. Nie jest damą w potrzebie, którą trzeba ratować, to ona może poratować cię w razie potrzeby, jest opanowana, przedsiębiorcza i opiekuńcza. Jest zwiastunem nowej epoki w którą wierzyła bohaterka Jane Austen. Jej świat miał się zmienić właśnie dzięki marynarce, dzięki awansom ludzi z niższych sfer, ożywieniu skostniałego systemu klasowego. Miał być to świat nowych możliwości. Myślę, że można śmiało założyć, że pani Croft stała się wzorem dla Anne, w końcu w którymś momencie mówi, że małżeństwo państwa Croft, to jedyna szczęśliwa znana jej para małżeńska.

W powieści pojawia się też samotna, ale w pełni samodzielna kobieta - pielęgniarka Rooke. Podkreślony jest jej profesjonalizm, a nie służebna rola zawodu. Jane Austen miała już prawie 40 lat, kiedy zaczynała pisać Perswazje. Czy miało miało to wpływ na pojawienie się w niej takich postaci jaki pani Rooke? Całkiem możliwe, że tak. Pani Rooke pomaga innym, robi to z oddaniem, ale nie poświęca się. W dodatku jej pacjenci lubią słuchać jej opowieści. Jane Austen, niezamężna pisarka,  też jak tylko mogła starała się być użyteczna dla swojej rodziny, a wieczorami jej krewni zapewne z przyjemnością słuchali fragmentów jej twórczości.

Powieść o przygnębieniu i tęsknocie:
 Anne Elliott nie jest radosną bohaterką, taką jak Emma Woodhouse, czy Elizabeth Bennett. Anne nie  może oczekiwać pomocy, ani psychicznego wsparcia od swojej własnej narcystycznej rodziny. Matka nie żyje, a siostry odziedziczyły egoistyczne nastawienie do świata po swoim ojcu. Powieść Perswazje jest przepełniona jej tęsknotą za straconą szansą na prawdziwą miłość. Anne wielokrotnie przypomina sobie, że mimo tego, że kapitan Wentwortha znów pojawił się w jej życiu, to niczego nie musi to zmienić. Powstał między nimi mur nie do przebicia. Sama zresztą skutecznie uszczelnia wszelkie rysy w tym murze. Unika kapitana Wentwortha, jej umysł jest w stanie cichej rozpaczy, chronicznego przygnębienia.  Anne wycofała się, zamknęła w sobie, postanowiła nigdy nie dać poznać po sobie, jak bardzo przeżywa całą sytuację. A jej uczucia nadal są żywe, emocje bardzo silne. Na szczęście Anne poznaje nowych ludzi: przyjaciół kapitana, swojego kuzyna pana Elliota, odnajduje dawną szkolną koleżankę. To wszystko pozwala jej "przebudzić się", otrząsnąć z melancholii. Zmiany widać nawet na jej twarzy. Energia dodaje jej urody. W końcu udaje jej się pokonać melancholię, która trwała przecież osiem lat i podążyć własną ścieżką.

Warto zajrzeć:
1. Rzepka, Charles J. "Making It in a Brave New World: Marriage, Profession, and Anti-Romantic Ekstasis in Austen's Persuasion." Studies in the Novel 26.2 (Summer 1994): 99-120. Rpt. in Nineteenth-Century Literature Criticism. Ed. Kathy D. Darrow. Vol. 222. Detroit: Gale, 2010. Literature Resource Center

2. Dalton, Elizabeth. "Mourning and Melancholia in Persuasion.." Partisan Review 62.1 (Winter 1995): 49-59. Rpt. in Nineteenth-Century Literature Criticism. Ed. Kathy D. Darrow. Vol. 216. Detroit: Gale, 2010. Literature Resource Center

piątek, 18 stycznia 2013

Detektywów trzech

W dalszym ciągu szukam dobrej serii detektywistycznej.  Zaczęłam od Mordercy bez twarzy, pierwszej części o inspektorze Kurcie Wallanderze i mieliście rację czytało się świetnie. Chociaż muszę przyznać, że z kart powieści wyłania się obraz państwa w którym sama nie chciałabym mieszkać. W Mordercy bez twarzy pojawia się motyw nienawiści rasowej. Zupełnie inaczej to się czyta po wydarzeniach na wyspie Utoya. Wprawdzie akcja dzieje się w Szwecji, a nie w Norwegii ale to mimo wszystko blisko, a problemy pewnie podobne. Kurt ma osobowość i pewnie dlatego tak dobrze się to czyta. Niezłe zwroty akcji, wszystko logiczne. Tylko, że mrocznie i przygnębiająco. Już poluję na kolejne tomy.

Peter Diamond bohater powieści Detektyw Diamond i śmierć w jeziorze Petera Lovesey'a jest "niedzisiejszy". Nie ufa badaniom naukowym, ani komputerom. Powieść powstała 1991, to jeszcze autor mógł sobie na to pozwolić, teraz to świadczyłoby to raczej o braku kompetencji. Peter jest żonaty, co jest raczej rzadkością wśród bohaterów literackich rozwiązujących zagadki. Tyle, że postać żony nie wnosi nic do powieści. Peter ma bardzo dominującą osobowość, co zresztą przysparza mu kłopotów. Wcale się nie dziwie, w scenie przesłuchania, faktycznie wyglądało to tak, jakby wymuszał na przesłuchiwanym zeznanie. Niestety domyśliłam się mordercy  długo przed zakończeniem książki. Powieści brakuje "tego czegoś", nie trzyma w napięciu, chyba o to chodzi. Z budowaniem atmosfery też mogłoby być trochę lepiej. Książka otrzymała prestiżową nagrodę Anthony Award dla najlepszej powieści kryminalnej, więc może powinnam dać tej serii jeszcze jedną szansę, ale to jak nie będę miała niczego innego do czytania.

Komisarz Martin Beck prowadzi sprawę masakry pasażerów miejskiego autobusu. Nad sprawą pracuje oczywiście cały zespół, w tym ludzie spoza Sztokholmu. W końcu burmistrz obiecał pomoc najtęższych głów z całej Szwecji. Śledzimy posunięcia i decyzje każdej z nich. W tej powieści widać wyraźnie, że prowadzenie tak poważnej sprawy to praca zespołowa, a nie popis jednej osoby, nawet tak genialnej jak komisarz Beck. Śledztwo posuwa się powoli, zamach wygląda jak zbrodnia doskonała. Ośmiu zastrzelonych pasażerów nic ze sobą nie łączy, nieudolni funkcjonariusze drogówki, którzy pierwsi pojawiają się na miejscu zbrodni są wyjątkowo nieuważni i zacierają ślady. To jeden z moich ulubionych fragmentów:

- Gdzieś czytałam, że na tysiąc Amerykanów jeden lud dwóch to potencjalni masowi mordercy - powiedział Kollberg. - Ciekawe, jak to obliczyli.
- Badania sondażowe - wyjaśnił Gunvald Larsson. - To jeszcze jedna amerykańska specjalność. Chodzą po domach i pytają ludzi, czy nie mieliby ochoty na masowe morderstwo. I dwie osoby na tysiąc mówią: "Jasne, byłoby klawo".

Do serii autorów Maj Sjöwall i Per Wahlöö na pewno jeszcze wrócę.

wtorek, 15 stycznia 2013

Dobranoc, panie Holmes - Carole Nelson Douglas

Bardziej kojarzę Irene Adler z amerykańskiej adaptacji filmowej, niż z oryginalnych opowiadań o Sherlocku Holmesie (za dawno czytałam). Zostało mi wyobrażenie Irene jako kobiety pięknej, tajemniczej, niezwykle bystrej i bezwzględnej. Irene miała być kobietą niezależną, działającą na granicy prawa, a nawet czasami miała pracować dla tej "ciemnej strony". Panna Adler z powieści Carole Nelson Douglas jest przede wszystkim... miła. Miła, uczynna, wielkoduszna. Czasami, faktycznie kradnie ciastka z cukierni, ale czy to wielkie przestępstwo? Brakowało mi tej filmowej Adler. I bardzo współczułam jej książkowej współlokatorce Nell Huxleigh. Nell była córką duchownego i często patrzyła na wybryki Irene z wyżyn swojej wpojonej moralności. Ale po za tym też była młodą kobietą, spragnioną uczucia i zainteresowania. Niestety bogata osobowość Adele zawsze pozostawiała ją w cieniu. Niesprawiedliwe,  prawda?

Jeżeli ktoś się nastawił na spotkanie z Sherlockiem Holmesem, to jest go niestety w książce jak na lekarstwo. Dosłownie pojawia się nagle i równie szybko znika, nie wnosząc za dużo do samej akcji.


piątek, 11 stycznia 2013

Fistaszki zebrane

Zrobiliśmy sobie prezent na początek roku i kupiliśmy trochę komiksów, między innymi kolejny tom Fistaszków zebranych. W tym tomie znalazłam wreszcie mój ulubiony, zapamiętany z dzieciństwa pasek. Pisałam już kiedyś, że w dzieciństwie miałam wydanie Fistaszków serii Literatura na Świecie. Po tamtym egzemplarzu nie ma już oczywiście śladu. Ten który mam teraz kupiłam na Allegro. Przeczytałam we wstępie do tomu trzeciego bodajże, że Wydawnictwo Współczesne wydawca serii Literatura na Świecie nie miało praw autorskich do Fistaszków, więc je... przerysowano. W świetle dzisiejszego szumu dotyczącego piractwa tekstów książek brzmi to dość ciekawie.

Poniżej macie zdjęcie mojego ulubionego paska z Fistaszków w wersji Wydawnictwa Współczesnego z 1984 roku:




I oryginalny pasek w polskim tłumaczeniu, wydany przez Naszą Księgarnię:





Jak się pewnie domyślacie cała sytuacja była mi, jako dziecku, dziwnie znajoma ;)




środa, 9 stycznia 2013

Śmiertelne napięcie - Alex Kava

To moje pierwsze spotkanie z agentką specjalną FBI Maggie O'Dell. Książka do pochłonięcia w jeden wieczór. Nie ma się co spodziewać nagłych zwrotów akcji, ani szczególnie skomplikowanych portretów psychologicznych postaci. Właściwie to nie za dużo dowiedziałam się z powieści o Maggi, a szkoda. Wiem, że jest singielką po przejściach, która boi się zaangażować w nowy związek - czyli standardowy typ osobowości, dla bohaterki 30 plus. Jak na razie żadnych cech wyróżniających.

Muszę pamiętać o tym, żeby nie czytać notek z tyłu okładki powieści kryminalnych. Często za dużo zdradzają, co jest irytujące. Tym razem też tak było. Może nie były to aż tak istotne szczegóły, ale zawsze wiedziałam już kto zginie, kto ocaleje, bo podali liczbę trupów. Nieładnie.

Nie jestem pewna, że wrócę do serii z Maggie O'Dell. Ta powieść nie była zła, ale rewelacyjna też nie. Zobaczymy co mają do zaoferowania inni detektywi.

czwartek, 3 stycznia 2013

Walka kotów - Eduardo Mendoza

Zabrałam się z wydaną w ubiegłym roku kolejną powieść Eduarda Mendozy Walka kotów. Jak się dowiadujemy z okładki powieść ta otrzymała prestiżową nagrodę literacką Premio Planeta. Wydawca umieścił nawet notkę głoszącą: "Walka kotów to najwybitniejsza powieść uwielbianego na całym świecie hiszpańskiego pisarza Eduardo Mendozy". Niestety ja muszę przyznać, że w trakcie lektury bardzo się... wynudziłam.
Powieść opowiada o pewnym miejscu w określonym czasie, a dokładnie o Madrycie i jego mieszkańcach roku 1936. Do miasta, na zaproszenie pasera dzieł sztuki,  przyjeżdża specjalista malarstwa hiszpańskiego Anthony Whitelands. Poznaje bliżej rodzinę książęcą, przywódce Falangi, urzędników Ministerstwa Bezpieczeństwa, miejscowych policjantów, członków partii komunistycznej, prostytutki, szpiegów, wojskowych wysokiego szczebla, czyli jak widać robi wokół siebie dużo zamieszania.
Nie ma w tej powieści typowego dla Mendozy poczucia humoru, dostajemy za to garść informacji o życiu i twórczości Diego Velazqueza. Dla mnie to jednak stanowczo za mało.

środa, 2 stycznia 2013

2013 - Rok Janusza A. Zajdla

Magazyn Nowa Fantastyka ogłosił rok 2013 rokiem Janusza Zajdla. Jak stoicie z czytelnictwem jego powieści? Ja na razie przeczytałam 5 z jego książek i gdybym miała je uszeregować począwszy od tytułu, który zrobił na mnie największe wrażenie, to wyglądałoby to tak:

1. Paradyzja
2. Cała prawda o planecie Ksi
3. Limes Inferior
4. Cylider van Troffa
5. Wyjście z cienia

Jacka ulubioną powieścią jest bezapelacyjnie Limes inferior. Zastanawiam się czy na nasze wybory nie ma trochę wpływu kolejność czytania. Pierwszą powieścią Zajdla, z jaką się zetknęłam była właśnie Paradyzja. Zgodnie z artykułem w Nowej Fantastyce należę do trzeciej grupy czytelników Zajdla, czyli tych, którzy z jego twórczością zetknęli się już w XXI wieku, mając dostęp do bardzo wielu tytułów z gatunku sci-fi i fantasty. Powieści Janusza Zajdla zasługują na to, żeby zachęcać do ich czytania. Doskonale pokazuje mechanizmy manipulacji całych grup społecznych. Co z tego, że powieści powstały w latach 80-tych, pewne rozwiązania są ponadczasowe. A jak już pisałam gdzieś wcześniej, w sci-fi dla mnie najważniejszy jest pomysł.
Czytajmy Zajdla w 2013!

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...