wtorek, 12 kwietnia 2011

Wicked czyli Zła Czarownica z Zachodu


Kiedy książka Georga Maguire Wicked: the life and times of the Wicked Witch of the West znalazła się w bibliotece, obejrzałam ją dokładnie i postawiłam na półce z literaturą dla dzieci i młodzieży. Przyznaje, oceniłam ją po barwnej okładce, ładnych ilustracjach w środku i po krótkiej notce na okładce. Zgodnie z informacją od wydawcy książka miała opowiadać o wydarzeniach w baśniowej krainie Oz widzianych z perspektywy Złej Czarownicy z Zachodu. Kiedy zaczęłam ją czytać, natychmiast przestawiłam ją na półkę z literaturą dla dorosłych czytelników. Po namyśle stwierdziłam, że może jestem trochę przewrażliwiona. W każdym razie, jeżeli już młodzież miałaby sięgnąć po tą pozycje, to jednak ta trochę starsza.

Moim zdaniem jest to jeden z problemów związanych z odbiorem tej powieści, właściwie nie wiadomo do jakiej grupy docelowej jest ona skierowana. Nie można zaprzeczyć, że są tutaj dość wyraźne wątki dydaktyczne. Mniejszości walczą o swoje prawa obywatelskie, a przez całą powieść przewija się pytanie o istotę zła. Właśnie, Wicked pełne jest "tych złych", ale brakuje dzielnego szeryfa. Nie ma w zasadzie postaci, którą można by polubić. Nawet Elfabę. Tak wiem, to przecież przyszła Zła Wiedźma Zachodu, ale mimo wszystko podejrzewam, że autorowi zależało na tym, żeby pokazać ją w innym świetle. Jeżeli my czytelnicy nie możemy z jakiś przyczyn jej polubić, to chociaż powinniśmy ją zrozumieć. Dla mnie to nie było takie proste. Nie do końca też rozumiem dlaczego Nessaroza stała się Złą Czarownicą Wschodu. Fanatyzm religijny wszystkiego nie tłumaczy. Dlaczego Elfa była uczulona na wodę? Tego również nie jesteśmy w stanie się dowiedzieć.

Chciałabym jeszcze napisać o polskim wydaniu powieści, bo tak się złożyło, że od połowy przeczytałam Wicked już po polsku. Polski wydawca zrezygnował z ilustracji, dobrze, że choć zachował mapę Krainy Oz. W wydaniu amerykańskim na każdej stronie w prawym górnym rogu, znajduje się mały rysunek, różny dla każdej z pięciu części. I tak na przykład przez całą część Gillikin towarzyszy nam mały portret doktora Dillamonda. Polski wydawca zdecydował się tylko na małką ikonkę wiedźmy na miotle. Dodatkowo, możemy w książce obejrzeć zdjęcia z musicalu Wicked. Dla mnie było to bardzo ciekawe, bo przecież nie przypuszczam, żebym miała kiedykolwiek zobaczyć ten musical na żywo. Trochę szkoda, że polska wersja tej powieści została wydana dużo skromniej.

2 komentarze:

  1. Bardzo lubię "Czarnoksiężnika z Kariny Oz" i strasznie chciałabym przeczytać tą powieść :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O, byłam raczej negatywnie nastawiona, myśląc właśnie, że książka typowo dla dzieci, ale może może dobra?

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...