Przyznam, ze bardzo lubię czytać opisy biurowca Agencji. Te tajne przejścia i niezwykłe rozwiązania logistyczne. Na przykład w jednym z działów kierowniczka archiwum spraw rozwiązanych nigdy nie widuje swoich podwładnych. Rozpoznaje ich tylko po kaszlu i innych odgłosach. Sama przechadza się między rzędami skrzynek katalogowych, które znikają w pomieszczeniach małych biur, znajdujących się z drugiej strony ściany. Do niektórych sal można wejść tylko po drabinie. Inne mają ukryte przejścia. Windziarz pilnuje, żeby nikt nie zabłąkał się na nie swoim piętrze.
Charles, prosty urzędnik z 14 piętra, zostaje detektywem piętra 29. A potem zaczyna rozwiązywać sprawę zniknięcia swojego poprzednika w której więcej jest pytań niż odpowiedzi. Czasami nawet trudno określić kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Akcja dzieje się w świecie przypominającym trochę Anglię z przełomu wieku XIX i XX wieku – stroje, używane sprzęty, środki komunikacji.
Wszystkim, którzy szukają w powieściach tej niezwykłej aury tajemniczości polecam Manual of detection” z czystym sumieniem.
Tytuł na pewno jest chwytliwy:) Z twojej recenzji mogę wywnioskować że książka także.
OdpowiedzUsuńSzkoda że nie ma po polsku ;-)
OdpowiedzUsuńJak przeczytałem opis skojarzyła mi się "Smierć Nekromanty". Zwłaszcza ten XIX wieczny klimat.