"Unicestwienie" i "Ujarzmienie", czyli pierwsza i druga część trylogii Southern Raech, to przykład na to, że nawet powieści których akcja sunie bardzo powoli, mało się dzieje po prostu, mogą wciągać bez reszty. W tym przypadku chodzi o atmosferę, to powolne budowanie napięcia. Obie książki "połknęłam", wykorzystując każdą wolna chwilę. "Unicestwienie"zobaczyłam kilka miesięcy temu w kiosku. Było dołączone do jakiejś kobiecej gazety za dziesięć złoty. Przyznam, że nieźle mnie to zdziwiło, rozumiem romans, ale fantastyka? Kto by pomyślał? Kupiłam, oczywiście. Wcześniej czytałam pochlebne recenzje w "Nowej fantastyce" i nie zawiodłam się.
Pierwsze skojarzenie z powieściową Strefą X, to oczywiście Zona z "Pikniku na skraju drogi". Na szczęście to zupełnie inny przypadek. Chociaż, nie czytałam jeszcze 3 tomu, więc nie wiem jak to się dalej rozwinie. Mamy więc tajemniczą strefę X i grupę ochotniczek, które mają zamiar wydrzeć jej tajemnicę. Potem jest trochę jak z "The Blair Witch Project" (też nie do końca, oczywiście).
W "Ujarzmieniu" poznajemy sprawę od zewnątrz. Bohaterem jest nowy dyrektor Southern Raech, czyli jednostki badawczej zajmującej się Strefą X. Kontroler (taką ksywkę przyjął nowy dyrektor) próbuje zebrać istotne informacje, złożyć tę układankę w logiczną całość. Składa raporty swojemu tajemniczemu przełożonemu. O czym mówi? O dziwnym zachowaniu pracowników, przerażającej taśmie wideo, roślinie, która nie umiera. Bardzo się stara, ale zamiast odpowiedzi, znajduje tylko nowe pytania.
To nie jest powieść grozy, straszy tylko trochę, subtelnie. Mam nadzieję, że autor ma pomysł na zakończenie tej historii i już nie mogę się doczekać trzeciego tomu.