O "Sezonie burz" krążą w sieci skrajne opinie. Postanowiłam przekonać
się sama, czy książka warta jest zakupu. I nie, nie stanie obok całej
serii przygód wiedźmina Geralda z Rivii.
Postać Wiedźmina
została ostatnio rozpopularyzowana przez grę komputerową, czytałam też o
planach nakręcenia serialu. Postaciami z gry komputerowej zostały nawet
przyozdobione okładki jednego z ostatnich wydań Sagi. Pamiętam, że na
spotkaniu autorskich, w którym uczestniczyłam, pan Sapkowski nie
wyglądał na zbyt zadowolonego takim rozwojem sytuacji. Nie to, żeby nie
cieszył się z zysków, ze sprzedaży praw autorskich, ale martwiło go, że
części młodych czytelników Gerald kojarzy się tylko z grą komputerową.
Nie słyszeli o pierwowzorze. Podejrzewam, że "Sezon burz" był próbą
przypomnienia o sobie.
Przebicie się przez pierwszą część
książki... to była udręka. Kilkukrotnie myślałam o tym, żeby dać sobie
spokój i oddać ją do biblioteki. Czułam się tak jakbym czytała mało
udany debiut literacki przypadkowego fana fantasy. Te wstawki
nawiązujące do teraźniejszości zupełnie tam nie pasowały. To co miało
być zabawne, wcale nie było śmieszne a czasami wręcz żenujące. Czyżby
sam autor męczył się niezmiernie tworząc ten tekst? Bo czytelnik zmęczył
się na pewno. Potem, gdzieś tak od połowy jest już lepiej. Akcja
zaczyna płynąć w miarę wartko, tak jakby pisarz przypomniał sobie jak to
należy robić. Jakby pierwsza połowa, to była tylko rozgrzewka. Ale w
takim razie, czy nie lepiej by było po skończeniu całości wrócić i
dopracować początek? Ciekawa jestem ile osób nie dotrwało do połowy książki. Mimo wszystko mam nadzieję, że skoro Sapkowski już się rozpędził, to powstanie kolejny tom, może tym razem lepszy.
Kij z Sapkowskim, odkurzyłaś bloga! Hura!
OdpowiedzUsuńBywaj częściej!