Powieść Kroniki portowe jest napisana przepięknym językiem.
"Lecz wydarzenia zwarły się wokół niego jak sześć ścian metalowej skrzynki".
"Był jakby drzewem, ona zaś ciernistą gałęzią wszczepioną przypadkowo do jego boku, raniąc jego korę przy każdym podmuchu wiatru".
Tutaj znajdziecie bardzo ciekawy wywiad z autorką. W 2001 roku powstał też film z doskonałą obsadą. Widziałam tylko zwiastun i na razie mogę powiedzieć tylko tyle, że Kevin Spacey jest za przystojny do tej roli. Zupełnie inaczej wyobrażałam sobie Quoyle'a. Przede wszystkim to miał być potężny mężczyzna, wysoki i gruby, z rudą, rzadką czupryną. Żaden z niego przystojniak, doprawdy. Znalazłam zresztą odpowiedni opis w książce:
"Z wyglądu bowiem przypominał ogromny, wilgotny bochen chleba. W wieku sześciu lat ważył osiemdziesiąt funtów, mając lat szesnaście, ginął pod górą mięsa. Ogromna głowa bez szyi, rudawe włosy zaczesane do tyłu. Twarz pomarszczona jak zaciśnięta pięść. Oczy o barwie gliny. I ów monstrualny podbródek przypominający półkę doczepioną do dolnej części twarzy".
Oglądałam film. Podobał mi się, a do amerykańskich produkcji podchodzę zazwyczaj z dystansem. Po Twojej recenzji mam ochotę sięgnąć po książkę.
OdpowiedzUsuńJeśli książka jest choć w połowie tak dobra jak film, to "jestem" :-)
OdpowiedzUsuńGdyby główny bohater wyglądał w filmie tak jak w książce, to pewnie nikt by nie chciał filmu oglądać i dlatego wzięli Kevina ;). Książka brzmi ciekawie, okładka mnie przyciągnęła :).
OdpowiedzUsuńCzytalam kiedyś i niestety teraz pamiętam tylko,że mi się podobała. Muszę sobie przypomnieć.
OdpowiedzUsuń