wtorek, 21 stycznia 2014

Dziewczyna z poczty - Stefan Zweig

"Czyż w długie puste przedpołudnia nie marzyłam, by kiedyś wreszcie zrzucić te bezsensowne kajdanki i wycofać się z tego morderczego wyścigu z czasem? I by wreszcie odpocząć, mieć dużo, dużo czasu, a nie, jak zawsze, tylko jego porwane strzępki, tak pocięte, że można skaleczyć nimi palce".
Christine jest skromną urzędniczką. Pracuje na poczcie, gdzieś w zapadłej dziurze. Dodatkowo opiekuje się chorą matką. I liczy, przelicza, każdego dnia dokładnie sprawdza, czy wystarczy jej pieniędzy na podstawowe potrzeby. "To za drogo, za drogo" - zdanie, które prześladuje ją od czasów wojny. To wegetacja, nie życie. Bez przyszłości, nadziei, marzeń. Nagle dostaje telegram od swojej ciotki, która zaprasza ją  na urlop do luksusowego kurortu. Tam Christine z Kopciuszka zmienia się z królową balu. Na te kilka dni staje się kimś innym. Chłonie życie zachłannie, pełną piersią. Podniecenie, radość i energia zdaje się rozsadzać ją od środka. Wszystko się zmienia, wszytko od teraz będzie inne. Musi się udać, przecież los nie może być taki okrutny. A może jednak...

JEŻELI KTOŚ NIE CZYTAŁ POWIEŚCI, TO NIECH NIE CZYTA DALEJ
 !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!


Mimo tego, że interpretacja zakończenia zależy chyba od nastawienia do życia czytelnika, a moje jest całkiem optymistyczne, to lektura ta zastawiała ciężki, depresyjny osad. Sprawiły to opisy, wspaniałe zresztą, życia w beznadziei i rozpaczy. Mimo, że to lata dwudzieste ubiegłego wieku, to opowieść Ferdinanda o swoich wędrówkach od pracodawcy do pracodawcy, wystawaniu w kolejkach w urzędzie pracy brzmią i dzisiaj znajomo. Myślę też, że nie ma znaczenia czy Christinie i Ferdinandowi się udało. Czy ukryli się we Francji i żyli długo i szczęśliwie, czy może oboje zakończyli życie w jakimś hotelu, a może jeszcze w pociągu. Ważne, że w ogóle spróbowali. Dali sobie nadzieję. To jest najważniejsze. Czy książka "Dziewczyna z poczty" chwali pracowitość i prawość? Nie w żadnym wypadku, nie. Raczej zdaje się potwierdzać teorie, że pierwszy milion trzeba ukraść. Jest może pochwałą życia rodzinnego? Nie bardzo. Scena w której rodzina przychodzi na pogrzeb z pustymi torbami na rzeczy matki jest bardzo wymowna. Nie przypominam sobie, żeby w powieści gdzieś było wspomniane, że rodzeństwo pomagało Christinie w opiece nad matką, ale po jej śmierci zgłosili się po te resztki z jej majątku. A może czystości i cnoty? Jak widać na przykładzie ciotki Christine też nie bardzo. W końcu ta dorobiła się majątku uwodząc żonatego mężczyznę. Sama zresztą zachowała się wobec swojej siostrzenicy jak dobra pani z opowiadania Elizy Orzeszkowej. To może jest to powieść o sile miłości? Może trochę. Nie wiadomo na ile chodzi o siłę uczucia, a na ile o lęk przed samotnością. Niech więc będzie, że chodzi o pokrewieństwo dusz, o wspólne bycie ze sobą.

Myślę, że poszukam kolejnej powieści Zweiga, choć może nie od razu. Dam sobie chwilę wytchnienia.

3 komentarze:

  1. Czytałam i bardzo mi się podobała ta powieść. Ale muszę przyznać, że Christine mnie denerwowała. Była zbyt zachłanna, nie umiała pogodzić się ze swoją sytuacją, za dużo chciała. Nie podobało mi się jej zachowanie.
    Polecam Ci "Niecierpliwość serca" tego autora. Cudo! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Niecierpliwość serca" sobie zapiszę. Ja akurat rozumiałam Christine. W końcu jej codzienność, aż do pobytu w hotelu to była wegetacja. A potem zachłysnęła się życiem. Zgadza się była zachłanna, bo czuła, że to w każdej chwili może się skończyć. A potem... No cóż to porównanie przepychu z rozpadającymi się kocami mogło zmienić nastawienie do świata ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zweig - trochę zapomniany pisarz, a szkoda...

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...